Rozdział 5

97 6 1
                                    

Boże, ja naprawdę się wyspowiadam ze wszystkiego i nawet pójdę na pielgrzymkę, tylko błagam, żeby zniknął z tego pomieszczenia. Bądź cokolwiek. Może go nawet piorun walnąć. Będę z tego powodu niezmiernie zadowolona. Chciało mi się płakać. Może jednak nie jest on tym kryminalistą? Tylko sobie coś ubzdurałam?

Zauważyłam mały, lecz istotny szczegół. W jego bluzie było coś wypukłego, w kształcie litery „L". Zaraz, w tym kształcie jest pistolet... Dobra, jednak jest kryminalistą. Gdybym mogła się cofnąć w czasie, to nie przyszłabym dzisiaj na uczelnie. Mogłam ją olać, ale nie, przecież chciałam dobre wrażenie zrobić. Pierdolenie.

Białowłosy ściągnął kaptur i przysiadł się do mojej ławki. Kurwa, błagam, wyparuj, nie wiem, kurwa, cokolwiek zrób, byleby ciebie tutaj nie było. Jego ciemne oczy przypatrywały się mnie, czułam to, jednak ja na niego nie chciałam patrzeć. Cholernie się bałam.

Ingrid, udaj, że go tu nie ma. On jest tylko duchem z twoich koszmarów.

Jak miałam sobie to kurwa wyobrazić, jeżeli to nie był sen, bo nie przyleciał po mnie jednorożec ze skrzydłami? Czy tam pegarożec, jeden chuj.

Chłopak przybliżył się do mnie, przez co czułam jego oddech na twarzy. Jakim cudem kryminalista w tak wielkim mieście zamiast pójść na inne studia, poszedł akurat na te? Ja to jednak miałam szczęście. Albo jego brak.

- Boisz się mnie, mam rację? - Spytał mnie swoim aksamitnym głosem. Cisnęło mi się na usta coś chamskiego, ale jedyne co mnie zatrzymało to to, że jest on mordercą, który mógłby mnie w szybki sposób zabić. Więc nie, nie powiem tego. Lubię swoje życie.

Nie odpowiadałam chłopakowi, bo co miałam odpowiedzieć? Jeżeli się kogoś boi, to nigdy nie mówi się mu tego prosto w twarz. Tata mnie tego nauczył i zawsze stosuję się do tego. Tak unikasz kłopotów, bo bestia, która wie, że ofiara się jej boi, czuje silniejszy głód.

Ciekawiło mnie bardzo, dlaczego zgodzili się go przyjąć na uczelnię? Przecież podobno każdy go zna z widzenia, a jeżeli nie, to z plotek. On nie ma przypadkiem do takich rzeczy zakazu jakiegoś? Byłoby to rozsądne.

Próbowałam się skupić na zajęciach, jednak coraz bardziej chciałam po prostu z nich wyjść. To byłoby łatwiejsze, jednak nie ucieka się od problemów. A tym bardzie tych, które w łatwy sposób mogły by cię szybko znaleźć i zamordować. Wolałam być w większym gronie osób, bo jeżeli nawet by to zrobił, to by poszedł do więzienia.

- Nie ignoruj mnie - warknął cicho, na co się spięłam. Co on chciał tym osiągnąć?

I wtedy poczułam to. Boże, on zaczął kręcić kółka na moim udzie. On chciał, żebym zwróciła na niego uwagę, czy sprowokować? A może jedno i drugie. Ważniejsze jest to, że ponownie dałam upust swoim emocjom. Wstałam z miejsca, czym wzbudziłam uwagę wszystkich zebranych i dałam z liścia chłopakowi obok, na co on złapał się ręką policzka. Wszyscy zrobili typowe „Uuuu!" i szczerze? Miałam gdzieś to, co inni teraz sobie pomyśleli. Ja nie dam się w taki sposób innym traktować.

- Może i się ciebie boję, ale nie daje to tobie prawa, żeby mnie dotykać w nieprzyzwoity sposób! - Warknęłam, na co chłopak lekko się uśmiechnął. Psychopata jebany. - I będę cię ignorować, bo nie jesteś wszech bogiem, żebym wypełniała twoje rozkazy!

- Ale jednak tego nie robisz. Nie ignorujesz mnie - uśmiechnął się zwycięsko Ares, a we mnie się krew gotowała. Powinni go wysłać do psychiatryka na wydział specjalny.

- Pierdol się - ponownie warknęłam i wystawiłam w jego stronę środkowy palec oraz wyszłam z sali. Słyszałam głos nauczyciela, który krzyczał coś za mną, jednak byłam za bardzo wkurwiona, by słyszeć coś innego niż bicie własnego serca.

The path to victoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz