Rozdział 14. Skrzydlate wsparcie

401 34 7
                                    

Chwycił Desi w ramiona, żeby mu się nie wyśliznęła, i dwoma mocnymi ruchami skrzydeł znalazł się w powietrzu. Zdecydowanie znaleźli się blisko celu, lecz wciąż musieli przelecieć kilka kilometrów. Orobas domyślił się, że również tym razem winny był krąg ochronny, który trzymał ich na odległość.

Kobieta nieskoordynowanym ruchem wytarła krew spod nosa. Oddychała równomiernie, choć ciężko. Zaczęła co rusz kłaść i podnosić głowę z jego ramienia.

– Mój anioł – wyszeptała. Wyciągnęła słabą dłoń w kierunku jego piór.

– Znowu masz gorączkę? – mruknął, przyciskając usta do czoła kobiety. – Ach, czyli tak sobie po prostu mamroczesz.

Szturchnęła lekko jego skrzydło, nie miała siły na więcej. Palce ułożyła tak, by cały czas stykać się z nasadą. Wyczuwała stabilne ruchy, przyjemną twardość stelaża, skrytego pod opierzeniem.

Lecieli nie więcej niż pięć minut, gdy zobaczył szybko zmierzający ku nim obiekt. Niesiony promieniami słońca, skracał pozostały między nimi dystans w mgnieniu oka. Wkrótce Shireriel, anioł południa, któremu blask dnia dodawał prędkości, pojawił się praktycznie przed nimi.

– Orobasie – zawołał zaskoczony. – Tak coś czułem, że to dobra dusza do nas zmierza. Pozwólcie.

Otoczył ich zapach ciepłego siana, kiedy anioł podleciał bliżej. Orobas widział w jego ciemnych, gorejących oczach zatroskanie. Shi ucałował wpierw jego czoło, a potem Desi. Kobieta zatrzepotała rzęsami, ale specjalny zapach i ciepło anioła ukołysały ją do snu.

– Porozmawiamy u was, dobrze? – Bass zapytał z napięciem, a anioł od razu przytaknął.

– Oczywiście. – Z jego skrzydeł spadło parę dorodnych kłosów pszenicy, gdy kilkoma potężnymi machnięciami nakierował ich w stronę swojego domu.

Nie odmawiał sobie jednak częstego zerkania w ich kierunku. Bliskość anioła bardzo uspokoiła i trochę ukoiła Desi, Bass wyczuwał, że nie tylko udzielił im zezwolenia na przekroczenie bariery, ale także błogosławił kobiecie.

Po przeleceniu ponad Pierwszą Bramą, Shi wstrząsnął silny dreszcz. Demon ze zmartwieniem stwierdził, że stanowczo za dużo oddawał swojej mocy, żeby wzmacniać barierę.

– Co się stało, że się odgrodziliście? – Orobas zapytał cichym, ponurym tonem.

– Zakon – wyjaśnił z prostotą. Usta wykrzywione miał gorzką złością. – Doszły do nas pogłoski o całej sytuacji dosłownie na chwilę przed ogłoszeniem Metatrona i chwilę później zostaliśmy przez nich napadnięci.

– Kurwa, mają naprawdę rozległą sieć. – Same Stany Zjednoczone były ogromne, a i tak dobrze pokrywali ten obszar. Przeniesienie się do Irlandii oznaczało tylko jedno: mogli być wszędzie. Przycisnął Desi mocniej do piersi, jakby w obawie, że samo wspomnienie o akolitach zrobi jej krzywdę. – A przede wszystkim są dobrze skomunikowani.

Shireriel zgodził się bez chwili zawahania.

– Od razu po ataku postawiliśmy barierę i nikt nas już nie nachodził, Hank także jest bezpieczny podczas pracy w miasteczku. – Niepokój przemknął przez twarz anioła na wspomnienie o ich Kotwicy. – Mimo to chodzę z nim ja albo Jalalia, bo uparty cap nie chce odpuścić.

Usta Bassa wygięły się w krzywym uśmieszku.

– Och, kogoś mi to przypomina – obaj zerknęli w kierunku Desi.

– Nie jesteś Zakotwiczony, ale przywiązany, dlaczego?

Wylądowali miękko na brukowanej ścieżce, prowadzącej od małego, kamiennego ogrodzenia do pięknego domu z ciemnego, miejscami omszałego kamienia. Wokół było zielono, troszkę mgliście przy dolinach, lecz przepięknie. Czuło się tu aurę anielskiej mocy.

Incubi Amore. Na jej wezwanie [+18]✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz