Dzięk budzika dobiegł do moich uszu. Nie byłam przyzwyczajona do tak wczesnego wstawania, pracę zaczynałam dopiero od 10.00, więc mogłam na spokojnie wstawać o 8.00. Myśl, że już za dwie godziny będziemy w samolocie w drodze do Las Vegas, aż rozpierała mnie od środka. Wstałam w podskokach z łóżka cała uradowana.
Tą piękną chwilę zepsuły mroczki przed oczami, pewnie za wcześnie wstałam albo jeszcze skutki upadku się wdają w znaki. Nie robiłam sobie z tego niczego wielkiego.
Po szybkim umyciu się, ubraniu i pomalowaniu zbiegłam na dół do mojego przyjaciela.
Dzisiaj postawiłam na coś luźnego i wygodnego, co prawda lot miał trwać około półtorej godziny aczkolwiek na pewno, by było gorąco i coś zwiewnego się z pewnością przyda.Założyłam lniane spodenki koloru białego i do tego biały top, na to również zarzuciłam białą lnianą koszulę, która była z trzy razy na mnie za duża, ale liczy się, że pasuje do outfitu.
Włosy zostawiłam rozpuszczone.- Dzień dobry, młoda. Pięknie wyglądasz. - Tym słodkim akcentem przywitał mnie mój najdroższy przyjaciel.
- Dzień dobry, ty też niczego sobie dziś wyglądasz. - Chciałam mu podogryzać, trochę zbyt długo było spokojnie.
Miał na sobie kremowe, jeansowe spodenki i na to białą, luźną koszulę w czarne mini palemki, którą zostawił rozpiętą pokazując swoje umięśnione i opalone ciało.
- Jakbyśmy czytali se w myślach. Dzisiaj dzień bieli. - zaśmiałam się podchodząc do niego.
- No widzisz. Te same mózgi.
- Ty mnie tu nie obrażaj. - Zmarszczyłam brwi.
- Aha... miło mi. - Założył ramiona pod piersiami i zrobił naburmuszoną minkę.
- Nie rób tak, bo ci zostanie. Nie dość, że żadna cię nie zechce to jeszcze nikt ci zdjęć nie będzie chciał robić, chyba że z workiem na głowie. Te ciałko zasługuje na medal. - przeszłam obok niego klepiąc go w tyłek.
Ten się odwrócił z wybałuszonymi oczami i otworzył usta jakby czekał aż mu coś do nich włożę.
- Samolocik leciiiii... - chwyciłam jabłko i włożyłam mu do buzi.
Gdy już miał je w ustach zrobił kęs po czym wziął owoc do ręki i odłożył na wyspę kuchenną.
- Ja wiedziałem, że czujesz do mnie pociąg seksualny, ale nie sądziłem, że aż taki. - uśmiechnął się zadziornie, a w jego oczach mogłam dostrzec małe iskierki.
- Nie rób sobie nadziei, biedaku. - poklepałam go po ramieniu.
- Biedakami to są ci, którzy za tobą latają jak muchy koło gówna, a ty im tylko ciągle uciekasz. Zakonnica. - zrobił znak krzyża ręką i dodał na koniec „amen".
- Słuchaj, jeśli widziałeś kiedyś gówno, które ucieka to jestem pod wielkim wrażeniem mocy draży, których zażywasz. Podzieliłbyś się chociaż, a nie, samolubie.
- A weź spadaj. - machnął na mnie ręką i podszedł do lodówki.
- Wczoraj wieczorem gdy byłaś u siebie, zrobiłem taki jakby deser, który nadaje się na śniadanie. Nie jadłem go wczoraj, bo miał być na dzisiaj, więc nie wiem czy jest dobry. Skosztuj. - wyciągnął dwie średnich rozmiarów miski i postawił je naprzeciwko nas.
- Taki ni to deser, ni to śniadanie, tak?
- Otóż to młoda damo. Mam nadzieję, że ci posmakuje. - podał mi łyżeczkę i zajęliśmy się jedzeniem.
Wyglądało pysznie, na dnie był kruchy spód, piętro wyżej duża ilość jogurtu naturalnego, potem płatki owsiane, na to gęsto dodane pokrojone na kawałki kiwi z bananem i do tego borówki polane czekoladową polewą. Nie żałował polewy i owoców, tak jak lubię. Zjadłam wszystko. Gdybym tylko mogła to był wylizała do zera.
CZYTASZ
FIRE ON FIRE|| DEVIL#1
RomanceTrylogia DEVIL Rosalie jest córką jednych z bogatszych ludzi w stanie Kalifornii. Pomieszkuje wraz z swoim najlepszym przyjacielem w Los Angeles, pracując w firmie marketingowej. Jej życie nigdy nie było spokojne. Doświadczyła wielu krzywd i traum...