Rozdział 24

1.5K 125 15
                                    

Krystian

– Agent 007? – niemrawy głos Grześka był ledwie rozpoznawalny, ale nie miałem wątpliwości, że to on. – Miło cię słyszeć. Agent 008 zgłasza się – jego żart w ogóle mnie nie ubawił. Był natomiast zrozumiały, zważając na stan pacjenta.

– Powiedz im, żeby zmniejszyli ci dawkę morfiny. Jak się czujesz?

– Eee... – sapnął. – Nie jestem pewien. Rwie mnie noga i boję się zajrzeć pod kołdrę. Wiesz... Te wszystkie filmy, na których człowiek budzi się w szpitalu i boli go kończyna, a potem okazuje się, że to ból fantomowy, bo tak naprawdę amputowano mu girę.

Hę?

– Jednak poproś o zwiększenie dawki. Możesz zajrzeć pod kołdrę albo nawet sobie w nią kopnąć. Nikt ci nie upierdolił nogi – poinformowałem, a następnie przeszedłem do powtórzenia faktów, które dopiero co mi przekazano. – Nie masz żadnych złamań. Pękła ci za to śledziona i wywołała wewnętrzne krwawienie. Miałeś... dużo szczęścia, zważając, że leżysz aż w Antalyi. W zasadzie... Tak gwoli ścisłości... to powiedziano mi, że cudem uszedłeś z życiem. Wykonano ci splenektomię metodą otwartą – nie musiałem tłumaczyć, że znaczy to tyle, co usunięcie śledziony za pomocą skalpela, a nie nowoczesnej, laparoskopowej techniki. – Jesteś zatem szczuplejszy o jeden organ, ale za to bogatszy w całą masę szwów. Nie licząc tych na brzuchu, masz też szesnaście na czole. Jeśli cię to pocieszy to stary Wójcik wygląda równie...

– Jebany się z nią ożenił – wtrącił.

No rzeczywiście to teraz twój największy problem.

– Twój stan określają jako stabilny – kontynuowałem.

– A to znaczy, że moja córka jest w kazirodczym związku – jęknął.

Widzę, że potrzebujesz powodów do prawdziwych zmartwień, przyjacielu. Zatem ci je podam. Nie dziękuj, proszę bardzo i na zdrowie...

– Trzeba ogarnąć sprawy ubezpieczeniowe. Nie muszę ci mówić, że w twojej krwi znajdował się alkohol? Szpital już marudzi, że chce kasę. Miałeś szczęście, że w ogóle się tobą zajęli.

– Ehhh... – westchnął. – Ile chcą mnie tu trzymać?

– Nie wiem, ale obstawiam, że pobyt w Turcji ci się przedłuży – zauważyłem. Raczej nie było szans, żeby wsiadł do samolotu za dwa dni.

– Jebany Wójcik. Po jasną cholerę do mnie przylazł?

– Dobra, stary. Wystarczy. Nie czas i miejsce. Stoję w towarzystwie i...

– O rany... Macie tam sensację, co? Słuchaj, stary... To, co mówiłem... Wtedy... Byłem nawalony. Zapomnij o tym, nie mam tego typu problemów.

– No i świetnie. A teraz się skup.

– Staram się, ale kurwa... Oni wzięli jebany ślub!

– Koniec – uciąłem. – Nie będę słuchał twoich smętów. Potrzebuję konkretów. Albo mi je dasz albo zrobię po swojemu – ostrzegłem. – Ja pytam, ty odpowiadasz. Chcesz się widzieć z Amandą czy nie?

– A ile wie?

– Na razie masz u niej status zaginionego.

– Jasna cholera! Natychmiast powiedz jej, że żyję, człowieku!!! I ogarnij tę swoją emocjonalną niepełnosprawność.

– Nie unoś się, bo się rozprujesz – wtrąciłem.

– Co z tobą?! Nie możesz pozwalać dzieciakowi myśleć, że jego tacie stało się najgorsze.

Pani Sarooo...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz