-Hyunjin żyjesz?!-z oddali krzyknął mój brat ale ja straciłem przytomność.
Obudziłem się w szpitalu nikogo obok mnie nie było. Nagle do pokoju wszedł lekarz.
-Pan Hwang?-zapytał lekarz podchodząc bliżej mojego łóżka.-Gdzie ja jestem...?-zapytałem przerażony a lekarz tylko westchną.
-Jesteś w szpitalu, ty i twoi rodzice mieliście wypadek-odpowiedział i automatycznie posmutniał.Zaszkliły mi się oczy.
-Jaki wypadek? Oni żyją?!-krzyknąłem a z moich oczu pociekły łzy .
-Niestety oni tego nie przeżyli...-powiedział i wyszedł z sali.
Zacząłem dusić się łzami. Straciłem wszystko w przeciągu sekundy. Nie widziałem co teraz zemną będzie,byłem przerażony jednocześnie załamany.
Po kilku godzinach wyszedłem z szpitala, na mnie już czekała jakaś pani. Zabrała mnie do sierocińca.
~po kilku latach~Do sierocińca przyszła młoda para, zostaliśmy wezwanie do salonu. Gdy staliśmy w rzędzie podeszła do mnie wysoka blond włosa kobieta, wszyscy już wiedzieliśmy co to oznacza.
-Moglibyśmy z nim porozmawiać?-zapytała kobieta wskazując na mnie.
-Tak zapraszam do pokoju- odpowiedziała jedna z opiekunek. Zabrała mnie do jakiegoś małego pokoju razem z tamtymi ludźmi.
Rozmawialiśmy przez godzinę, postanowili mnie zaadoptować,z jednej strony bardzo się cieszyłem z drugiej nie.~*~
-Hyunjin.. skarbie musimy porozmawiać-wzdrygnąłem się na te słowa. Nigdy nie lubiałem poważnych rozmów.-Zapisaliśmy cię do szkoły, wiesz.. jeżeli nie czujesz się na siłach to nie będziemy cie zmuszać- odpowiedziała łapiąc chłopaka za ręce.
-Mamo spokojnie..Jakoś sobie z tym poradzę, ludzie się zmieniają prawda?-powiedziałem wysyłając do niej uśmiech.
Kobieta odwzajemniła uśmiech i pogłaskała jego włosy.No to co jutro zacznę nowy..rozdział w swoim życiu?-Pomyślałem.