Rozdział IV

41 6 0
                                    

Gdy podjechaliśmy pod mój dom cały stres i napięcie zniknęły. Byłam wdzięczna losowi, że udało mi się dotrzeć do domu w jednym kawałku. I o ironio nie spodziewałam się, że stanie się to dzięki Williamowi...

– No to jesteśmy na miejscu. - skwitowałam odpinając pasy.

Czułam na sobie baczny wzrok chłopaka. Popatrzyłam na niego chłodno.

– Nie martw się pamiętam o twojej notatce. Zaraz ją przyniosę, zaczekaj.

– Nie zaprosisz mnie do środka? - zapytał posyłając mi kpiarski uśmieszek.

Spojrzałam na niego unosząc do góry brwi.

– Raczej nie. - rzuciłam szybko i złapałam za klamkę od drzwi.

Szarpnęłam za nie jednak nie udało mi się ich otworzyć. Usłyszałam cichy chichot za sobą. Czy on zamierzał sobie ze mnie robić żarty?

– Zazwyczaj dziewczyny od razu zaciągają mnie do... swoich domów.

– Ach no tak zapomniałam. Super bogaty, super przystojny i super bufon. Dziewczyny kochają takich, zwłaszcza jeśli są naprawdę toksyczni. Kombinacja idealna bad boyu.

Parsknęłam i szarpnęłam ponownie za klamkę.

– Czy możesz mnie wypuścić?! - fuknęłam poirytowana.

William wyszczerzył się.

– Nie masz za dobrych manier.

Westchnęłam.

– Jak widać ominęłam zajęcia z etykiety.

Gdy William w końcu odpuścił i wypuścił mnie z auta ruszyłam od razu do bramki posesji. Otwierając ją usłyszałam za sobą trzaśnięcie drzwiami.

– No nie wierzę... - mruknęłam cicho pod nosem.

Obróciłam się i szybko pchnęłam bramkę jednak chłopak był szybki i schwycił ją za nim zatrzasnęłam mu wejście przed nosem.

– Czy ty się wpraszasz? - odburknęłam marszcząc brwi.

– Na to wygląda. - wzruszył obojętnie ramionami i przepchnął się obok mnie.

Zaskoczona podążyłam wzrokiem za chłopakiem i obserwowałam jak swobodnie zmierza w kierunku drzwi od mojego domu. Domknęłam bramkę i naburmuszona ruszyłam niczym cień za Williamem. Po co on chciał niby wejść do mnie do domu? Jaki miał ku temu cel? Czyżby nie ufał mi co do zwrotu tego świstka papieru? Zamyślona wpatrywałam się bacznie w jego plecy. Nie podobał mi się fakt, że zamierzał się od tak po prostu wprosić, zwłaszcza, że nie miałam pewności kto jest w domu. Przecież moja matka dostanie szału jak go zobaczy!

– Intensywnie o czymś myślisz...

Głos Williama wyrwał mnie z zamyślenia.

– Możliwe. – mruknęłam i sięgnęłam do doniczki koło wejścia i wyjęłam spod niej klucz.

Chwyciłam za zimną klamkę i otworzyłam powoli drzwi.

– Wróciłam! – krzyknęłam w eter pustego domu.

Chwilę nasłuchiwałam jednak na mój krzyk odpowiedziała jedynie głucha cisza. Westchnęłam czując z jednej strony ogromną ulgę. Nie miałam ochoty na dramaty z Jane w roli głównej z powodu obecności chłopaka, którego ponoć nie powinnam w ogóle spotkać na swojej drodze.

– Cóż... - westchnęłam - dom jak widać jest pusty także ominie nas żenujące przywitanie z moimi rodzicami. Zapraszam.

Na ustach Williama rozgościł się cwany uśmiech zadowolenia. Zapaliłam światło w salonie i wstawiłam wodę na herbatę. Miałam ochotę na coś ciepłego po tej pokręconej akcji na imprezie.

Lalin Evans Akademia Absolutu - DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz