Rozdział 26

1.5K 128 52
                                    

Sara

Zdążyłam zupełnie puścić wodze fantazji – wyobraziłam sobie idealną relację teść-zięć... Widziałam to tak: Uroczy, podstarzały dom za miastem, otoczony bujną roślinnością. W nim duży salon z miękkimi fotelami, puchatym dywanem i kominkiem, dodającym więcej ciepła do pełnego miłości domowego ogniska. Uśmiechałam się na myśl o spędzaniu czasu z całą swoją rodziną, włączając w to brata, jego żonę i gromadkę dzieci, na które wujek Krystian patrzy z odrazą, nazywając: sraluchami, pokurczami i tym podobnymi stworami. Normalnie widziałam tę minę, była jak żywa i słyszałam te wszystkie chrząknięcia i pomruki niesmaku, czułam też jego dyskomfort spowodowany wszechogarniającymi go ze wszystkich stron wyrazami czułości, radości i miłości. Największy koszmar Krystiana? Znalezienie się w pomieszczeniu wypełnionym tęczami i jednorożcami. Jakież to rozkosznie zabawne i przyjemne fantazje...

Miałam świadomość, że to wszystko było całkowicie nierealne i nigdy się nie wydarzy. Naprawdę nie potrzebowałam potwierdzenia w postaci smsa od taty.

Najgorsze w grze, którą mężczyźni prowadzili między sobą było to, że zostałam w nią wciągnięta. Kompletnie nie wiedziałam co z tym zrobić.

Seksualne napięcie zastąpiło przygnębienie. Trasa mijała mi na zadumie, a żadne sensowne rozwiązanie problemu wciąż nie przychodziło mi do głowy. Byłam niemal pewna, że takowe nie istniało. Z kolei pozostałe opcje należały do tych ciężkiego wyboru. Nie potrafiłam sobie sama poradzić, a zwrócenie się po pomoc do Krystiana zdawało się być jeszcze gorsze. Odbiłby piłkę, tata by się zorientował, wojna gwarantowana.

Wykonanie polecenia taty równałoby się ze zdradą wobec Krystiana, a do tego nie byłam zdolna. Mogłabym nazmyślać, ale musiałabym bardzo skrupulatnie obmyślić kłamstwa. Jeden mały błąd rozpętałby piekło i znowu – wojna murowana.

Szpitalny budynek wyrósł przed moimi oczami zdecydowanie za szybko. Miałam wrażenie, że jechaliśmy kilka minut. Uświadomiłam sobie, że nawet, gdybym chciała donieść na Krystiana, nie miałabym co. I to właśnie było moim rozwiązaniem. Zamierzałam powiedzieć ojcu, że kompletnie nic się nie działo. Cisza i spokój.

– Myślisz, że Witek może ze mną wejść do sali? W sensie... parząc ze względu na tatę. – Głowa Amandy pojawiła się w przestrzeni między przednimi fotelami, inaczej nie byłoby jej słychać, muzyka wciąż grała głośno.

– Tak – odparł lakonicznie Krystian.

Boże, on jest nie do podrobienia...

– Nie zbywaj mnie teraz, błagam. Potrzebuję pomocy. Jak oceniasz jego stan psychiczny? Jak on przyjął te rewelacje? Może obecność Witka to za dużo, może...

– Amanda – przerwał jej ostro i wyłączył radio. – Głowa Grześka to nie twój problem. On jest dorosłym i silnym facetem. Witek może iść z tobą, a jeśli pacjent sobie z tym nie poradzi to sobie nie poradzi i ty też nic na to nie poradzisz. Nie da się upilnować byłego komandosa. Czy to jasne?

– Nie – burknęła dziewczyna. – Ty nic nie rozumiesz... – kontynuowała. – Jesteś zimny jak lód.

– Mówi się jak trup – bąknął, manewrując swobodnie autem.

Jezu, Krysteeek...

Sytuacja dziewczyny nie należała do zabawnych, dlatego musiałam mocno zaciskałać wargi, żeby nie parsknąć.

– Nie, Krystian... – Amanda westchnęła z rezygnacją. – Nie mówi się. To tylko ty nie masz uczuć.

– Ale mam mózg. I jeśli chciałbym się zabić to bym to zrobił. Koniec kropka.

Pani Sarooo...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz