Rozdział VII

3 0 0
                                    

Serena po raz kolejny obudziła się z nadzieją, że to wszystko było tylko złym snem. Jednak za każdym razem budziła się w tym samym pokoju, w którym uwięził ją Lysandre. Nie było zegara, więc mogła tylko przypuszczać, ile czasu minęło, jednak podejrzewała, że całkiem sporo (przyjmujemy, że w między wymiarami czas płynie inaczej).

Tak jak codziennie, po chwili pojawił się stół z jedzeniem. Dziewczyna przeciągnęła się i usiadła do śniadania. Smarując chleb masłem zastanawiała się, dlaczego jej przyjaciołom zajmuje to tyle czasu. Przecież już dawno powinni się zjawić. 

"Może faktycznie nie wiedzą, że zostałam porwana?" - spytała siebie Serena, jak zresztą codziennie. Powoli traciła nadzieję na ratunek i pogodziła się ze swoim losem. 

Kiedy zjadł i odeszła od stołu, ten zniknął. Jednak ku jej zdziwieniu drzwi otworzyły się i wszedł Lysandre i dwaj pomocnicy. Jeden z nich niósł walizkę.

- Dzień dobry Sereno. Jak się masz? - zagadnął ją Lysandre.

Dziewczyna zgromiła go wzrokiem.

- Oj, chyba jesteśmy nie w sosie - powiedział, widząc jej minę. - Mam nadzieję, że to się zaraz zmieni. 

Asystent trzymający walizkę otworzył ją. Lysandre wyjął z niej urządzenie, które przypominało pistolet. Dziewczyna poczuła przerażenie. 

" Trzymał mnie tu tylko po to, by na koniec mnie zabić? " - pomyślała ze zgrozą. 

- Nie obawiaj się, nie zabiję cię - powiedział Lysandre, jakby czytał w jej myślach - To urządzenie wysyła falę podobne do tych wysyłanych przez malamara. Dzięki temu jestem w stanie kontrolować ludzi. 

Ruszył w jej stronę, dziewczyna zaczęła się cofać, jednak po chwili natrafiła na ścianę. Kiedy Lysandre był blisko, wymierzył w nią z tej dziwnej broni i powiedział:

- Spokojnie, nie będzie bolało. 

Kiedy nacisnął spust, fale zaczęły wydobywać się z urządzenia. Kiedy dotarły do Sereny, zaczęła czuć, że traci kontrolę nad swoim umysłem. Próbowała z tym walczyć, lecz wtedy bolała ją głowa. 

- Nie walcz z tym, a ból minie - Usłyszała głos Lysandre. 

Jednak nie chciała się poddać. Jeśli się podda, będzie pionkiem Lysandre. Już nigdy nie zobaczy swoich przyjaciół. Oraz Asha. Ale ból był coraz większy i Serena czuła, że przegrywa. Wreszcie przestała walczyć i w ostatnim błysku świadomości zobaczyła uśmiechnięta twarz Asha, mówiącego jej imię. 

A potem czuła już tylko pustkę. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ash obudził się gwałtownie. Wydawało mu się, że słyszy Głos Sereny, wołającej jego imię. Chłopak miał nadzieję, że nic złego się jej nie stało. 

Ash przeciągnął się i poszedł do toalety. Obmył twarz zimną wodą, by otrząsnąć się ze snu i usiadł przy stole. Po chwili w miejscu, gdzie chłopakowi wydawało się, że jest ściana wysunęła się półka ze śniadaniem. Chłopak wziął tacę i zaniósł jedzenie do stolika. Kiedy skończył, odłożył pusta tacę na półkę, która wsunęła się z powrotem. 

Nie było za wiele rzeczy do roboty, Chłopak leżał więc i rozmyślał. Jego położenie nie było najlepsze. Nie miał jak się wydostać, a jego pokemony przetrzymywano w pokoju obok, pod jeszcze większą kontrolą niż jego. Bez swojego plecaka Ash nie miał narzędzi, by się wydostać. 

Z tych rozmyślań wyrwały go głosy osób idących po korytarzu. Nie był to głos żadnego z Ashów. Jednak wydawały się znajome. Po chwili trzy postacie pojawiły się w oknie celi Asha: dwoje ludzi i jeden pokemon. Ash od razu rozpoznał, kto to. 

Sam przeciwko światuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz