Leżę w jaskini, ale nie tej samej, w której polowały na nas kościotrupy. Ta jest ciemniejsza i bije od niej dziwna energia. Gdzieś w oddali pojawia się bladoczerwone światło i zdaje się, że to jedyna droga. Wstaję i od razu ruszam w kierunku światła. Czuję, że coś podąża za mną. To nic ludzkiego. Ta istota czegoś ode mnie chce, a kiedy biegnę, nie opuszcza mnie na krok. Chcę ukryć się w świetle, ale zdaje się być kompletnie poza moim zasięgiem. Istota wyciąga łapy w moim kierunku. Słyszę jak dyszy. Czuję dotyk ciepła na karku, a to gwałtownie wyrywa mnie ze snu.
Przed oczami mam brzydki biały sufit, z którego odchodzi farba. Okno nad łóżkiem jest uchylone i wpada przez nie gorące lipcowe powietrze. Uspokajam się. To nie był żaden oddech potwora. Przejeżdżam dłońmi po twarzy. Zawsze gdy za długo śpię, pojawiają się koszmary, bo mój organizm potrafi mnie obudzić tylko w tak brutalny sposób.
Willa nie ma w pokoju. Plecak cały czas leży na swoim miejscu. Zarzucam go na ramię i ruszam na poszukiwanie łazienki. Jest już dawno południe, a przed nami jeszcze połowa drogi.
Gdy wracam do pokoju, Will siedzi na balkonie i popija kawę. Dosiadam się do niego, biorąc spory łyk kawy. Chwilę go ignoruję, bo skupiam się na telefonie i na tym, co powinnam napisać mamie. Nie mam zamiaru dzwonić. Za każdym razem mam wyrzuty sumienia, gdy słyszę jej zmęczony głos. Wszystko dokładnie wyjaśnię po powrocie.
— W porządku? — pyta chłopak, a ja głośno wzdycham.
— Denerwuje mnie już to pytanie. Jestem na zabójczych wakacjach i na tym wolę się skupić. Jedziemy? Bo zaczynam odnosić wrażenie, że to mnie bardziej zależy na twojej duszy.
To prawdziwy cud, że w nocy jakoś dojechaliśmy pod hotel. Rozwaliłam oponę w samochodzie. Całe powietrze z niej zeszło, a to pozostawia nas z jednym rozwiązaniem,
— Nie możemy cały czas kraść aut — odzywam się, wsiadając do nowego pojazdu. Mój ton jest rzeczowy i mam wrażenie, jakbym już kolejny raz tłumaczyła dwulatkowi, że nie może zjeść klocków lego. Efekt jest dokładnie ten sam.
— Właściciel nie żyje od tygodnia, więc teoretycznie to nie jest kradzież.
— Więc jak to nazwiesz? — pytam.
— Przejęcie spadku, chociażby?
— Ciekawe jak wytłumaczysz policji, skąd masz ten spadek.
— Na szczęście, to ja siedzę za kółkiem, a nie ty, więc nie masz się, o co martwić.
Zakładam ręce na piersi.
— W nocy jakoś nie narzekałeś, kiedy prowadziłam — prycham pod nosem. Kątem oka, widzę, jak przewraca oczami.
— Oczywiście, że narzekałem. Po prostu nie słuchałaś...
— Och, wybacz, twoje chrapanie to zagłuszało. A podobno nie odczuwasz zmęczenia?
Marszczy brwi.
— Przeważnie tak jest. Nie wiem, co się zmieniło...
— Zmień bieg.
Wybucha śmiechem na moją uwagę, ale faktycznie zmienia bieg.
— Moja droga, jeżdżę samochodami, od kiedy pierwszy powstał w dziewiętnastym wieku, więc proszę nie mów mi jak prowadzić.
Wybija mnie to z rytmu. Zapomniałam o tym aspekcie, że jest znacznie starszy niż wygląda.
— To ciekawe — stwierdzam, uważnie mu się przyglądając. — Tylko proces starzenia się zatrzymał? Reszta funkcji życiowych po prostu została zmodyfikowana do minimum?
CZYTASZ
Dziewięć Kluczy
FantasiKoniec kwietnia. Wyjątkowo słoneczny dzień. Poranek jak każdy inny, nie licząc snu, który prześladuje Kaitlyn od dziecka. Ale przecież każdy z nas czasami śni. Jednak kiedy postać ze snu pojawia się na korytarzu w szkole, Kaitlyn ma bardzo złe prze...