ROZDZIAŁ 34

30 2 0
                                    

LILY

Od kilku tygodni byłam narzeczoną Nicka. Przyszłą panią Russel. Boże, wciąż nie mogę uwierzyć w to, co stało się tego jednego wieczoru. Nigdy wcześniej się tak nie czułam. Z pewnością mogłam stwierdzić, że wygrałam na loterii.

Mimo upływu czasu, wciąż zachwycałam się pierścionkiem, który dumnie prezentował się na moim palcu, chociaż był to dla mnie tylko symbol. Większą wartość miały dla mnie słowa, jakie skierował do mnie Nick. Cały ten czas odbijały się echem w mojej głowie, dzięki czemu w końcu mogłam być w pełni szczęśliwa.

Zaczęłam doceniać każdą chwilę, jaką ofiarował mi Bóg. Byłam wierząca, więc wiedziałam, że to On zesłał na moją drogę Nicka i Rose. Przyzwyczaiłam się już, że sześciolatka jest moją córką. Że to właśnie mnie wybrała na swoją mamę i za każdym razem, myśląc o tym, rozczulam się i wzruszam.

Jednym z momentów, który doceniałam najbardziej, był wspólny poranek. Robiłam kawę dla siebie i Nicka, tosty piekły się w piekarniku, a Rose rysowała przy stole. Było to tak cholernie bezcenne, że gdy wcześniej uwielbiałam moje samotne poranki, teraz nie chciałabym do nich wrócić.

Nową rutyną stały się spacery, na które chodziliśmy od razu po śniadaniu. Zazwyczaj udawało nam się wychodzić całą trójką, dlatego tym bardziej było to wyjątkowe. Może dla kogoś byłby to zwykły spacer, jednak dla mnie, jako osoby, która w końcu mogła polegać na kimś innym, która nie była sama ze swoimi myślami i problemami i która miała oparcie w swoich najbliższych, było to czymś niezwykłym i powodowało ogromną wdzięczność.

Czasem jeszcze wpadałam w stany głębokiego smutku, ale były to pojedyncze epizody. W trudnych chwilach mogłam zadzwonić do Theresy, która zgodziła się na przerwanie moich sesji terapeutycznych, widząc jaki postęp w ostatnim czasie osiągnęłam. Często przychodziła do nas, by poznać Rose i przekonać się na własne oczy, że wszystko ze mną w porządku.

A była to zasługa Nicka i jego miłości, którą odważył się podarować komuś takiemu jak ja.

***

Siedzieliśmy w bawialni, gdzie Rose miała okazję się wyszaleć i poznać nowych kolegów i koleżanki. My z Nickiem również poznaliśmy mamę jednego chłopca, Kate, która jest samotną mamą, ale radzi sobie całkiem nieźle.

- Tato chodź tu! - usłyszeliśmy, a Nick niechętnie wstał od stolika. Oczywiście jego niechęć była udawana, bo ten facet zrobi wszystko, by uszczęśliwić tego małego brzdąca.

- Podziwiam was. - usłyszałam od Kate.

- Dlaczego? Nie rozumiem.

- Jesteście bardzo młodzi, a tak dobrze sobie radzicie z wychowywaniem dziecka. To naprawdę jest godne pochwały. - uśmiechnęła się, na co ja pokiwałam głową.

Nie mówiliśmy nikomu, że Rose nie jest naszą biologiczną córką, bo to nie miało dla nas żadnego znaczenia, a zapewne spowodowałoby jakieś beznadziejne plotki, na które nie mieliśmy ani ochoty ani siły.

Po chwili zobaczyłam jak mój narzeczony z córką zjeżdża na ogromnej zjeżdżalni, wprost do basenu wypełnionego kulkami. Był to tak komiczny, a zarazem słodki widok, że wyjęłam telefon i zaczęłam nagrywać.

Byłam pod wrażeniem tego, jak Nick zmienił się przez te kilka miesięcy. Wcześniej miałam go za takiego palanta, że współczułabym każdej kobiecie, która postanowiłaby się z nim umówić, a teraz? Teraz był to mężczyzna marzeń każdej kobiety. Szczery, czuły, romantyczny. Cóż chcieć więcej?

Po szaleństwie naszej córki, wspólnie zdecydowaliśmy, że pójdziemy na obiad do jednej pizzerii. Dawno nie jedliśmy pizzy, a przecież to było ulubione danie Rose. Droga zajęła nam pół godziny i zdążyliśmy usłyszeć z pięćdziesiąt razy „a daleko jeszcze?", więc mieliśmy już dość tej podróży.

Zajęliśmy stolik i złożyliśmy zamówienie. Nagle drzwi do środka lokalu się otworzyły i stanęła w nich dobrze znana nam blondynka. Chloe nas nie zauważyła, ale ja od razu się spięłam, nie wiedząc, czego można było się po niej spodziewać.

Usiadła niedaleko nas z jakimś mężczyzną, którego za cholerę nie znałam. Jednak po minie Nicka wywnioskowałam, że on znał go doskonale.

- Wszystko okej? - położyłam dłoń na jego udzie.

- Tak. Nie przejmuj się. - powiedział wymijająco, ale ja wiedziałam, że za chwile coś może się wydarzyć.

I wcale nie miała być to pozytywna sytuacja.

Lonely souls [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz