Rozdział 19. Krok pierwszy

339 36 1
                                    

Oszołomienie faktem, że ta ludzka kobieta, wcześniej spokojnie śpiąca w królewskiej sypialni, była tak naprawdę Kluczem, nie chciało przeminąć. Za swoimi plecami miał istotę, która w nieodpowiednich rękach mogła rozpocząć dzień Sądu Ostatecznego.

Zero stresu, ani kapkę.

Przez długi czas, podczas którego Desdemona rozmawiała z Lucyferem, stał sztywno niczym kołek pod ścianą tuż obok drzwi. Przeznaczona dla Trójcy obudziła się po jakimś czasie, jej chwiejne kroki obijały się echem w pustej przestrzeni korytarza. Orobas nabrał tak wiele powietrza, że aż zakręciło mu się w głowie. Ręce miał przedziwnie spotniałe i po chwili zorientował się, że po prostu stresował się niczym przeciętny człeczyna.

Nie żeby chciał urągać ludzkim istotom, zwyczajnie było to dla niego kompletnym zaskoczeniem.

– Pani? – zapukał cicho, przemawiając głosem spokojnym, przepełnionym szacunkiem. Równie dobrze mógł brzmieć jak trzęsąca się osika, ale chociaż tyle dobrego, że słyszała go tylko ona. – Potrzebujesz czegoś? Wezwać Króla?

Przez tę cienką barierę mógł wyczuć, że była kompletnie zaskoczona jego obecnością. Cholera, czy ona była tu sama z jakiegoś powodu?

Szlag, może teraz dopiero mu ktoś głowę urwie...

– Czy mógłbyś mi przynieść jakąś książkę? Jakąkolwiek? – głos kobiety był niebywale pogodny, melodyjny. Orobas obiecał, że wróci w przeciągu chwili.

Biegł do biblioteki aż się za nim kurzyło. Wiedział, że zachowywał się głupio, ale nie wyobrażał sobie, jak samotnie musiała się czuć, skoro była tutaj w pałacu. Odizolowana od wszystkich, tak pilnie strzeżona.

No dobrze, miała niby trzech typów na swoje usługi, ale Klucz ujawniał się po tym, jak stracił wszystko na Ziemi.

Zupełnie jak Desi.

Orobas na samą myśl poczuł ból w sercu.

Królewska Biblioteka była przepastnym, pozornie i dosłownie, miejscem nieskończonym. Orobas tylko raz zabłądził w alejkach, ale to błądzenie trwało kilka dobrych godzin – jeśli nie dzień. Już nigdy więcej nie pozwolił sobie na ciekawość w tym miejscu. Po fakcie dowiedział się, że poza główną aulą trzeba spacerować z intencją lub determinacją. Jemu się po prostu nudziło i biblioteka sobie z nim pogrywała. Podejrzewał, że między regałami znajdowały się portale do innych siedzib Książąt oraz Archaniołów. Szczerze wątpił, by ktokolwiek z nich wyraził na to zgodę, lecz raczej nie rzucili Królowi tego w twarz.

Teraz Bass wiedział dla kogo ma zabrać woluminy i było teoretycznie łatwiej. Pierwsze lobby wypełniały odległe szelesty kart oraz skrobanie piór. Wyczuwał tutaj mało istot żywych, wyłączając tego, który pilnował. Ni to anioł, ni demon... coś ukochało sobie to miejsce, wspierając Lucyfera.

Gdy Bass wkroczył do środka niczym pocisk, nic go nie przywitało.

Wybrał więc na czuja trzy trochę przypadkowe książki i pędem wrócił pod sypialnię. Chwilę mu zajęło, nim zrobił więcej, niż samo gapienie się na trzymane księgi. Zbierając się w sobie ponownie zapukał oznajmiając, że ma dla niej woluminy.

– Dziękuję – odpowiedziała trochę smutno. – Możesz zostawić je pod drzwiami, dobrze?

– Odwrócę się – obiecał łagodnie.

Ponoć jedno spojrzenie w oczy Klucza i z istotami Piekła miały dziać się okrutne, przewrotne rzeczy. Pradawne wizje Rafaela nie były jasne: z przezorności jednak zakładano, że lepiej nie patrzeć w głąb tej istoty, jeśli nie chce się postradać zmysłów.

Incubi Amore. Na jej wezwanie [+18]✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz