Sprawiedliwość | Levi Ackermann

62 9 0
                                    

Betowała Shadow-Blacknight (aka Vine)

|~_•_~|

Szczerze mówiąc, dopiero stojąc naprzeciwko jednej z ładnych, schludnych kamienic w Mitras, zdał sobie sprawę, że w jego decyzji nie było ani krztyny logiki i opanowania, wbrew temu co uparcie sobie powtarzał. Nie robił tego dla niczyjego dobra, nie obchodziły go polityczne przepychanki, nie mógł rościć sobie prawa do wydania sądu. Emocje gotowały się w nim od tygodni, nawarstwiające się zmartwienie doprowadzało go na skraj wytrzymałości. Minął tydzień od puczu wojskowego, a Levi wciąż musiał upewniać się, że Erwin żyje i ma się względnie dobrze. Że jego rany się goją, że w ledwie zabliźnioną tkankę kikuta nie wdało się zakażenie przez barbarzyńskie warunki, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z nieracjonalności tego strachu. Że skóra generała była ciepła, a serce biło swoim silnym, stabilnym rytmem.

Czasem, pomiędzy uderzeniami serca, niemal tęsknił za ekspedycjami. Wtedy był niedaleko, miał złudzenie kontroli nad sytuacją, a pod koniec dnia mógł na własne oczy zobaczyć, że Erwinowi nic się nie stało. Levi wiedział, że jeśli dobrze wykona swoją pracę, to zmniejszy szanse, że coś pójdzie nie tak. Wiedział, że Erwin jest w najbezpieczniejszym miejscu na terytorium tytanów - w sercu Korpusu Zwiadowczego. Kapitan posiadał również przekonanie graniczące z pewnością, że ta góra mięsa zdawała sobie sprawę z wagi swojego życia i nie wpakuje się w nic lekkomyślnego i bohaterskiego. Chłodna kalkulacja i wyrachowanie Erwina uspokajały Levia do stopnia, w którym czasem zapominał, że wszyscy zwiadowcy to pieprzeni idealiści. Uznał Smitha za stały punkt swojego życia, nienaruszalny posąg.

Statua jednak nie była tak trwała i wieczna jak czasem wydawało się jego naiwnym uczuciom.

Levi splótł ręce na piersi, przechylając głowę i gapiąc się na okna. Opierał się o murek otaczający budynek na rogu, co dawało mu przyzwoite możliwości obserwacji. Czasem w zasięgu wzroku dostrzegał śmiejący się, zarumieniony od alkoholu cel. Zaskakiwało go, jak ten głupiec mógł w spokoju pić. Nie czuł zimnego, cuchnącego oddechu śmierci na karku? Nie obawiał się o swoje życie? Jak rozpieszczonym trzeba być, aby w spokoju pić w takiej sytuacji? Żandarm spadł z przysłowiowego rowerka, ale nie wydawał się nawet zdawać sobie z tego sprawy.

Lekkomyślność. Odsłanianie się. Głupota. Bezbronność.

Przepis na upadek.

Stal ciążyła Leviowi w kieszeni marynarki, ale było to dziwnie pocieszające. Odwracało uwagę od rozszalałej w jego sercu furii przeplatanej zabójczym spokojem. Przenikające się i zwalczające emocje próbowały się wzajemnie zdominować, jak rozgrzane do czerwoności uczucia i racjonalność.

Widział urywki działań mężczyzny - rozmowa z jakimiś kobietami, błyszcząca w świetle świec szklanka wypełniona jakimś napojem, jednoznacznie erotyczny dotyk na krągłościach jednej z towarzyszek. Levi chciał na to patrzeć, ale jednocześnie wiedział lepiej. Nie odwrócił wzroku, a widok działał jak wiatr rozdmuchujący piekący żar wściekłości.

W związku ze zmianą rządu pracy okazało się znacznie więcej, niż mógłby przypuszczać. Erwin, jako prowodyr całego zamieszania i ktoś, kogo pozostali cenili, planował zostać w Mitras tak długo, jak było wskazane. Levi za to nie miał zamiaru opuszczać jego boku gdy nie było to absolutnie konieczne. Jak tylko oddalał się za bardzo, generała spotykało jakieś nieszczęście. Utrata ręki, długie dni tortur w areszcie. Niepokój bulgotał w kapitanie jak wrząca woda, ogień pod nią podsycany lękiem przenikającym najgłębsze części jego istoty.

Sprawiedliwość | Levi Ackerman ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz