Wyszliśmy z biura w ciszy i przez dłuższą chwilę nawet nie myśleliśmy żeby się odzywać. Rozmowa z tym człowiekiem jakoś wyprowadziła nas z równowagi, ale nie pod tym względem, że był irytujący. Po prostu on musiał dużo przejść.
Tak samo jak Pan Morris.
Nigdy bym się nie spodziewał, że nauczyciel mógł mieć tak okropne życie. W szkole nigdy nie był jakiś smutny ani nic. Co prawda można było go łatwo zdenerwować, ale i tak był raczej dość lubiany. Dlatego nie podejrzewam żadnego z uczniów jako jego potencjalnego zabójcy. Środowisko w jakim się kręcił w przeszłości albo po godzinach pracy nie było bezpieczne. Od razu nasuwało się podejrzenie, że ktoś z tego świata mógł chcieć mu zaszkodzić.
Ale kto?
Nagle moje myśli przeskoczyły na inny temat. Ten pocałunek. Na pewno mi się nie śnił, jednak dlaczego go nie wyjaśnimy? Wiem, że wygodniej udawać jest, że nic się nie stało, ale się stało i to coś poważnego. Nie powinniśmy tego przemilczać, ale co jeśli brunet nie będzie chciał o tym rozmawiać, albo zniszczy to naszą przyjaźń? Nie chciałem go stracić. Stał się chyba najważniejszą osobą w moim życiu i mimo, że przez całe życie żyłem bez takiej osoby, teraz za bardzo już się do niego przyzwyczaiłem.
- I co teraz? Nasz chyba główny podejrzany czyli ojciec Pana Morriss'a nie żyje. - zaczął George.
Musiałem się zastanowić nad odpowiedzią. W końcu to była poważna sprawa, nie zabawa. Nie każdy nastolatek zajmuje się prawdziwą sprawą morderstwa. Nie miałem nawet skąd wiedzieć co powinniśmy zrobić.
- Może póki co wróćmy do domu. Twojego albo mojego, jak wolisz. Później to przemyślimy na spokojnie.
- Zgoda. To możemy iść do mnie. - odpowiedział po czym ruszył dalej, a ja na chwilę zastygłem wpatrując się w niego.
Jakim cudem on przyjaźni się akurat ze mną? Taka wspaniała osoba. Pod tym względem jestem szczęściarzem.
- Wszystko w porządku Clay? - zapytał chłopak odwracając się w moją stronę.
Otrząsnąłem się.
- Tak, jasne. Sorki zamyśliłem się troszeczkę - odpowiedziałem drapiąc się po szyi, po czym od razu ruszyłem dalej.
Całkiem szybko znaleźliśmy się w domu bruneta szczególnie, że raczej nie mieliśmy wolnego tempa, a wręcz przeciwnie. Obaj chcieliśmy usiąść na wygodnej kanapie i przeanalizować wszystko, albo w końcu chociaż trochę odpocząć. Chyba to całe śledztwo bardziej zniszczyło nas psychicznie niż myśleliśmy, a nadal nie mamy sprawcy.
Weszliśmy do domu George'a. Myśleliśmy, że jesteśmy sami, jednak już po chwili usłyszeliśmy szczekanie. Chwila, jak to szczekanie?
Popatrzyłem zdezorientowany na brązowookiego, a on na mnie. Wcale nie miał lepszej miny odemnie. Staliśmy tak przez chwilę wpatrując się w siebie i nasłuchując, aż postanowiliśmy iść w stronę tego dźwięku.
Weszliśmy do kuchni w której przy wyspie kuchennej siedziała mama George'a, a obok niej stał mały golden retriever, który akurat podniósł wzrok z nad misek aby móc na nas spojrzeć.
- Em... Mamo? - zaczął brunet wyraźnie zdezorientowany całą sytuacją.
- Taka mała niespodzianka. To pies mojej koleżanki, ale przez to, że ma małe dzieci z uczuleniem to musiała go oddać. Nie chciałam żeby taki piękny piesek trafił do schroniska, więc postanowiłam go przygarnąć. Chciałeś psa, prawda?
- NO JASNE ŻE CHCIAŁEM!
Chłopak rzucił się w ramiona swojej mamy, a mi po policzku poleciała łza którą jednak szybko wytarłem. Po prostu widok ich relacji zawsze mnie rozczulał. Muszę przyznać po prostu, że byłem strasznie o to zazdrosny i byłem ciekawy jak to jest. Móc liczyć na swojego rodzica.
Schyliłem się do pieska, po czym wyciągnąłem jedną rękę do niego. Poczekałem chwilę, aż ją skończył wąchać i delikatnie zacząłem go głaskać. Dosłownie parę sekund później, szczeniak przewrócił się na plecy, abym ja mógł go głaskać po brzuchu.
- Chyba cię polubił - odezwała się kobieta, a ja wzdrgnałem się gdy zobaczyłem, że patrzyli na mnie już przez jakiś czas.
- No i dobrze. Przecież Clay jest tu tak często, że i tak widzieliby się prawie cały czas. - dodał brunet a ja się lekko zaśmiałem.
- Jak dla mnie Clay'a można nazwać członkiem rodziny, tak samo jak tego pieska.- powiedziała znowu mama George'a
Znowu po moich policzkach spłynęło parę łez. Rodzina? Ja mam rodzinę? Ale to taką prawdziwą rodzinę, a nie jedynie osoby z którymi mogę mieszkać?
Odwróciłem głowę bo mimo uśmiechu, wciąż moje oczy odmawiały posłuszeństwa.
- Dziękuję - wykrztusiłem w końcu, a dosłownie kilka sekund później poczułem, że jestem przez kogoś obejmowany.
Nawet nie musiałem patrzeć się za siebie aby widzieć, że to był George. Mimo wszystko zrobiłem to, aby móc go również objąć. Niestety w między czasie straciłem równowagę, a przez to, że brunet był o mnie całkowicie oparty, obaj runęliśmy na podłogę tak, że nawet piesek nas się wystraszył. Na szczęście najwidoczniej nic takiego się nie stało , ponieważ szczeniak dosłownie po chwili położył się miedzy nami chyba myśląc, że to jakaś zabawa.
Wszyscy się głośno roześmialiśmy, aż nawet nie zauważyłem kiedy mama George'a wyjęła telefon i zrobiła nam zdjęcia. Później gdy siedzieliśmy w salonie na kanapie i nam je pokazywała, mogłem śmiało stwierdzić, że mi się podobają. Mimo, że nie wyglądałem na nich najlepiej, ale po prostu się śmiałem. I właśnie to było wyjątkowe. Ten uśmiech był prawdziwy, tak jak raczej każdy albo większość gdy tylko jestem przy brunecie. Co ten chłopak ze mną robi?
Nagle jednak skończyły się nasze wygłupy, gdy na ekranie pojawiło się zdjęcie mamy George'a wraz z panem Morrisem. Było widać, że zdjęcie jest trochę stare, ponieważ obaj byli tam młodzi. Kobieta westchnęła i już chciała zamknąć ekran, ale nagle wepchnąłem jej tam rękę krzycząc
- Chwila!
- Co się stało?- zapytał zdezorientowany George.
- Ten tatuaż. Na ręce pana Morrisa.
- O ile dobrze pamiętam, miał go na prawdę długo - wtrąciła się kobieta.
- No tak. Nawet ja go kojarzę.
- No właśnie. Chłopak z którym się ścigałem miał dokładnie taki sam. Jestem pewien!
Brunet otworzył szerzej oczy i zaczął wgapiać się w zdjęcie, a kobieta patrzyła na mnie podejrzliwie. Zapomniałem, że ona nie miała pojęcia o wyścigach, ale nie zadawała żadnych pytań więc ja również nic od siebie nie dodawałem na ten temat.
- Możliwe, że faktycznie tamten chłopak miał ten sam, lub podobny. Nie widziałem jakoś bardzo dokładnie, było ciemno, ale też mi się tak wydaje - dodał w końcu brązowooki.
- Czyli najwidoczniej musimy go znaleźć.
- No chyba. O ile damy radę.
- Ja pójdę.
Obaj w tym samym momencie wystrzeliliśmy nasze spojrzenie na kobietę, z której ust padły te słowa.
- Na prawdę nie musisz mamo. Damy sobie radę.
- Słuchajcie, dość się już napracowaliście. Jesteście tylko dziećmi. Zostańcie w domu i sobie odpocznijcie, a ja to załatwie. Przypominam wam, że to ja zadawałam się z Olivierem. Też mam prawo wiedzieć, a po za tym myślę, że mogę znać tamto środowisko. Poznałam kiedyś paru jego znajomych, ktoś na pewno musi coś wiedzieć.
- Dziękujemy - powiedziałem nie chcąc się już za bardzo kłócić. I tak pewnie kobieta nie dałaby za wygraną, a ja chętnie odpocznę
CZYTASZ
Kiedy ciebie już nie ma [dnf]
Teen FictionClay jest chłopakiem z bogatej rodziny. Ma wszystko co powinno sprawiać mu szczęście, ale nie sprawia. Nie czuje sie kochany przez rodziców, ma mało prawdziwych znajomych oraz wszystko go już przytłacza i ma dosyć życia. Pewnego dnia jednak poznaje...