Rozdział 33 - Długa droga

63 7 3
                                    

Mijały dni, tygodnie, miesiące, a my czekaliśmy. W końcu tylko tyle mogliśmy zrobić.

Skończyły się wakacje i zaczęła się szkoła, a dokładniej to nasz ostatni rok w niej. Mimo, że mój kontakt z Goerge'm był dalej wspaniały i mogliśmy rozmawiać o wszystkim, to nie poruszaliśmy tematu Tyler'a, Pana Morrisa i raczej ogólnie wakacji.

Wciąż darzyłem bruneta wyjątkowym uczuciem, ale odłożyłem tą sprawę na później. I tak czas z nim nigdy nie był czasem straconym, a poruszając taki temat mógłbym wszystko tylko zepsuć. Po za tym, wciąż nie zachowywaliśmy się do końca "normalnie". Nasze śledztwo odbiło się na naszym zdrowiu psychicznym. Może nawet za bardzo. Dodatkowo, George często chorował. Nie wiedziałem z jakiego powodu, ale jego odporność była okropna. Oczywiście w takie dni siedziałem z nim w domu, robiłem mu herbatę i ogólnie się nim zajmowałem. Jednak najgorsze było to, że widziałem jak on z każdym dniem słabnie. Mówiłem mu chyba milion razy żeby poszedł z tym do lekarza, jednak on zawsze unikał tego tematu.

Wstałem jak codziennie rano. Już od początku roku szkolnego pogoda wyraźnie się zmieniła i zaczęły się deszcze. Irytowało mnie to, ponieważ miałem utrudnione spotykanie się z George'em, ale oczywiście i tak to robiliśmy.

Nie miałem dzisiaj na nic humoru. Miałem zamiar od razu iść do George'a, a z racji, że jest sobota, mogłem to bez problemu zrobić. Jedynie ubrałem na siebie bluzę, żeby nie było aż tak widać, że jestem w piżamie i ruszyłem do wyjścia.

Ktoś zaczął za mną wołać gdy zamykałem drzwi, ale postanowiłem to zignorować. Wczoraj miałem ciężką kłótnię z rodzicami o to, że coraz mniej przebywam w domu. Chciałbym im w końcu jakoś dogodzić, ale się po prostu nie da.

Ubrałem kaptur na głowę i w trakcie spaceru miałem zamiar włączyć sobie audiobooka jakiejś tam książki, którą mamy przeczytać do szkoły na przyszły tydzień. Tak bardzo pod tym względem tęskniłem za wakacjami. Mogłem po prostu odpocząć, a teraz ponownie muszę się uczyć żeby nie zawieść wszystkich jeszcze bardziej.

Wyciągnąłem telefon i włączyłem internet, a wtedy moją komórkę zaczął zalewać spam wiadomości, z czego wszystkie były od George'a. Treść większości brzmiała tak,  żebym do niego zadzwonił, a druga część to po prostu losowe literki i kropki żebym może szybciej odczytał.

Chciałem do niego zadzwonić, ale nie odebrał. Przyśpieszyłem tempo mimo, że miał być to spokojny spacerek w deszczu z lekturą i swoimi myślami. Rozejrzałem się po ulicy i zauważyłem, że ludzie na mnie patrzą. Już nie raz miałem takie uczucie, przez co bałem się wychodzić z domu. Myślałem, że mnie oceniają, obrażają, śmieją się ze mnie i nabijają, ale czy to znowu było to samo? Dawno tego nie czułem.

Zacząłem się zastanawiać. Trochę nic dziwnego, że się patrzą. Mam na sobie piżamę i jestem bez parasolki jak jest całkiem pokaźna ulewa. Miałem ochotę uderzyć się w czoło, jednak już za bardzo przyciągałem uwagę ludzi, żeby jeszcze bardziej się ośmieszać. Przeklęte społeczeństwo.

Albo wystarczyło się po prostu przebrać.

Ludzie zerkali na mnie dosłownie co chwilę, a ja robiłem to samo tylko, że patrzyłem na telefon czekając na wiadomość George'a. Myślałem, że amerykanie to jedno z najbardziej tolerancyjnych i komfortowych społeczeństw, a tutaj dosłownie każdy mierzy mnie wzrokiem za głupią piżamę i może brak parasola. No ludzie, jest sobota rano! Nie każdemu chce się przebierać o takiej porze. 

Gdy w końcu dotarłem na miejsce, byłem trochę zdyszany. Lęk przed spojrzeniami ludzi był dla mnie zbyt mocny, więc gdy tylko nie było nikogo to biegłem, a jak byli to szedłem szybko. Przez to wszystko prawie bym zapomniał, że George najprawdopodobniej czegoś ode mnie potrzebował.

Wszedłem do domu przyjaciela tak na prawdę jak do siebie. Sam wręcz się z tego śmiałem.

- Cześć piesku! - Krzyknąłem i kucnąłem gdy zobaczyłem Golden retrievera biegnącego w moją stronę. 

Ostatecznie został on nazwany Zac. Nie mieliśmy żadnego pomysłu (ponieważ ja również zostałem zobowiązany do wybierania imienia przez mamę George'a) i ostatecznie losowaliśmy na jakiejś stronie. To imię trafiało się najczęściej, więc wygrało.

- Dzień dobry - powiedziałem z uśmiechem gdy zobaczyłem mamę bruneta idącą w moją stronę. 

- Cześć Clay. Idź do pokoju George'a i weź sobie jakieś suche ubrania. On się rozchorował więc-

- Znowu się rozchorował? 

Westchnęła.

- Niestety tak. Szczególnie po tych dzisiejszych wieściach, akurat się ucieszył i tak skakał z radości, że prawie od razu padł i poszedł spać. Wiem tylko, że chyba jeszcze do ciebie dzwonił i pisał.

- Jakich wieściach, jeśli oczywiście można wiedzieć?

- To ty nie słyszałeś? Pokazali was w telewizji podczas porannego programu i ogłosili, że to Tyler był mordercą Pana Morrisa. Nie pamiętam niestety już jaki dostał wyrok.

- Chwila, co?

- Cóż, większość się tak na prawdę zorientowała już po otworzeniu waszej skrzynki. Było tam narzędzie zbrodni, a to wyjaśnia dlaczego Tyler tak zawzięcie chciał ją ukraść.

- Ale na początku chciał ją Pan Collins. 

- Na to również jest wyjaśnienie. Przeszukali telefon Tyler'a i nie uwierzysz co odkryli! Pan Collins miał romans z byłą żoną Pana Morrisa, gdy oni byli jeszcze małżeństwem! Tyler nie chcąc sam brudzić sobie rąk powiedział dyrektorowi, że w skrzynce którą zgubił na parkingu są dowody na ten związek. Collins wręcz pewny, że ludzie znienawidzą go za romans z żoną jego zmarłego pracownika, chciał zrobić wszystko żeby odbić wam skrzynkę.

Myślałem, że zwymiotuję. Momentalnie zrobiło mi się słabo i mogę się wręcz założyć, że cały zbladłem. Kucnąłem przy ścianie myśląc o tym, że chodziłem do szkoły z mordercą, rozmawiałem z nim, a nawet on mnie dotykał. Na samą myśl o tym, mój żołądek obrócił się o 180 stopni. Jeszcze żona pana Morrisa miała romans z jego pracodawcą. Tak strasznie współczułem Olivierowi jego życia.  A na dodatek pokazano mnie i George'a w telewizji. Cholera. Moi rodzice już o wszystkim wiedzą.

Kiedy ciebie już nie ma [dnf]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz