Krystian
Nie sposób było nie dostrzec Grześka jak tylko rozsunęły się drzwi lotniska. Mocno rzucał się w oczy. Raz, że znajdował się na środku hali przylotów, dwa, że nie było wokół niego żywej duszy, a trzy, że siedział na wózku inwalidzkim. Dodając do tego wielką czerwoną walizkę i recepta na przykucie uwagi ślepego gotowa.
– Spóźniłeś się – orzekł z daleka. Echo jego głosu poniosło się po przestrzeni.
– Ustawiłeś się, co? – strzeliłem w niego palcem. – Gdzie jakiś paź do prowadzenia tego dyliżansu?
– Spóźnił się i nie ma kwiatów – cmoknął.
– Widocznie śledziona to za mało. Następnym razem zadbaj o lepsze efekty, a dostaniesz ładne chryzantemy – doszedłszy, wystawiłem do niego dłoń na przywitanie.
– Tęskniłem – roześmiał się.
– Chyba się trochę zasiedziałeś – zauważyłem. – Trzeba gdzieś to odnieść? – zapytałem o lotniskowy wózek inwalidzki.
– Można zostawić gdziekolwiek, ktoś zgarnie.
– Świetnie – odwróciłem się w stronę wyjścia. – Uwijaj się, bo nie mam całego dnia – rzuciłem.
– To już drugi raz dzisiaj, kiedy o mnie zapomniałeś – zatrzymał mnie w półkroku.
– Hę? – spojrzałem na niego przez ramię. – Nie wygłupiaj się, stary. Wstawaj, potraktuj walizkę jak kule i do przodu. Idę zapłacić za parking.
– To o – pokazał na swój tors. – To całkiem na serio.
– A – pojedyncza głoska opuściła moje gardło. – Czyli chcesz się dowieźć na tym aż do samochodu? – zgadywałem.
– Ciepło, przyjacielu – parsknął.
– Pamiętasz jeszcze, jak skakałeś niczym młoda łania z poszarpanymi od miny nogami? – sarknąłem, chwytając jego bagaż.
– Byłem na adrenalinie. Teraz jestem jedynie na ketonalu – wyjaśnił. Zamierzałem pozostawić to już bez odpowiedzi. Robiąc krok, wyjąłem portfel, żeby przygotować pieniądze za parking. – Jeszcze ja – usłyszałem za sobą.
Nie no, chyba sobie robi jaja.
Wstawaj i zasuwaj albo łap za stery i przebieraj rękami.
– Zadam ci zasadnicze pytanie. Czy oprócz śledziony wycieli ci jeszcze bicki?
– Wzmożony wysiłek fizyczny jest wysoce niewskazany, a to gówno jest ciężkie.
To gówno to twoja masa.
– Jakby ci to powiedzieć... – kontynuował. – Ta bryka to nie porszak wśród wózków. Nawet nie pasat. Raczej taki fiat sto dwadzie...
– Dobra skończ... – uciąłem, wracając po niego. – Bo się jeszcze za bardzo zmęczysz od tego pierdolenia – dodałem, wprawiając ustrojstwo w ruch. – Ale wiedz, że chujowo na tym wyglądasz – zauważyłem. – Poza tym... jeździ jak marzenie – skłamałem, rozglądając się za źródłem zakłócenia płynnego obrotu kół.
No kurwa, nie wierzę. Popycham zdrowego chłopa, ciągnę jego zasraną walizkę, a ten odstawia mi taki numer?
– Jakbyś mógł być tak uprzejmy to puść, do chuja, hamulec ręczny.
– Oj, sorry. Pomyliłem z zimnym łokciem – oparł się wygodnie. – Spóźniłeś się, co?
– Najlepszym się zdarza.
CZYTASZ
Pani Sarooo...
RomanceKrystian jest nauczycielem akademickim, pełniącym jednocześnie służbę w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Mężczyzna ma poukładane życie według określonych przez siebie zasad. Nigdy ich nie łamał. Przynajmniej do czasu aż na jego drodze nie stanęł...