Lekki wiatr otulał twarz Potockiej, a jej podkręcone włosy owijały się pętlami wokół nagiej szyi. Oparła się o murek z wentylacją i oglądała w samotności światła miasta. Lubiła tu przychodzić w czasie przerwy na lunch, traktowała to miejsce jako swój azyl. Kiedy wszyscy pracownicy zjeżdżali do pobliskiej kantyny, ona podgrzewała przygotowany wcześniej w domu obiad i ukradkiem wymykała się w samotności na samą górę.
Wzdrygnęła się na dźwięk zamykanych drzwi ewakuacyjnych, kątem oka bezskutecznie starała się rozpoznać przybysza, dla bezpieczeństwa postanowiła się nie wychylać w nadziei, że ten kto tu przyszedł jej nie zauważy. Nie dane było jej się dłużej cieszyć samotnością. Kroki stawały się coraz głośniejsze i po chwili zobaczyła nad sobą wysoką postać Adama Borkowskiego.
Od zawsze wzbudzał jej zachwyt, nawet kiedy była jeszcze małą dziewczynką. Górował nad nią o głowę chociaż sama nie należała do niskich osób. Szerokie, umięśnione ramiona i klatka piersiowa, były pamiątką po wielu latach intensywnych treningów pływackich. Brązowe falowane włosy miał znacznie krótsze niż zapamiętała z jego młodzieńczych lat, a zielone oczy nabrały ostrego wyrazu i czegoś jeszcze, czego nie umiała rozpoznać. Wpatrywał się w nią przez chwile z nieukrywanym zdziwieniem, ona również nie zrywała kontaktu wzrokowego, aż dotarło do niej jak żałośnie musi wyglądać. Ukrywa się przed resztą współpracowników na dachu wieżowca i liczy, że uda jej się przemknąć niezauważenie przez resztę wieczoru.
– Przepraszam, nie chciałem... – zawiesił wzrok na głębokim dekolcie i sunął źrenicami niżej po długich zgrabnych nogach i głośno przełknął ślinę. – Nie chciałem przeszkadzać w kontemplacjach. – zakończył już pewniej.
Pod jego spojrzeniem przeszedł ją dziwny dreszcz zimna, a zarazem wewnętrznego ciepła. Zaraz na policzkach pojawił się zdradziecki rumieniec. Czuła się taka mała i nieważna przy tym pięknym mężczyźnie.
– Nic się nie stało, właściwie spędziłam tu całe przyjęcie i miałam nadzieję, że uda mi się ukryć ten żenujący fakt przed resztą świata – parsknęła nie odrywając wzroku od swoich dłoni bawiących się rąbkiem sukienki. – Chyba nie jestem typem imprezowiczki.
– Dlaczego nie bawisz się z koleżankami? – zapytał Borkowski, a między oczami pojawiła się zmarszczka jakby rzeczywiście go to interesowało.
– Nie mam tu koleżanek. Tak właściwie, to w całej firmie nie znam nikogo na tyle dobrze, żebym mogła przyłączyć się do zabawy z nimi – powiedziała zawstydzona starając się wygładzić pomiętolony materiał kreacji.
Borkowski westchnął zrezygnowany, po czym wyjął zza pleców butelkę whisky i usiadł obok kobiety. Nie chciał znaleźć się zbyt blisko więc zachował na tyle duży odstęp, żeby oboje czuli się komfortowo. Przez chwilę milczeli i wpatrywali się w powoli zasypiające miasto. Ola czuła jak jej ciało w dziwny sposób reaguje na obecność mecenasa. Nie odczuwała do tego momentu chłodu, teraz niekontrolowanie zaczęła drżeć. Cicho odchrząknęła żeby pozbyć się ciążącej ciszy. Borkowski rzucił na nią szybkie spojrzenie i podał butelkę.
– Pij, będzie ci cieplej.
Przez chwilę zastanawiała się czy powinna próbować tak mocnego alkoholu. Po operacji pozwalała sobie maksymalnie na kieliszek białego wina. Jednak pod wpływem tego niecodziennego spotkania, zachęcona pewnością siebie mężczyzny wzięła od niego butelkę i upiła spory łyk. Natychmiast zaczęła kaszleć, bo przełyk palił ją żywym ogniem. Nie spodziewała się takiego smaku i intensywności. Kiedy podniebienie przywykło do mocniejszych doznań, pociągnęła kolejną porcję, tym razem jedynie się skrzywiła i wyciągnęła język z obrzydzeniem. Oddała butelkę bez słowa, a rozbawiony Adam nie odrywał z niej zaciekawionego spojrzenia.
CZYTASZ
O tym mi nie powiedziałaś
RomanceRozdziały będą dodawane dwa razy w tygodniu 🖋️ Drogi nowo zatrudnionej asystentki biura i starszego o jedenaście lat adwokata, krzyżują się w najmniej spodziewanym momencie. On jest jej niespełnioną młodzieńczą miłością, a ona... nie pamięta ostatn...