Rozdział 32

1.5K 147 41
                                    

Ostrzeżenie: Widzę, że wczorajszy rozdział ma dużo mniej wyświetleń od poprzednich, dlatego zaznaczam, że może nie wszyscy dostaliście powiadomienia :)

Krystian

– Siema, cześć, hej – mijałem znudzonych pracowników jednostki, wałęsających się po korytarzu. Społeczeństwo zdziwiłoby się, gdyby zobaczyło, kto odpowiada za ochronę bezpieczeństwa naszego kraju. Jeśli spodziewali się armii wysoko wykształcanych, świetnie zbudowanych mężczyzn, będącymi poliglotami to sytuacja prezentowała się zgoła inaczej. Ja byłem świeżo po porannym treningu, ale właśnie podałem rękę krewnemu jednego z decydentów Agencji. Chudy chłopak zeszczałby się w spodnie w razie najmniejszego zagrożenia, a gdyby miał podnieść dwudziestokilogramową sztangę, złamałby się w pół. Ten łamiący stereotyp funkcjonariusza służb specjalnych człowiek nie stanowił wyjątku. Odpowiednich ludzi było w ABW jak na lekarstwo...

Jak tylko wszedłem do biura mojego działu, wiedziałem, że Generał wreszcie zaszczycił nas swoją obecnością. Z jego gabinetu nie dobiegały żadne dźwięki, ale atmosfera wyraźnie wskazywała na to, że szef jest w pobliżu.

– Siema – rzuciłem, by następnie zrobić rundkę i uścisnąć dłoń każdemu ze współpracowników. – Jest u siebie? – wskazałem palcem odpowiednie drzwi, a po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi, od razu podążyłem do celu, zostawiając wcześniej torbę na swoim biurku.

Zastukałem i nie czekając na pozwolenie, zajrzałem do środka.

– Panie majorze... – burknął, niepospieszony moim wtargnięciem.

Jestem zły za twój sabotaż i mam w dupie twoje zasady. Jeśli chcesz być moim szefem to ze mną pogadasz. Teraz. A jeśli rezultat naszej pogawędki mi się spodoba to wtedy może poczekam następnym razem na pozwolenie.

– Panie generale – mruknąłem i śmiało przekroczyłem próg, by po chwili zająć miejsce na sofie. Zdawałem sobie sprawę, że mój charakter był nieakceptowalny dla większości przełożonych, ale trafił mi się taki, który nie roztrząsał tego, że waliłem prawdę między oczy bez względu na szarżę swojego rozmówcy. Lizusów nie brakowało w firmie, nie było potrzeby, żebym był kolejnym z nich. Tak samo nie zostałem stworzony do pracy, jaką katowano mnie cały ubiegły tydzień. Generał z całą pewnością znał powód mojego najścia, dlatego jedynie spojrzałem mu w oczy, oczekując, że to on mi to wyjaśni.

– Czytałem pana raport – cmoknął. Miał na myśli przebieg wydarzeń z dnia, w którym moja pięść spotkała się z twarzą ojca Witka. Akcja oczywiście odbiła się szerokim echem i trzeba było dopełnić formalności. – Inspektor Wójcik w ramach samoukarania złamał sobie kość policzkową – zacytował mnie. Skinąłem głową, celem podtrzymania swoich słów. – Panie majorze... – jęknął. – Jak ja mam z panem rozmawiać?

– Nie widzę związku między nic nieznaczącym incydentem mającym miejsce w czasie cywilnym, a oddalaniem mnie od prawdziwej pracy – nakreśliłem kierunek do kwestii, w sprawie której tu siedziałem.

– Majorze Krzycki – stary się zdenerwował. – Radzę spróbować dostrzec powagę sytuacji!

– Jaką powagę i jakiej sytuacji? – skrzywiłem się. – Przecież to nie moja sytuacja – zauważyłem. – Sprawa tyczy się Wójcika i Grześka.

– Inspektor czeka na oficjalne przeprosiny – palnął, rozbawiając mnie raptownie.

– Z całą pewnością szybciej doczeka się śmierci – poinformowałem.

– Nie przeprosi go pan? – dopytał, wiedząc, że nie przekona mnie do zmiany decyzji, jeśli takowa została podjęta.

– Nie – potwierdziłem oficjalnie. – Jeśli to rozkaz to może pan zacząć wypisywać dyscyplinarkę.

Pani Sarooo...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz