Rozdział 16

845 79 15
                                    

macie dzień dziecka (tak naprawdę ten rozdział napisałam z miesiąc temu, ale stwierdziłam, że za szybko akcja dlatego dowaliłam kilka rozdziałów pomiędzy) CIESZCIE BO NASTĘPNY PEWNIE ZA 2 TYGODNIE!!!!

"If only you love me,

like you love being high,

I can't let you go"


Tydzień później

— Dzie-dzień dobry.. p-panie S-stark — powiedział na jednym tchu, wlatując przez okno do warsztatu. Od razu padł na podłogę i zaczął się wpatrywać w sufit. Spojrzał na zegar, który ukazywał godzinę siedemnastą piętnaście. Westchnął cicho, zatapiając dłonie w mokrej twarzy. Tak cholernie starał się nie spóźnić. Jednak, ponownie zjebał. Nie chciał zawieść pana Starka. tak bardzo nie chciał. — Przepraszam za spóźnienie..

Młodszy zmarszczył delikatnie brwi, nie słysząc odpowiedzi. Podniósł się na rękach, które całe drżały. Przysunął się do szyby i podparł się plecami. Zdjął maskę z twarzy, ukazując światu przepocone włosy i silne zadrapania na twarzy. Oddychał ciężko, próbując w końcu złapać trochę tlenu, którego przez tak długi czas nie potrafił dostarczyć do płuc.

Kiedy miał już lecieć do wieży wybuchł pożar w dolnej części miasta. Nie mógł tego odpuścić. Był wybuch gazu w starej kamienicy, było tam masę dzieci, których nie mógł zostawić. Od razu, gdy wyprowadził wszystkich z budynku poleciał na staż. Spóźnił się. Pierwszy raz. Naprawdę nie chciał. Bardzo starał się lecieć jak najszybciej. Ale czy Tony doceni to, że się starał? Czy nie będzie chciał słuchać jego tłumaczeń jak.. jak jego ojczym?

Bał się, że pan Stark będzie na niego zły. Pracuje już u niego miesiąc.. ani razu nie był zły.. nie nakrzyczał na niego ani.. nic mu po prostu nie zrobił. Nie podniósł na niego ręki. On nawet.. martwił się, co było dla Parkera wręcz niedorzeczne. Tak samo reszta mieszkańców. Każdy był tu taki miły.. dbał o niego.. nigdy nie byli źli. Ale co jak teraz w końcu spieprzył na tyle, że ta dobra passa się skończy? Co jak w końcu go uderzą? Wywalą? Będą się znęcać? Czuł jak w jego oczach zaczynają się gromadzić łzy strachu, a całe ciało zaczyna drżeć z przerażenia. Bał się co mu zrobią. Przecież nie posłuchał się, miał być punktualny. A nie jest. Jest.. do niczego.

Był na tyle wyczerpany, że nie chciał nawet o tym myśleć. Nie dałby rady.. zemdlałby przy pierwszym uderzeniu. Zabiliby go. Może byłoby lepiej? Choć czy bohaterzy by go mogli zabić? Czy aż tak zepsuł, że by zrobili coś mu? Odpowiedź w głowie Petera była wręcz oczywista; tak.

— O boże Peter! — usłyszał nagle głos, na co otworzył ledwo przytomnie oczy. Uśmiechnął się bezsilnie do mentora, który w jednej chwili do niego podbiegł i kucnął, aby móc spojrzeć na jego twarz. Złapał ją w obie ręce, łapiąc kontakt wzrokowy z dzieckiem. Parker delikatnie zmarszczył brwi, gdy nie zobaczył w brązowych tęczówkach wściekłości.. on.. nie był zły.. dlaczego? — Co ci się stało dzieciaku? Wszystko w porządku? Jesteś ranny?

— P-przepraszam za spóźnienie panie Stark — mruknął, po czym zaczął nieopanowanie kaszleć. Mężczyzna podał mu napój, który akurat dla niego przyniósł. Chłopiec upił parę łyków z kubka, czując wielką ulgę. W końcu brak tej cholernej suszy w gardle — Był pożar na Lower Manhattan.. musiałem wydobyć ludzi.. było tam mnóstwo dzieci.. n-naprawdę p-przepraszam panie Stark.. to się w-więcej n-nie powtórzy..

Tony delikatnie zmarszczył brwi i uchylił delikatnie usta. Był zdziwiony. Zdziwiony to za małe określenie. Zszokowany. Ten chłopiec uratował masę osób, ryzykując swoje życie. Mógł przecież tam kurwa umrzeć, widząc jego aktualny stan. A on.. go przeprasza. Za spóźnienie, piętnastominutowe spóźnienie. To dziecko naprawdę ma za dobre serce.

Please, have mercy on me | Irondad | SpidersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz