Na piasku

179 24 1
                                    

A/N: Beach episode, bo słońce, tęsknię po tobie


– NEIN – powiedział Prusy dobitnie, przewracając kolejną kartkę komiksu.

– No weź, no – jęknął Polska, stojący ponad nim w rozkroku. Wbity w ziemię parasol muskał jego mokre, potargane włosy. – Chodź. Nie będziesz przecież tak siedział cały dzień.

– A wyobraź sobie, że będę – Gilbert, będący w trakcie zapoznawania się z pasjonującą fabułą, zerknął w górę z wyraźną irytacją. – Wygodnie mi tu. Już to mówiłem.

– Moje ty pruskie słoneczko – Feliks założył ręce na piersi. Na jego przedramionach wysychający z wolna piasek pozostawił złote smugi. – Nie po to przyjechaliśmy na plażę, żebyś gnił w cieniu przez cały czas!

– Erstens, wcale nie chciałem tu przyjechać – Prusy najpierw poślinił palec, by zmienić stronę, a potem wyciągnął go w górę. – Zweitens, przypalanie się żywcem nie sprawia mi przyjemności. To ty jesteś masochistą.

– Nie jestem masochistą – prychnął Feliks. – Po prostu uzupełniam niedobory witaminy D – Cofnął się o krok i stanął w słońcu. Gorąco natychmiast uderzyło go w już zaczerwienione kark i ramiona, a on zmrużył oczy jak zadowolony kot. – Osiem miesięcy w roku jest chłodno. Muszę się naładować przed kolejną zimą... Mmmm...

– Yhy – Prusy spojrzał bez przekonania na bose stopy Polski zapadające się w piasku. Ciemniejsze i jaśniejsze fragmenty skóry idealnie odzwierciedlały kształt sandałów, porzuconych gdzieś na tej dzikiej, nadrzecznej plaży pośrodku niczego.

Również ręce i uda Feliksa jasno informowały, jakiej długości koszulki i spodnie ostatnimi czasy nosi, chociaż teraz miał na sobie jedynie różowe kąpielówki; Gilbert wyraźnie się wzdrygnął.

– No co z tobą? – zapytał Feliks z lekkim wyrzutem, kucając w prawilnym słowiańskim przykucu tuż obok ręcznika. – Przecież załatwiłem ci krem z filtrem. Medyczny, najmocniejszy na rynku.

Spojrzenie Gilberta ukradkiem powędrowało do niepozornej tubki.

– Nie ma mowy, że będę się tym smarował – odparł jednak nieustępliwie. – A teraz daj mi spokój, muszę wiedzieć, w jaki sposób Sknerus McKwacz dorobił się fortuny – I znów zatopił się w komiksie.

Polska zakołysał się na piętach, co na sypkim piasku nie było zadaniem łatwym; gdy już odzyskał równowagę, usiadł ze skrzyżowanymi nogami i udał, że spogląda na migoczącą w świetle upalnego dnia rzekę.

To miejsce było jedną z jego małych tajemnic; mała, brązowa rzeka, niosąca ze sobą liście i igliwie, wiła się pomiędzy lasami, a takie dzikie kąpieliska, piaszczyste łachy ciągnące się wzdłuż brzegów, znali jedynie mieszkańcy tutejszych wsi... no i sam Polska oczywiście.

Rzadko miewał okazję wyrwać się nad wodę, zbyt dużo obowiązków miał na głowie, ale tym razem wybłagał kilka dni urlopu i udało mu się przekonać Gilberta, by przyjechał tutaj razem z nim.

Tylko nie do końca tak sobie to Feliks wyobrażał; zerknął z ukosa na Prusaka, który zapomniał o bożym świecie, czytając komiks z wypiekami na bladych policzkach.

Prawda, Prusy nie lubił słońca, bo te mściło się okrutnie na jego pozbawionej melaniny skórze, ale Polska w końcu miał kontakty i mógł załatwić coś lepszego niż pierwszy lepszy krem z filtrem... po to, by mogli się razem popluskać. I poganiać po plaży jak dwaj zakochani, beztroscy idioci.

Oplótł kolana ramionami, zastanawiając się głęboko. Zerknął na rzekę, potem na czytającego Gilberta, a potem na krem; sięgnął po tubkę, odkręcił ją i przysunął do nozdrzy.

[aph] SiódemkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz