Rozdział 17- -Kanalia przebrana za przyjaciela-

108 11 28
                                    

    Niestety nasze poślubne igraszki nie trwały tak długo, jakbym pragnął. Zanim udało się nam rozpocząć kolejną rundę, zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia sypialni w środku nocy, ponieważ usłyszeliśmy podniesione głosy i szarpaninę. Zaniepokojeni podążyliśmy za dźwiękiem. W kuchni budynku sekty Jiang zobaczyliśmy Jin Guangyao i Lan Xichen'a. Niższy mężczyzna był przyciskany do ściany pomieszczenia, a przy jego szyi znajdował się Shuoyue.

     Lan Zhan chciał od razu wejść i interweniować, ale powstrzymałem go gestem dłoni. Czasem lepiej jest być niegrzecznym i podsłuchiwać. Szybko nałożyłem barierę, która mogła ukryć naszą prezencję przed innymi.

     Lan Xichen był wściekły. Jego brwi na przemian marszczyły się i na nowo rozluźniały, a jego oczy były czerwone z emocji. Nie miałem pojęcia, że w ogóle był zdolny do tak silnych uczuć. Ten pogodny kultywator... Był w rozsypce.

   - A-Yao! Co to ma znaczyć!? Xue Yang i ty?!- Krzyczał, a w jego głosie czuć było niedowierzanie.

     Xue Yang... To imię coś mi mówiło... Czy to nie imię mordercy, który zmasakrował klan Chang z YueYang?

   - Zewu-Jun, to nieporozumienie. Xue Yang jest uczniem sekty Jin, którego próbujemy przywrócić na właściwą ścieżkę.- Odpowiedział spokojnie Jin Guangyao.

   - A-Yao, słyszałem waszą konwersację! Nie próbuj mnie oszukać! Powiedz szczerze, czy ty... Próbowałeś zabić Jin Zixuan'a?

     Zabić Jin Zixuan'a? Z pewnością Zewu-Jun musiał znać wagę tych słów. Oskarżenie Jin Guangyao o coś takiego nie mogło być bezpodstawne w jego ustach.

   - Zewu-Jun, nie zrobiłem nic złego. Odłóż miecz- Przekonywał przedstawiciel rodziny Jin.

   - A-Yao!- Naciskał dalej Lan, a jego ręka jeszcze bardziej zacisnęła się na mieczu.

   - Najpierw brat Mingjue, a teraz ty? Dlaczego aż tak mi nie ufacie?

     Ręka lidera sekty Lan drgnęła. Został trafiony w czuły punkt.

     Jako obserwator, wiedziałem już, że Jin Guangyao z pewnością planował morderstwo, a w dodatku... Chciał zabić męża Shijie. Kiedy nie uczestniczy się bezpośrednio w rozmowie, łatwo można zauważyć, kiedy jeden uczestnik próbuje zmienić temat. Jin Guangyao planował wybić imię Xue Yang'a z głowy Zewu-Jun'a. Dobrze korzystał ze swojej zdolności do mówienia. Jego język był przesączony jadem i kłamstwami!

   - ... Odłożę miecz. Wyjaśnij mi na spokojnie- odpowiedział mu Lan Xichen.

     Jego ciepłe uczucia nie mogły wyparować w ciągu jednej chwili. Zaufanie, którym darzył Jin Guangyao było ogromne, a więc nawet nie zdziwiłem się, kiedy wciąż próbował uwierzyć w tego mężczyznę i jego wewnętrzne dobro. Zewu-Jun był zbyt miłą i łatwowierną osobą. Czy naprawdę musiał trzymać się zasady, by za otrzymane dobro odwdzięczać się większym?

     Poczułem, jak Lan Zhan poruszył się obok mnie. Możliwe, że zobaczył to, co ja. Jin Guangyao chciał zwieść jego starszego brata.

     Kultywatorzy usiedli na podłodze, a ja i Lan Zhan wciąż nie wydaliśmy naszej obecności. Czekaliśmy, aż znowu zaczną rozmawiać, ale to, co powiedział po chwili lider sekty Lan wprawiło w osłupienie nas obu:

   - Czy poza tym... Dopuściłeś się już jakiegoś niegodziwego czynu, A-Yao?

     Jego pytanie... To tak jakby już wiedział, że Jin Guangyao z pewnością zrobił coś złego. Czyżbym źle odczytał sytuację? Czy to możliwe, że Lan Xichen, którego obecność napawa wszystkich ulgą, nie zamierzał ukarać niesprawiedliwości?

   - Bracie...

   - A-Yao, zaprzestań. Opowiedz mi, co już się stało.

     Czy on naprawdę myśli, że ktoś mógłby tak po prostu zacząć się mu spowiadać...?

   - Dobrze, Bracie.

     ...  Nie rozumiem tej dwójki.

     Jin Guangyao zaczął mówić. Ciężko było powiedzieć, czy jego słowa były prawdą, czy fałszem, ale... Przyznał się Lan Xichen'owi do ogromnej ilości niedopuszczalnych rzeczy. Do morderstw, do brutalnych eksperymentów, do współpracy z Xue Yang'iem. Po co miałby oskarżać siebie o takie okropieństwa? Dlaczego się do nich przyznawał?

     Lan Xichen siedział tam i słuchał. Jego twarz była trupio blada.

   - Bracie... Obawiam się, że nie cofnę się przed niczym.- Zakończył Jin Guangyao.- Myślisz, że mogę pozwolić ci odejść, kiedy się o tym wszystkim dowiedziałeś?

     Nie wiadomo skąd, w jego dłoniach znalazł się zatruty sztylet. Emanował energią urazy. W jednej chwili znalazł się tuż przy jabłku Adama Lan Xichen'a.

   - Bracie... Czy mogę pozwolić ci odejść?- Powtórzył.

     Miałem rzucić się na pomoc mojemu szwagrowi, ale na jego odpowiedź zastygłem:

   - Nie. Zabij mnie, A-Yao.- Błagał.

     Lan Zhan nie mógł tego znieść. Wszedł do pomieszczenia i niespodziewanie Bichen przeszył klatkę piersiową Jin Guangyao, skutecznie odpychając go od Zewu-Jun'a. Ja również nie mogłem już się wstrzymywać. Przy pomocy Chenqing'a przywołałem energię urazy i związałem Jin Guangyo, nie zapominając o zatkaniu mu ust.

   - Ty kanalio!- Wrzasnąłem do spętanego. 

   - Wangji? Wuxian?- Lan Xichen przestraszył się naszą obecnością.

   - Bracie, nie chroń go- podszedł do niego Lan Zhan.- Nie zasługuję na twoją dobroć.

   - Wangji... Wysłuchałem go i dalej nie potrafię go nienawidzić. On... Ja... Czyż nie jestem obrzydliwy?

     Lan Xichen mógł być w rozsypce, ale jego słowa przelały czarę goryczy. Walnąłem go w twarz.

   - Zewu-Jun, nie masz prawa pytać o to A-Zhan'a. Wstawaj.

   - Wuxian, ale ja... Nie chcę być świadkiem jego cierpienia. Nie chcę zeznawać przeciwko niemu. Nie chcę...

     Ponownie go uderzyłem.

   - Zamierzałeś dać mu się zabić? Zaplamić jego ręce twoją krwią? Pozostawić przestępcę na wolności i zrzucić ciężar twojej śmierci na barki A-Zhan'a?! Lan Xichen! Zaufałeś złej osobie! Weźmiesz teraz za to odpowiedzialność! Nie masz czasu na użalanie się nad sobą!

     Chciałem uderzyć go po raz trzeci, ale Lan Zhan mnie powstrzymał.

   - A-Ying, błagam, dość. Mój brat cierpi. 

Zostańcie ze mną, zostańmy razem /MDZS/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz