***Mógłbym przysiąc, że jeszcze chwile temu w ręku trzymałem kubek z kawą. Chciałem wziąć pobudzającego łyka. Mrugnąłem, a po napoju ani śladu. W dłoni ściskałem długopis dotykając jego czupka dolną wargą. Nie do końca świadomy przetarłem oczy. Coś ewidentnie było nie tak. Zacząłem oglądać się za wspomnianą wcześniej kawą. Okazało się, że kubek leży pod biurkiem całkowicie opróżniony. Zdumiony zastanawiałem się kiedy do tego doszło. Przetrzepałem swoją białą koszulę, poprawiłem czarny krawat. Świat przed mną zaczął się bujać. Obraz który widziałem był niewyraźny, zamglony. Moje serce biło coraz szybciej. Oddech stał się niespokojny. Dyszałem ciężko. Czułem ogromny ciężar na klatce piersiowej. Spróbowałem wstać jednak natychmiast mnie omdliło i ponownie wylądowałem w siedzeniu. Drżałem. Strach opanował moje ciało. Całkowicie straciłem czucie w kończynach. Przylgnąłem twarzą do biurka. Chciałem się podnieść, ale głowa odmawiała mi posłuszeństwa. Głos zamarł w mojej krtani.
Błądziłem oczyma. Czerń pochłaniała przestrzeń. Coraz bardziej... i bardziej, aż całkowicie uzupełniła rzeczywistość. Już nic nie widziałem, ani nie słyszałem. Czy to niebo?...Irytujące dźwięki przeszywały moje uszy. Było mi wygodnie, leżałem. Coś piszczało nieprzerwanie. Ostrożnie podniosłem powieki. Momentalnie oślepił mnie blask lamp wiszących nad moją głową. Ukryłem twarz w dłoniach. Poczułem ulgę. Wszystkie wcześniejsze dolegliwości ustały.
- Myślę, że już jutro będzie mógł opuścić szpital - dosłyszałem gdzieś z oddali.
- Co było przyczyną jego złego stanu? - spytał pewien mężczyzna z nutką irytacji w tonie.
Trudno było mi w to uwierzyć, jednakże ten głos przypominał mowę Niemca. Co on w ogóle tutaj robił? Nie wierzyłem, że interesował go stan mojego zdrowia. Ostatnio działo się wiele niewytłumaczalnych rzeczy. Bardzo dużo dziwnych rzeczy... Nagle kilka personifikacji postanowiło zachowywać się zupełnie inaczej niż dotychczas. Bynajmniej mógłby to być błąd w Matrixe. Albo ( co wydaje mi się bardzo możliwe ) zbliżający się koniec świata. Chyba za dużo sobie wyobrażam... Zawsze jest możliwość, że to tak naprawdę ja zwariowałem.
- Przedawkował kofeinę... - wybęłkotał ktoś niedaleko - Co za dużo to nie zdrowo.
Miałem ochotę zakopać się pod ziemię. Zresztą dopiero teraz doszło do mnie jak nie zdrowo odżywiałem się od kilku tygodni. Zdarzało się, że przez całą dobę żyłem tylko na kawie. Nikt nawet nie mógł podpatrzeć w jaki sposób daję sobie radę. Chociaż wnioskując po zaistniałej sytuacji nieświadomie niszczyłem siebie od środka. Miesiąc temu opuściłem rodzinę. Moja mama Generalne Gubernatostwo uważała, że powinienem przejąć tron ponieważ ona i ojciec są już za starzy na zarządanie współczesnym państwem. Głęboko w świadomości wiedziałem, że przejęcie tego stanowiska jest moim obowiązkiem jednak moje serce cierpiało na myśl o odebraniu korony rodzicom. Wśród nich czułem pewną presję. Odmówiłem. Zrobiłem to delikatnie, uważając na każde wypowiedziane przeze mnie słowo. Oburzyli się, wściekli. Stwierdzili, że w takim razie moja obecność w pałacu będzie zbędna. Kazali się spakować, zniknąć z oczu. Zrobiłem to. Z Warszawy uciekłem tak daleko aby nie było jakiej kolwiek szansy na spotkanie. Wprowadziłem się do małego, przytulnego domku w Brukseli. Kontakt utrzymywałem tylko z Czechem, on jako jedyny rozumiał mnie najbardziej. Mój ojciec Republika Polska próbował się ze mną skontaktować. Gdy któregoś razu odebrałem, zaczął namawiać mnie do powrotu, do zgody na koronację. Od tamtego czasu nie mam z nimi nic wspólnego.
- Jeszcze nie jesteśmy pewni czy to tylko przedawkowanie... Jego stan był na tyle zły, że nie mogło to być tylko samo nadużycie tej substancji. Podejrzewany, że chłopak mógł zarzyć jakieś środki odurzające - odparł starszy mężczyzna, być może lekarz. - Jeżeli ta teza się potwierdzi, będzie musiał odbyć rozmowę z psychiatrą, gdyż nie możemy wykluczyć chęci odebrania sobie życia. Może panowie coś wiedzą?
Mało brakowało, a wybuchnął bym śmiechem. Może miałem dość chujowe życie, a obecnie nie układało mi się zbyt dobrze, no, ale... szanujmy się. Jeszcze tego mi brakowało. Wciąż dręczył mnie fakt, iż nie wiedziałem kto prawdopodobnie mógł być tą trzecią osobą. Postanowiłem milczeć, ciągle udając nieprzytomnego. Nasłuchiwałem uważnie...
- Nie... Nie rozmawiamy ze sobą zbyt często - wybęłkotał cicho Niemcy jakby coś strasznie go poruszyło.
Jednak rzadko odzywa się mówiąc tak załamanym tonem. Z tego też powodu brzmiało to trochę sztucznie. Ale czemu miałby udawać? Tego dnia również wydawał się trochę podejrzany. Z jakimi intencjami przyszedł do mnie po skończonej pracy? Przecież ostatecznie nie zrobił nic co mogłoby być mu z góry zlecone. Moje obawy powoli zaczęły się potwierdzać. Nie mógłby przyjść do mnie bez powodu. To nie w jego stylu.
- Niech pan tak na mnie nie patrzy. Nie widziałem Polski od kilku dobrych lat - powiedział ponuro nieznajomy.
Osoba ta już kiedyś mnie widziała, mieliśmy pewny kontakt. Jednak dalej nie miałem pojęcia kim mógłby być tajemniczy mężczyzna. Na pewno musiał być to ktoś kogo znałem bedąc w Polsce. Zastanawiało mnie czego taka osoba mogłaby szukać w Brukseli? Ludzi chyba naprawdę coś pokurwiło.
- Dobrze, a więc...- lekarz urwał nagle, słychać było szmery, szepty, a po kilku chwilach dokończył. - A więc będziemy w kontakcie, dobranoc.
Dwoje mężczyzn odeszło. Lekarz zawiózł moje łóżko do jednej z wielu sal, potem odrazu się ulotnił. Otworzyłem oczy i odetchnąłem z ulgą. Nie wiedziałem co miałem o tym sądzić. Zamknąłem oczy. Najlepiej będzie się z tym przespać. Zmęczony zapadłem w błogi sen... Ponownie pogrążyłem się w ciemności, której obecność była przyjemna i odprężająca jak... kochana kawa brazylijska. Obsesja?...
Koniec rozdziału 2
Słyszymy się w kolejnym rozdziale kochani!🔥🔥🔥
CZYTASZ
NIELEGALNI - 🇷🇺x🇵🇱
RomanceZmrok za oknem. Idealna pora aby zregenerować szare komórki. Zero dokumentacji, żadnych papierów. Gwiazdy migoczą uroczo. Zachęcają niewinnie do wyjścia po za mój mały sześcian. Głuche kroki, grzechot kluczy i melodyjny szum drzew. Wielkie czarne sp...