Rozdział 5

1.3K 141 40
                                    


George

Obawa o to, czy znokautowany zbir i jego kompani nie ruszyli za mną w pościg i nie siedzą mi przypadkiem na ogonie, sprawia, że raz po raz zerkam we wsteczne lusterko. Moja nieprzewidziana pa­sażerka szamocze się na tylnej kanapie jak ryba złapana na haczyk.

Jeśli reszcie udało się ocucić gościa, to będą myśleli, że zmie­rzam w kierunku Tampy. Oczywiście, jeśli wspomniany dał się na to nabrać.

Bezustannie nakurwia deszczem, więc jakieś dwadzieścia mil dalej postanawiam zrobić sobie przerwę. Zjeżdżam na polną drogę, gaszę auto i wysiadam, po czym otwieram tylne drzwi. Spętana sznurami dziewczyna odsuwa się na drugi koniec fote­la, więc dosiadam się i pierwsze, co robię, co wcale nie jest takie proste, to jednym pociągnięciem zrywam taśmę z jej ust.

– Ty przerośnięty zjebie... – warczy na mnie. – Dotknij mnie tylko, a...

– A co? – wcinam się jej w słowo, wyciągając nóż.

– Myślisz, że przestraszę się byle metalowego gówna? W dupę go sobie wsadź, psycholu – prycha walecznie.

Żałuję, że zacząłem od taśmy.

– A jaki szanujący się psychol wkłada nóż we własną dupę? No jaki? – pytam melancholijnie i bez użycia większej siły chwy­tam jej nogi, przyciągam ją do siebie i zaczynam przecinać taśmę, a następnie rozwiązuję sznur, dodatkowo krępujący jej nogi. Kie­dy uwalniam kończyny dolne kobiety, ta zaczyna kopać na oślep.

Kurwa. A miała to być niby spokojna podróż z postojem na szczanie i żarcie.

– Odpierdol się. – Laska nie daje za wygraną, co zaczyna mnie nieco irytować.

Kiedy jej wierzgająca stopa zahacza o moją szczękę, moje opa­nowanie zostaje wystawione na poważną próbę.

– Kopnij mnie jeszcze raz, a przysięgam, kurwa, że odwiozę twoją dupę dokładnie tam, skąd ją uratowałem, i przysięgam, że przeproszę gościa, któremu dałem w ryj – ostrzegam.

– Jak to „uratowałeś"? – Kobieta tężeje i powoli przyciągając nogi do siebie, przywiera do fotela.

Widzę tylko błysk jej wielkich, ciemnych oczu i dopiero teraz jestem w stanie usłyszeć odgłos deszczu bębniącego o dach sa­mochodu.

– Jak widać, nie tylko ty masz tendencję do pakowania się w kłopoty. – Wyciągam dłoń, by podała mi spętane ręce.

– Ale że jak? – pyta w niedowierzaniu, przysuwając się ostroż­nie w moją stronę.

– Zamierzałem spokojnie opierdolić coś na ciepło w ponoć spokojnym barze, ale los chciał, że usłyszałem rozmowę rozża­lonych facetów, z której wynikało, że chciałaś odgryźć jednemu z nich... członka – ugrzeczniam – więc ten ktoś... – Wreszcie udaje mi się przeciąć sznurek. – Planował pozbawić cię zębów, zerżnąć w dziąsła i wysłać do diabła – relacjonuję.

– A ty im na to nie pozwoliłeś... – Łagodnym głosem dochodzi do celnego wniosku.

– Brawo. Żyjesz. Nie dziękuj. Nie gryź więcej fiutów. Jesteś wolna. Powodzenia. A teraz żegnam. – Palcem pokazuję drzwi.

– Chyba nie chcesz zostawić mnie w tym miejscu? – pyta za­skoczona, kierując spojrzenie na ciemność za mokrą szybą. – Ja nawet nie wiem, gdzie jestem.

– To już nie mój problem. Jeśli masz trochę instynktu samoza­chowawczego i oleju w głowie, to sobie poradzisz. – Wysiadam, nie przeciągając pożegnania.

Nie za darmo 23/10/24Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz