30. Przejdźmy do konkretów.

167 8 2
                                    

Chciałam mu powiedzieć o wszystkim, ale wiedziałam, że nie mogę. Nie bałam się tego, że konsekwencje mogą mnie przerosnąć, ale tego, że może faktycznie jego ojciec miał racje. W mojej głowie zaczęły pojawiać się wątpliwości, co zaczęło mnie przekonywać, że ta decyzja będzie dobra. Nie umiałam dokładnie określić dlaczego, ale po prostu to czułam. To było dziwne.

- Teraz uważaj na stopień - ostrzegłam chłopaka, który zapewne i tak nie zrozumiał żadnego słowa.

Zrobiłam następny krok i pokonałam stopień, ale jemu nie udało się zrobić tego tak zwinnie.

- No kurwa! - syknęłam gdy się potknął, a jego ręka prawie ześlizgnęła się z moich barków, ciągnąc za włosy. Na szczęście mocno trzymałam go w pasie, przez co nie upadł na chodnik.

- Prze... przepra... przepraszam Merci - wybełkotał.

Ciężko westchnęłam i poprawiłam jego rękę na ramionach. Mocniej złapałam go w pasie i pociągnęłam w swoją stronę. Cudem nie potknął się kolejny razy. Zawlokłam go do budynku. Ochroniarz zapytał czy nam pomóc, ale grzecznie odmówiłam bo jeszcze mi brakowało żeby ochroniarz wciągał go do mojego mieszkania.

Ruszyliśmy w kierunku windy. Spojrzałam na recepcje i złapałam kontakt wzrokowy z Tylerem, który zaczął iść w naszym kierunku w luźnych ubraniach, co oznaczało, że właśnie skończył prace.

- Co mu się stało? - zapytał kiedy do as podszedł.

Od razu zarzucił sobie drugą rękę chłopaka na ramiona, co mnie trochę odciążyło. Weszliśmy do windy, a ja tylko machnęłam ręką.

- Schlał się w trzy dupy. To się stało.

Nie brzmiałam za przyjemnie, ale nie interesowało mnie to. Byłam zmęczona i cholernie martwiłam się co doprowadziło go do tego żeby tak się upić. Dodatkowo byłam wkurwiona bo Lorenzo Hill obrócił nasze życie do góry nogami, a my musieliśmy tańczyć tak jak nam zagra. Pieprzone marionetki. Już to kiedyś przerabiałam...

Weszliśmy do mieszkania i poczułam niesamowitą ulgę gdy tylko razem z Tylerem położyliśmy go na łóżku w sypialni dla gości. Wyszliśmy z pokoju, zamykając drzwi i w tej chwili poczułam wzrok Lopeza na swojej twarzy.

- Dlaczego tak się upił? - zapytał, idąc za mną do kuchni.

Wzruszyłam ramionami, podchodząc do szafki, która była przeznaczona jedyne na bardzo drogie i wyrafinowane trunki. Miałam na myśli otwartą butelkę białego wina, jakieś whisky i butelkę wódki. Naprawdę wyrafinowane trunki.

Wyciągnęłam whisky, a z lodówki colę i dwie szklanki. Bez słowa usiadłam przy wyspie kuchennej i zaczęłam rozlewać alkohol do szkła.

- Stało się coś poważnego? - niepewnie dopytał.

Nie miałam pojęcia co mam mu powiedzieć. Wolałam milczeć.

Przesunęłam w jego stronę jednego drinka. Upiłam łyk swojego i dopiero spojrzałam na przyjaciela.

- Jest chujowo - stwierdziłam szczerze bo nie wiedziałam jakie inne słowa oddałyby powagę całej sytuacji.

Tyler zmarszczył brwi. Zauważyłam, że się spiął i również się napił. Rozmowa o tym na trzeźwo jest czystą abstrakcją.

- Pokłóciliście się czy coś? Merci, spokojnie...

Poczułam ukłucie w klatce piersiowej. Moje gardło się boleśnie zacisnęło, a ja miałam ochotę płakać bo już nie miałam siły.

- Kilka dni temu przyleciał tu ojciec Logana - zaczęłam, wbijając wzrok w alkohol. - Zadzwonił do niego żeby się spotkać. Loganowi wydawało się, że ma do niego jakąś sprawę, ale totalnie olał temat. Jego ojciec nie przestawał. Wysłał mu wiadomość z adresem gdzie mają się spotkać na drugi dzień, ale Logan nie poszedł. Ignorował go przez cztery dni i wydaje mi się, że dzisiaj się spotkali, ale niczego mi nie powiedział bo widziałeś w jakim jest stanie.

Faster than DarknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz