Summer
Jak zwykle siedziałam w samochodzie brata. Była godzina ósma dwadzieścia a lekcje zaczynaliśmy dziś o ósmej trzydzieści. To był zwykły dzień mimo tego co miało miejsce wczoraj. Bo życie się nie zatrzymuje. Ono biegnie dalej, bez względu na to czy czyjś świat się zawalił. Nie patrzy na to że pewnych osób już z nami nie ma. I może to okrutne ale tak naprawdę, życie jednego człowieka w porównaniu z całym światem i życiem miliardów ludzi jest tak małe, niewiele znaczące. Bo przecież ludzie codziennie umierają. Każdego dnia czyjś świat się wali. Każdy człowiek przeżywa w życiu przynajmniej jeden koniec świata. Swój własny koniec świata, mimo że w rzeczywistości świat się nie kończy. Bo życie toczy się dalej, bez względu na to czy tego chcemy czy nie. I właśnie pod tym względem czas jest okrutny. Gdy my się zatrzymujemy, on wciąż biegnie przed siebie a czas który stracimy na stanie w miejscu, nigdy nie zostanie nam zwrócony.
Założyłam plecak na plecy i wygładziłam dłońmi materiał moich czarnych dzwonów a gdy miałam ruszyć w stronę budynku szkoły, zatrzymał mnie dźwięk powiadomienia. Wyciągnęłam telefon z kieszeni brązowej, oversize bluzy i spojrzałam na wyświetlacz.
Od Livvy:
Jestem chora i nie będzie mnie kilka dni
Westchnęłam cicho po przeczytaniu wiadomości, nastawiając się na to że lekcje jak i dzisiejszy dzień spędzę w samotności.
Pierwszą lekcją tego dnia była historia sztuki z Douglasem. Mężczyzna nienawidził spóźniania się, a każdy kto tylko się spóźnił był brany za karę do tablicy. Dlatego więc równo z dzwonnikiem weszłam do sali. Mój wzrok mimowolnie powędrował do Charliego który siedział sam w ostatniej ławce w środkowym rzędzie. A to znaczyło że Blake też dzisiaj nie przyszedł. Kierowana impulsem, podeszłam do niego niewiele myśląc.
-Cześć-powiedziałam uśmiechając się co brunet odwzajemnił-Wolne?-skinęłam głową na miejsce obok niego.
-Pewnie, siadaj-odpowiedział na co ja z uśmiechem zajęłam miejsce obok niego. Teraz już wiem dlaczego on i Blake zawsze zajmują ostatnią ławkę. Przed nami siedziała masa uczniów, sprawiając tym samym że nauczyciel praktycznie wcale nas nie widział. A to akurat było mi na rękę.
Lekcja trwała a ja okropnie się nudziłam. Chłopak obok mnie najwyraźniej też, bo robił coś na telefonie.
-Charlie-zaczęłam uśmiechając się do niego bo wpadłam na genialny pomysł.
-Hm?-zapytał chowając telefon do kieszeni bluzy. W odpowiedzi wskazałam głową na jego rękę z szerokim uśmiechem. Chłopak najwyraźniej zrozumiał o co mi chodzi, bo podwinął rękaw bluzy do łokcia a ja wzięłam z ławki czarny długopis i zaczęłam rysować. Charlie z uśmiechem patrzył na moje poczynania a ja rysowałam na jego skórze pojedyncze gwiazdy i planety. Gdy skończyłam, cała ręka bruneta była pokryta przez mój rysunek. Chłopak obejrzał go po czym złapał za czarny długopis i popatrzył na mnie z błyskiem w oku.
-Teraz moja kolej-powiedział uśmiechając się do mnie a ja bez sprzeciwu podwinęłam rękaw bluzy. Chłopak zaczął rysować na mojej skórze podobny obrazek jak ten który ja mu zrobiłam.
Pod koniec lekcji, oboje mieliśmy rękę pokrytą prawie takimi samymi rysunkami. Uśmiechnęłam się widząc to i nie opuszczając rękawa, wyszłam z sali. Stanęłam pod ścianą czekając na bruneta. Po chwili Charlie stanął obok mnie i wyciągnął telefon po czym złapał mnie za rękę pokrytą planetami i gwiazdami a następnie zrobił zdjęcie. Zaśmiałam się widząc to a chłopak uśmiechnął się a jego oczy błyszczały wtedy ze szczęścia.
-Idę zapalić, idziesz ze mną?-zapytał gdy zadzwonił dzwonek na długą przerwę.
-Pewnie-odparłam po czym chłopak poprowadził mnie za budynek szkoły, gdzie znajdowała się dziura w siatce. Charlie przeszedł przez nią po czym i ja to zrobiłam. Następnie szliśmy ścieżką aż doszliśmy do lasu. Było tam tylko kilkoro uczniów. Jedni palili a drudzy po prostu stali w grupkach i rozmawiali. Trzeba było przyznać że to miejsce ma swój klimat i było w nim coś urzekającego.
Usiedliśmy na ławce po czym chłopak wyciągnął jednego papierosa i odpalił go zapalniczką. Jednego zaproponował też mi ale ja nie miałam na to ochoty. Chłopak w ciszy palił swojego papierosa a ja nie potrafiłam na niego nie patrzeć. Wyglądał wtedy tak tajemniczo, z papierosem w ręce i białym dymem unoszącym się z jego ust. To wszystko było wtedy takie inne. On był taki inny niż zazwyczaj. Odkąd tylko go poznałam, kojarzył mi się z światłem. Ze słonecznym dniem, gdy na niebie nie ma ani jednej chmury. Ale gdy tak teraz na niego patrzyłam to już nie przypominał światła. Teraz raczej był jak ciemność, noc gdy na niebie świeci księżyc w pełni a wokoło niego połyskują gwiazdy. I wtedy pomyślałam że Charlie był ciemnością i światłem, nocom i dniem, słońcem i księżycem, życiem i śmiercią. Był pełny sprzeczności ale jednocześnie był jak sztuka. Nigdy nie spotkałam kogoś takiego jak on. Kogoś kto byłby tak nieidealnie idealny. Kogoś kto wywoływałby we mnie takie uczucia o których istnieniu nie miałam pojęcia.
Resztę lekcji spędziłam w towarzystwie Charliego a dzięki niemu czas mijał tak jakoś szybciej. Lekcje się tak bardzo nie ciągły a przerwy zdawały się być krótsze niż zazwyczaj. I wtedy wszystko było jakieś lepsze. Myśli w mojej głowie nie były tak głośne i nie zastanawiałam się nad każdym wypowiedzianym słowem. Z nim świat i życie nie wydawało się już takie złe.
-Wsiadaj, podwiozę cię-powiedział brunet siadając na miejscu kierowcy a ja bez sprzeciwu usiadłam na miejscu obok. Zrobiłabym wszystko aby spędzić z nim więcej czasu. Droga minęła nam w ciszy. Ale nie była to zła cisza. Była to jedna z tych dobry, spokojnych ciszy których nie czujesz potrzeby przerywać. I po raz pierwszy od bardzo dawna, cisza była dobra. Tak po prostu była ciszą której w moim życiu od bardzo dawna nie było.
Gdy Charlie zatrzymał się pod moim domem, odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się.
-Dziękuje za podwózkę-powiedziałam wpatrując się w niego.
-Drobiazg-odpowiedział a ja dalej nie ruszyłam się z miejsca, chodź nie wiedziałam dlaczego. Nie potrafiłam zrobić nic innego, oprócz wpatrywania się w jego brązowe oczy. Które były tak cholernie piękne. Chłopak przez chwilę na mnie patrzył, jakby nad czymś myślał aż w końcu zbliżył się do mnie i przytulił. Oddałam uścisk a w moim brzuchu, stado motyli poderwało się do lotu. Przymknęłam powieki gdy przez dłuższą chwilę nie odrywaliśmy się od siebie. Charlie pachniał papierosami, farbą i gumą miętową. Wdychałam ten zapach który wydawał się być moim ulubionym. Bo tak pachniało bezpieczeństwo. Papierosami które często palił, farbą którą malował obrazy i gumą miętową którą żuł po paleniu. I wtedy pomyślałam że może coś na tym świecie ma jeszcze sens. Że to on jest moim sensem. A przynajmniej chciałam wierzyć że tak właśnie jest.
***
Hejjjka
Kolejny rozdział w środę z perspektywy Charliego
I mam też pytanie. Lubicie gdy tytuł książki pojawia się w książce?
Do zobaczenia
K.
CZYTASZ
Sunflowers in summer
Novela JuvenilWszystko zaczęło się Roszpunki która malowała słoneczniki... Dziewczyna z dobrego domu, któremu do dobrego dużo brakowało i chłopak wyglądający niczym obraz samego Vincenta Van Gogha, który kochał sztukę ponad wszystko. Summer określano mianem...