Na wstępie zaznaczę,że cholernie nie miałam weny do pisania tego XD Nie chce mi się poprawiać również błędów z resztą jak w każdym rozdziale.Miłego czytania ! 🔮
Przyjęcie jak zwykle owiewało nudną więc stałem właściwie podpierając ściany.Ludzie w okół nosili sztuczne uśmiechy zwłaszcza młode osoby czystej krwi chcąc tym samym zaskarbić sobie choćby na ułamek sekundy spojrzenie znanego polityka Toma Riddla,który z pewnością był czarnym panem i choć wielu nie zdawało sobie z tego sprawy dało wyczuć się to w jego aurze,którą pamiętałem aż zbyt dobrze.Wszystko było monotonne i znane więc nic ciekawego nie miało prawa się wydarzyć bynajmniej nic co choć na chwile wywołało by u mnie ukłucie adrenaliny i śmiechu a teraz tylko tego mi brakowało.Myśli szalały i skakałem po różnych tematach więc chcąc choć na chwile je odstawić wiedziałem,że będę musiał zabrać ze sobą do pokoju chociaż jedną ognistą whisky.Było już dość późno więc nikt nie obrazi się na mnie gdy po prostu ulotnie się stąd.Podszedłem niepostrzeżenie do stołu i chwyciłem butelkę alkoholu w swoje dłonie.Zrobiłem krok w tył i zderzyłem się z bardzo twardą klatką piersiową.Czułem nad sobą taką samą aurę jak wtedy gdy pojawił się tu pierwszy raz.Wiedziałem,że jest potężny i wiedziałem,że ocieka czarną magią i choć wiedział to każdy to było coś innego bardziej głębszego.Nie chciałem wyjść na przestraszonego oraz znieważyć przy wszystkich takiego mężczyznę jak on więc odstawiłem butelkę na stół odwracając się zaraz w jego kierunku.Uniknąłem spojrzenia i gdy chciałem złożyć tradycyjny ukłon czarny pan dość szybkim ruchem ręki złapał mnie za podbródek podnosząc moją głowę ku niemu przez co nie byłem w stanie oddać mu należytego szacunku.Przyglądał mi się i obracał w dłoniach jak zabawkę.Kątem oka spostrzegłem jak wiele par oczu jego wewnętrznego kręgu patrzy z zachwytem na tą sytuację,jednak przemyślenia i teorie musiałem zostawić na później.
-Jak mniemam Izar Bloodworth ?-kiwnąłem głową w odpowiedzi,bo słowa ugrzęzły mi w gardle-I również jak mniemam masz 14 lat ?-również skinąłem głową bez żadnego zachwytu nad tym,że wiedział te rzeczy,ponieważ to było w zupełności normalne-Rodzice ?-wciąż patrzył mi w oczy jakby próbował wyczytać z nich więcej niż tylko emocje.
-Nie żyją-mężczyzna puścił mnie,jednak zmniejszył odległość przyciskając mnie do stołu.Przybliżył ku mnie swoją twarz a ja zamarłem nie tylko ze strachu,ale i zdziwienia gdy zrozumiałem,że mężczyzna najzwyczajniej w świecie przygląda mi się i wciąga mój zapach.Jego ręka powędrowała za moje plecy,jednak nie odczułem nic więcej niż zimna za nimi.Sekundę później Voldemort odsunął się ode mnie w rękach trzymając to co zamierzałem dziś ukraść.
-Zabiorę to ze sobą aby nie kusiło cię ,żywię również nadzieję,że nie będę nigdy więcej świadkiem takiego wybryku z twojej strony oraz tego,że był to ostatni raz gdy w mojej obecności postanowiłeś złapać za alkohol-nie była to prośba ani nadzieja a raczej po prostu ciche ostrzeżenie,ale dlaczego tak bardzo go to interesowało w końcu na sali było dużo młodych osób a większość z nich robiła to samo co ja,czyli spożywała alkohol.Voldemort zobaczył moje zdziwienie na twarzy więc uśmiechnął się tylko co było znakiem,że gra została rozpoczęta a on miał już w rekawie asa,o którym nie miałem pojęcia co było dość irytujące-Nie przystoi takim czarodziejom jak ty kraść jest to poniżej twojej godności-Voldemort mówił cicho tak abym słyszał to tylko ja.
-Nie sądzę aby to była kradzież,panie-jego oczy błyszczały i wiedziałem,że lód zrobił się bardziej cienki.
-Będę miał cię na oku,dziecko-z tymi słowami zostawił mnie a ja po jego słowach wstrzymałem oddech wiedząc,że była to obietnica.
Wróciłem do pokoju z pustymi rękoma plując sobie w brodę,że dałem zajść się tak łatwo.
Nie mogłem i nie chciałem o tym myśleć więc położyłem się spać mając nadzieję,że uda mi się unikać postaci jaką jest Voldemort.
———————————-
-Panie twoje zainteresowanie chłopcem jest intrygujące czy planujesz coś wobec niego?-Bella była śmiała,jednak jej ciekawość przeważała.Moje oczy świeciły w ciemności a moje dłonie mocno zaciskały się na poręczy tronu.
-Nie-taka krótka odpowiedź powinna ją zadowolić,jednak każdy z nas wiedział,że to nie jest prawda a w szczególności ja-Jednak chłopak przyjmie jutro mój znak jego talent w przyszłości może nam się przydać-Bella uśmiechnęła się drapieżnie a jej w jej oczach zaszalała najmroczniejsza obłędność.
-Oczywiście panie, Izar jest istotnie utalentowany-jej grzeczność zdradzała rozbawienie całą sytuacją oraz głębokie zainteresowanie.Skinąłem jej głową na znak zgody oraz tego być opuściła pomieszczenie i zostawiła mnie samego gdy tylko kobieta zamknęła za sobą drzwi uwolniłem swoje myśli ku chłopcu,mojemu chłopcu.
———————————
Następnego dnia gdy wstałem nie miałem kaca za co mogłem podziękować tylko jednej osobie mimo wszystko jednak wciąż zmęczony z powodu intymności moich snów z pewnym osobnikiem musiałem przerwać dalszą drzemkę.Ubrałem się i udałem w stronę wielkiej sali oczywiście moje miejsce już na mnie czekało a obok nich moi przyjaciele.Zadowolony z ich obecności wrócił mi apetyt na śniadanie.Zająłem miejsce obok Malfoy'a oraz Zabiniego,którzy zawzięcie o czymś rozmawiali.
-Co wy tacy poruszeni ?-patrzyłem na nich z uśmiechem,jednak szybko spoważniałem widząc ich miny-O co chodzi ?-zmartwiony patrzyłem na nich a oni na mnie.
-Czarny pan dziś będzie przeprowadzał inicjację na nowego śmierciożerce-z ulgą odetchnąłem prychają pod nosem.
-I to aż takie dotkliwe ? Kto jest tym nieszczęśnikiem ?-popatrzyłem na moich przyjaciół,którzy unikali mojego spojrzenia,zwłaszcza Zabini.
-Ty jesteś tym nieszczęśnikiem-odezwał się Lestrange.W szoku spojrzałem na syna Bellatrix myśląc,że to głupi żart.
-Nie ma dziś prima aprilis-szukałem w ich zachowaniu czegoś co by zdradziło,że mogą się mylić.
-Mają przyjść po ciebie o 19 na błoniach w naszym towarzystwie,oczekuję,że będziesz oraz nie będziesz sprawiał żadnych problemów,ponieważ on sprawi ci ich więcej-wstałem od stołu i wyszedłem szybkim krokiem z wielkiej sali.Byłem zaskoczony szybkością jego działań choć spodziewałem się tego to w końcu nastało zbyt szybko...Nie miałem wyboru w końcu jedyne co mi zostało to poddać się tej szatańskiej grze,która z pewnością prowadzi w dół więc jak wykorzystać okazje by,jednak było inaczej ? Do tego czasu postanowiłem unikać ślizgonów więc zaszyłem się damskiej toalecie słuchając jęków Marty...
-Ktoś idzie !-krzyknęła dziewczyna przy tym piszcząc i śmiejąc się diabelnie.Odwróciłem głowę w kierunku wyjścia i ujrzałem dwie rude czupryny oraz jedną brązową.
-Bloodworth a ty co tu robisz ?-pierwszy odezwał się Fred mając na sobie idiotyczny wyraz twarzy.
-Jak widać siedzę-zmarszczyłem brwi wciąż siedząc na brudnej posadzce.
-Nie to miałem na myśli-każdy to wiedział,jednak czy mnie to interesowało ?
-Chcesz czegoś ?-moje myśli były pogrążone w czymś innym a on mnie z nich wyrwał co było irytujące.
-Właściwie to nie-pokręciłem głową z głupim uśmiechem.
-A tak serio Izar powinieneś chociaż zaopatrzyć się w coś ciepłego-Granger jak zwykle zawsze w formie.
-Nie mam ochoty Hermiona na twoje kazania-nie byłem dość miły,ale nie miałem ochoty na silenie się na to...
-Jaki uszczypliwy jesteś dziś-George zaśmiał się na wyznanie Freda uderzając go lekko w plecy.
-Dacie mi spokój czy muszę zmienić miejsce swojego spoczynku ?
-Już idziemy-w geście poddania się chłopcy unieśli ręce w górę cofając się do tył zaś Hermiona po prostu odwróciła się i wyszła.Znowu zostałem sam z jęczącą Martą...
-Już czas-usłyszałem szept dziewczyny i odwróciłem się szybko czując jak dreszcz strachu przechodzi przez moje ciało.Zwróciłem uwagę ku zegarowi,który wisiał na środku korytarza prowadzącego do kabin, ze zdziwieniem ujrzałem jak wskazuje już za piętnaście 7.Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem w kierunku błoni gdy ujrzałem jasną czuprynę przestałem biec nie chcąc wyjść na dziecko,któremu zależy na całym tym przedsięwzięciu lub na osobę,która się boi więc leci jak poparzona nie chcąc się spóźnić.
-Prawie się spóźniłeś-skarcił mnie Malfoy,jednak nic więcej nie dodał.
-Idziemy ?-zapytałem obojętnie nie chcąc już wchodzić w żadne konwersacje.
-Tak-Zabini nie był w humorze i wyglądał dość blado.Po tych słowach z cienia wyłoniły się trzy postacie i każda z nich prócz długich czarnych szat jak smoła również dało się dostrzec złote maski.
-Gotowy ?-chyba nie mogłem być bardziej gotowy niż teraz,prawda ? Skinieniem głowy odpowiedziałem na pytanie,jednak stałem w miejscu nie chcąc odchodzić od mojej grupy co było dość komiczne.
-Musisz podjeść do nas Izar-to był kobiecy głos i tak bardzo mi coś przypominał.Wykonałem rozkaz kobiety i gdy byłem już dość blisko poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu udało mi się tylko odwrócić i patrzeć jak we mgle znikają moi przyjaciele.
Lądowanie było dość łagodne,jednak sama droga do rezydencji już nie...Kobieta ciągle się wydzierała i rzucała zaklęcia w pustą przestrzeń tym sposobem łatwo było odgadnąć kim jest,zaś reszta wciąż pozostawała dla mnie zagadką.
-Bella !-zagrzmiał głos jednego z nich i to wystarczyło.Był syczący trochę chrapliwy,ale wciąż męski i musiał być to nie kto inny niż Lucjusz Malfoy we własnej osobie.
-Nasz pan gdy o tobie gadał wydawał się bardziej poruszony niż zwykle a jego oczy wręcz błyszczą niebezpieczną czerwienią-zmarszczyłem brwi na jej wyznanie,jednak pozostawiłem to bez komentarza.
-Chcesz aby spotkał cie gniew czarnego pana ?-wzruszyła ramionami i ruszyła do przodu zaklęciem otwierając wrota,przejście do rezydencji zajęło ok.2 minuty tak samo jak znalezienie ogromnej sali,której obrzeża bylt pochłonięte w mroku zaś środek był jasny,bo tylko tam dosięgało światło,które i tak prawdziwe nie było....
-Panie przyprowadziliśmy przed twe oblicze Izara-wszyscy złożyli ukłon więc żeby nie odstawać od reszty uczyniłem to samo,jednak nie było dane mi pozostać w tej pozycji długo,bo poczułem jak czyjaś rękę sięga po mój podbródek i pcha go w górę wraz z resztą ciała,stanąłem wyprostowany spoglądając w jego oczy.Jego uroda wciąż przyciągała tak samo pięknie jak na ostatnim przyjęciu.
-Panie-tylko to zdołałem wydukać i gdy to zrobiłem musiałem ugryźć się w język słysząc jak ironicznie to brzmi.
-Izarze-cisza...Nie wiem czy były to sekundy a może minuty ? Nie jestem w stanie tego określić,ale cały świat zdawał się umrzeć,byłem tylko ja i tylko on.To było przerażajace czuć coś takiego choć wiedzieć,że to nie prawa bytu nie z nim i nie w tym życiu, jednak to się działo.
-Panie ?-z tłumu wyszła Bellatrix speszona swoim zachowaniem więc wciąż trzymała głowę w dół.Voldemort słysząc jej głos odsunął się spokojnie zmieniając swoją mimikę twarzy na bardziej mroczną i złą jego aura również się zmieniła była zimna i uciskała w klatkę.Ręką odprawił ją z powrotem obserwując trzy postacie dobrze ukryte w cieniu.
-Możecie odjeść-więc tak zrobili zostawiając mnie na jego łasce.Odwrócił się do mnie lekko uśmiechając jakby wiedział,że wygrał tylko co miał wygrać ?-Wyciągnij rękę zrobimy to szybko-zrobiłem tak jak kazał i wyciągnąłem ku niemu swą dłoń-Nie tą Izar-zmieniłem strony i choć bardzo nie chciałem tego robić wiedziałem,że musiałem wybrać pomiędzy tym a wiecznym męczeniem mnie lub śmiercią.
Voldemort chwycił mą rękę mocno przybliżając mnie do swej klatki piersiowej nasze twarze były dość blisko i dzieliły nas zaledwie centymetry,czułem jak oddycha przez delikatny materiał jego szat.Mężczyzna wymawiał zaklęcie a ja wodziłem wzrokiem za jego ustami chcąc zaobserwować każdy szczegół choć nie tylko one w pewnym momencie stały się fascynujące oczy również uważnie śledziły ruchy i współgrały z resztą.Czułem ogromny ból rozrywający mnie od środka i jeśli było coś gorszego niż cruciatus to było to właśnie to...Ciało płonęło żywym ogniem a żyły były rozpychane przez coś więcej niż tylko krew.Czarna magia wchodziła w każdy cal ciała odbierając możliwość mówienia czy racjonalnego myślenia.Czarnoksiężnik gdy tylko na mnie spojrzał zachwycił się,ale nie wiem czym dokonanym czynem czy tym jak marnie wyglądałem ? A może tym i tym ? Czułem jak osuwam się w dół nie czując nóg,jednak ostatnie udało mi się poczuć i zobaczyć.Voldemort złapał mnie w talii i sam delikatnie ściągnął mnie w dół usadawiając mnie sobie na kolanach,wtulony w jego klatkę straciłem przytomność.
——————————————
-Bella!-do pomieszczenia po moim rozkazie od razu do środka wtargnęła wywołana osoba.Kobieta szybko podeszła w moją stronę,jednak wciąż trzymała się zdała od białego kręgu.
-Panie-ukłoniła się czekając na rozkazy.Wiedziałem,że była zachwycona widokiem o tylko ona była na tyle śmiała by okazywać to iż wie jak na niego zerkam więc tylko jej mogłem powierzyć to zadanie.
-Musisz eskortować chłopaka do szkoły jego przyjaciele tam na niego już czekają,poproś również Severusa o to by doglądał chłopaka nawet siłą jeśli będzie trzebaa-ułożyłem go na ziemii zerkając na niego z wysoka,był taki niewinny i bezbronny,że wystarczyła chwila bym dowiedział się o nim więcej,ale to musiało poczekać zważywszy na naglące sprawy oraz jego stan.Odszedłem zostawiając go z moim najbardziej zaufanym śmierciożercą wiedząc,że wróci cały i zdrowy do Hogwartu.Chłopak był wielkim okryciem i zaskoczeniem zwłaszcza przy inicjacji jego wzrok przeszywał mnie od środka zostawiając ślad a jego reakcja na znak i brak jakichkolwiek dźwięków wzbudził we mnie podziw,wielu padało i wrzeszczało jakby byli opętani zaś druga część osuwała się w nicość gdy tylko różdżka zniknęła z ich delikatnej skóry,ale on był inny...
——————————————
Od tamtej pory nie widziałem go ani razu gdy przyjaciele znikali na jakiś czas ja wciąż czekałem na zadanie,ale te nie chciało nadejść,jednak czy powinienem aż tak na niego czekać ? Czy było to właściwie znając prawdę? Lekcje przestały się dłużyć,ponieważ z powodu nadchodzącego balu Bożonarodzeniowego było ich mniej,jednak z powodu braku dodatkowych zajęć tonąłem w książkach lub siedziałem u Snape pomagając mu przyrządzać mikstury jak uważał były one trudne i rzeczywiście niektóre sprawiały trudności,ale nie tak aby rzeczywiście przynosiły negatywne emocje.
-Idź już Izar,bal zaraz się zacznie-zerknąłem znad kociołka na profesora,który wlepiał we mnie swoje spojrzenie.Wetchnąłem nie chcąc opuszczać tego pomieszczenia,ale wiedziałem,że musiałem tam być w końcu obiecałem Hermionie,że się zjawię.
-Do zobaczenia ?-nauczyciel prychnął z krzywym uśmiechem dając mi do zrozumienia,że raczej już nie dziś.Opuściłem pomieszczenie kierując się w stronę domu ślizgonów po drodze mijając już wystrojone osoby.Gdyby nie fakt obietnicy nie byłoby mnie dziś na nim.Wtargnąłem do komnaty ze zdziwieniem odkrywając,że na moim łóżku leżą przygotowane szaty,wyglądały drogo i były piękne.
-To prezent od mojego ojca-odwróciłem się w kierunku Malfoy'a,który wpatrywał we mnie z uśmiechem.
-Podziękuj mu więc-ująłem dłonią delikatny materiał spodni.
-Z kim będziesz tańczył ?-Draco zbliżył się do mnie bacznie obserwując.
-Obiecałem jeden taniec Hermionie-jego mina zmieniała się i wyrażała więcej niż obrzydzenie.
-Musisz ?-chłopak wsadził ręce w kieszenie czekając na odpowiedź.
-Obiecałem-usiadłem na łóżku czując tarcie pomiędzy naszymi kolanami,zdecydowanie stał zbyt blisko...
-Po tańcu z nią rezerwuje kolejny-odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie w osłupieniu.To musiał być jego kolejny żart w końcu on z nich słynął.Odrzuciłem w myślach sytuacje sprzed chwili i ubrałem się w ciuchy zostawione na moim posłaniu.
Przyjęcie było takie samo jak zawsze...Udało mi się uniknąć pierwszego tańca więc i również pierwszego wejścia,które przyciągało najwiecej uwagi.Starałem się unikać Granger do momentu aż ludzie przestaną stać w okół tańczących i nie będzie to przyciągać aż tak dużej uwagi.
-Izar-cóż wiecznie nie mogłem się ukrywać...
-Hermiona-odwróciłem się w jej kierunku z przepraszającym uśmiechem.
-Szukałam cię dobrą godzinę-była zdenerwowana choć wciąż próbowała zachować spokój,cała ona.
-Wybacz,ale musieliśmy ganiać się nawzajem-było to kłamstwo,ale ważne,że w to uwierzyła a ja byłem czysty.
-Idziemy ?-kiwnąłem głową chwytając ją za dłoń.Parkiet był pełny więc zginęliśmy wśród tłumu.Złapałem ją w talii delikatnie przyciągając do swojej klatki ta zaś chwyciła mnie mocniej za rękę zaś druga ręka a raczej sama dłoń wylądowała mi na ramieniu.Ruszyliśmy więc gdy tylko muzyka się rozpoczęła.Melodia zdawała się mieszać z rozmowami,ale wiele osób jakby nie przejmowało się tym tańcząc dalej więc i my zrobiliśmy to samo.Taniec z Hermioną nie był ponętny ani wciągający czego w sumie można było się spodziewać gdy melodia się skończyła ukłoniliśmy się ku sobie i odeszliśmy oboje w kierunku stołów z napojami.
-Pijesz alkohol ?-po tym pytaniu przypomniał mi się mój pierwszy bal i z lekkim zdenerwowaniem pokręciłem głową sięgając po sok dyniowy.
-Zaspokoję pragnienie tym-dziewczyna zaśmiała się sącząc szampana.
-Izar-z miłej atmosfery wyrwał mnie głos Draco.Skierowałem wzrok ku niemu odkładając napój na stół.
-Tak?-wciąż pamiętałem jego słowa i wciąż miałem nadzieję,że o nich zapomniał.
-Mój ojciec prosi cię na słowo-przeprosiłem Hermionę i ruszyłem za nim.Zdziwiłem się gdy opuściliśmy salę wtedy wiedziałem,że jest to bardziej coś osobistego.
-Mam wątpliwości czy to on prosił mnie na słowo-chłopak był zdenerwowany nie tylko biorąc pod uwagę to co teraz się działo.
-I słusznie Bloodworth-w szoku przystanąłem w miejscu odwracając się za siebie.Jego oczy w cieniu wydawały się należeć do diabła...
-Panie-ukłoniłem się szybko spuszczając głowę w dół.
-Mam dla ciebie zadanie-nie chciałem by poznał po mnie to iż byłem zniecierpliwiony poznać szczegóły tego przedsięwzięcia.
-Chodźmy bardziej w ustronne miejsce-poszedłem za nim wiedząc,że mojego przyjaciela już dawno zemną nie ma.Czarny pan przyprowadził mnie do jednej z sal,w której nie miałem okazji jeszcze być choć była łudząco podobna do sali Severusa.
-Powierzyłem ci najważniejsze zadanie i mam nadzieję iż je wykonasz-kiwnąłem głową słuchając dalej nie chcąc mu przerywać-Będziesz musiał zabić kogoś kto jak mniemam
jest ci obojętny-potrafił budować napięcie i wzbudzać ciekawość-Dumbledore-te nazwisko wystarczyło by moja dociekliwość dobiegła końca oraz zachwyt.Wiedziałem,że muszę to zrobić i właściwie ten człowiek był mi obojętny,jednak wciąż pozostawał najpotężniejszym czarodziejem jasnej strony i choć byłem uzdolniony wciąż byłem schodek niżej niż on i Voldemort.
-Oczywiście wykonam zadanie mój panie-mój ton się zmienił na bardziej poważny i zauważyłem,że wcześniej zachowywałem się jak gówniarz w jego obecności więc wziąłem na siebie poprawkę zachowując powagę.
-Wiem,że to zrobisz-przysunął się zbyt blisko więc nie chcąc czuć na sobie jego obecności cofnąłem się do tył zderzając się z ławką.Wykorzystał sytuacje i położył swoje dłonie po obu stronach na blacie biurka zamykając mnie w swych objęciach.
-Boisz się Izar ?-nie byłem w stanie odpowiedzieć na jego pytanie,jednak sprawnie patrzyłem mu w oczy bez żadnego mrugnięcia czy spojrzenia gdziekolwiek indziej...-Przysuwał się coraz bliżej a mi z każdym takim posunięciem ulatywało coraz więcej tlenu.
-Panie-do pomieszczenia wszedł Lucjusz i gdy tylko Voldemort usłyszał jego głos odsunął się ode mnie niczym błyskawica ja zaś uwolniony spod jego szponów ukłoniłam się opuszczając szybko pomieszczenie.Nie chciałem mieć z nim nic wspólnego a jednak wciąż coś mnie do niego przyciągało.Czy życie może być bardziej ironiczne ? Opuściłem bal oraz całe te towarzystwo chowając się w moim pokoju.Zdjąłem z siebie szaty i usadowiłem się na łóżku w za dużej bluzie oraz dresach,ale cholernie nie chciało mi się szukać czegoś innego a do spania będzie to idealne.Co jakiś czas słyszałem hałas pod drzwiami więc zainteresowany i wybity z jawy wyszedłem zobaczyć kto stroił sobie żarty o takiej godzinie.Otworzyłem drzwi a na moją klatkę padła jasno włosa czupryna.Podtrzymując jego ciężar postawiłem go do pionu zamykając szybko drzwi.
-Co ty tu robisz i dlaczego jesteś w takim stanie ?-nie chciałem krzyczeć ani się wściekać,ale byłem już na granicy.
-Szukałem cię wszędzie-jego mina spoważniała choć wciąż przewijał się przez nią cień uśmiechu.
-Więc o to i jestem-czekałem aż coś powie,ale ten tylko patrzył więc zirytowany podszedłem do niego i złapałem go za ramie chcąc wyrzucić z pokoju.Chłopak jednak zamknął już otwierane przeze mnie drzwi i pchnął mnie na nie.
-Co ty robisz ?-próbowałem odepchnąć go od siebie,ale naparł mocniej na mnie swoim ciałem i chwycił dłonią moje policzki ściskając je mocno i lekko zasłaniając mi tym usta.Chciałem znowu go odepchnąć lekko się z nim szarpiąc,jednak Draco pod wpływem alkoholu był silniejszy oraz bardziej szalony.
-Uspokój się-chciałem być cicho mając nadzieję,że nikt nie będzie tego ani słyszał ani widział.Draco puścił mnie,jednak jego ręka ścisnęła mi tym razem szyje chciałem zdjąć z siebie jego dłonie jednak to były marne próby i szarpaniny-Co ci odbiło ?-po tych słowach jak gdyby nigdy nic wbił się w moje usta.Nie chciałem oddawać pocałunku,jednak czułem jak z powodu jego uścisku na szyi powoli zaczyna brakować mi tlenu.Podążałem za nim i w końcu osiągnąłem to co chciałem osiągnąć jego jedna ręka spoczęła na mojej talii zaś drugą rękę oparł o drzwi podtrzymując swój ciężar.Chłopak wbijał mi swoje ręce w żebra powodując kolejną falę bólu.Draco przerwał pocałunek zjeżdżając na moją szyję.Trzymałem ręce na jego klatce wciąż starając się delikatnie go odepchnąć,był moim przyjacielem i nie chciałem zrobić mu krzywdy,jednak sytuacja z każdą sekundą robiła się niebezpieczna.Poczułem jak ręka z talii zjeżdża niżej więc zebrałem w sobie siłę i odrzuciłem chłopaka od siebie od razu na przebudzenie uderzając go z otwartej dłoni w twarz.Nie złapał się za policzek,ale stanął zdenerwowany na środku pomieszczenia.Odsunąłem się od drzwi podchodząc do łóżka i sięgając po różdżkę,która na nim leżała.Chłopak z rozwaloną fryzurą ruszył do przodu trzaskając drzwiami.Zabezpieczyłem drzwi zaklęciem i przez resztę nocy zastanawiałem się nie tylko nad zadaniem,ale nad zachowaniem Malfoy'a.