Charlie
Wystarczyło zaledwie kilka słów by mój świat na powrót stanął w płomieniach. I nie były to słowa przypadkowej osoby. Słowa te powiedziała Elli Davison. Moja matka. Może nie powinny mnie one zaboleć. Przecież zdawałem sobie sprawę że była najzwyczajniej w świecie pijana i już nie raz usłyszałem od niej bardzo podobne słowa. Ale jak to mówią, słowa pijanego to myśli trzeźwego. I chodź chciałem się łudzić że tak nie było, to w głębi duszy wiedziałem że to prawda. Słowa te krążyły w mojej głowie nie dając mi chwili wytchnienia. To wszystko twoja wina Charlie. Gdyby nie ty, on by mnie nie zostawił. Spierdoliłeś mi życie. Jej głos wciąż dzwonił mi w uszach. W dalszym ciągu słyszałem te pierdolone słowa których ona już jutro nie będzie pamiętać.
Chodziłem tam i z powrotem wzdłuż basenu, próbując się uspokoić. Z moich oczu popłynęło kilka łez które usilnie starałem się powstrzymać ale ja już najzwyczajniej w świecie nie miałem już na to siły.
-Charlie?-usłyszałem ten dobrze mi znany głos który był moim jedynym ratunkiem. Odwróciłem się w tamtą stronę. Bez zastanowienia poszedłem do niej i gwałtownie wbiłem się w jej usta. Dziewczyna położyła swoje dłonie na moich policzkach, ścierając przy tym moje łzy. Po chwili oddała pocałunek a my nie odrywaliśmy się od siebie przez dłuższą chwilę. A ja po raz pierwszy poczułem że jestem we właściwym miejscu we właściwym czasie. W końcu poczułem że gdzieś pasuje. I wtedy byłem już pewien że kocham Summer Wilde. Bo to ta jedyna. Po chwili oderwaliśmy się od siebie, oboje głośno oddychając.
-Wszystko okej?-zapytała Summer podchodząc bliżej i wpatrując się w moje oczy.
-Tak, wszystko okej-odparłem starając się uśmiechnąć ale najwyraźniej nie wyszło mi to najlepiej.
-Na pewno?-zapytała nie do końca przekonana.
-Tak-powiedziałem krótko a patrząc na jej minę, i tak mi nie uwierzyła-Wracajmy do środka. Jest strasznie zimno-dodałem splatając razem nasze ręce i ciągnąc ją do środka.
Właśnie tym był mój pierwszy pocałunek z Summer Wilde. Ratunkiem przed doszczętnym spłonięciem razem z moim światem który swoją drogą wciąż stał w płomieniach.
~*~
Rano obudziłem się z potwornym bólem głowy. Na początku nie ogarniałem co się stało wczorajszego wieczora i chodź chciałbym żeby tak zostało to niestety wspomnienia zaczęły powoli napływać do mojej głowy. Na powrót zamknąłem oczy starając się zasnąć. Tak w zasadzie to najchętniej przespałbym cały ten dzień, byle tylko nie spotkać mamy i nie musieć myśleć.
W którymś momencie w końcu udało mi się zasnąć. Niestety gdy obudziłem się o piętnastej, to o śnie nie było już mowy. Wstałem więc z łóżka po czym podszedłem do okna. Na moje nieszczęście samochód mojej mamy stał na podjeździe więc musiała być w domu. Przebrałem się więc w jakieś czyste ubrania, zgarnąłem z biurka mój telefon, papierosy i zapalniczkę po czym niechętnie zszedłem na dół. Tam na kanapie siedziała mama która oglądała jakiś film w telewizji.
-Wyspałeś się?-zapytała gdy mnie zauważyła na co ja jedynie odburknąłem coś niewyraźnie. Skierowałem się prosto do szafki z której wyciągnąłem tabletki przeciwbólowe i szklankę do której od razu nalałem wody. Połknąłem tabletkę i popiłem ją wodą po czym skierowałem się w stronę drzwi wyjściowych. Założyłem na siebie moją kurtkę i buty.
-Nocuje dziś u Blake-rzuciłem po czym nie czekając na jej odpowiedź, wyszedłem z domu. Pogoda była pochmurna jak przystało na koniec jesieni w Londynie. Tak naprawdę nie mam pojęcia gdzie będę spać. Nawet jeszcze nie zadzwoniłem do bruneta z pytaniem czy mnie przenocuje. Ale jedno było pewne. Nie będę dziś spać pod jednym dachem z Elli. Nie po tym co powiedziała.
Z braku lepszych opcji skierowałem się do lasu za szkołą w którym zazwyczaj paliłem. Na moje szczęście nie było tam ani jednej żywej duszy. Dlatego zająłem ławkę na której zazwyczaj przesiadywałem a następnie odpaliłem jednego papierosa. Zaciągnąłem się nikotyną, czując jak moje ciało trochę się rozluźnia po czym włączyłem telefon. Bez większego zastanowienia kliknąłem w ikonkę instagrama i zacząłem przeglądać zdjęcia z wczorajszej imprezy. Niektóre były słabej jakości i były rozmazane a inne lepszej. Przeglądając je, natrafiłem na zdjęcie Summer i Livvy. Obie stały pod jedną ze ścian pozując do zdjęcia. Jednak to na blondynce zatrzymał się mój wzrok. Jej blond włosy były rozrzucone we wszystkie strony, a na ustach gościł szeroki uśmiech. W jej oczach odbijało się szczęście i były w nich też te iskry które tak bardzo lubiłem. I przez krótką chwilę zastanawiałem się czy do niej nie zadzwonić. Chociażby tylko po to aby usłyszeć jej głos. Jednak szybko zrezygnowałem z tego pomysłu, chodź w zasadzie nie wiedziałem dlaczego. Może powinienem wtedy do niej zadzwonić?
Gdy dochodziła już dwudziesta trzecia, wybrałem numer Blake a po dwóch sygnałach usłyszałem głos ciemnowłosego.
-Halo?
Hej-powiedziałem na wstępie-Słuchaj, dałbyś radę mnie dziś przenocować?-zapytałem zagryzając dolną wargę mając nadzieje że się zgodzi.
-Tak, pewnie-odparł niemal od razu a ja poczułem ulgę.
-To super, zaraz będę-odpowiedziałem wstając z ławki.
-Charlie, wszystko okej?
-Tak-odparłem automatycznie niemal od razu po czym przymknąłem oczy z cichym westchnięciem-Nie, nie jest okej-powiedziałem wychodząc z lasu-Pogadamy jak przyjdę-dodałem zmierzając w stronę ulicy przy której świeciły się latarnie, po czym rozłączyłem się.
Siedzieliśmy już w pokoju Blake. Na ścianach znajdowały się różne plakaty i repliki różnych, znanych obrazów.
-Wczoraj, gdy byliśmy na urodzinach Livvy-zacząłem a brunet mnie nie pośpieszał-Zadzwoniła do mnie matka. Była pijana. Powiedziała że...ojciec odszedł przeze mnie, że zniszczyłem jej życie. I tak sobie myślę że może ona ma racje-powiedziałem cicho patrząc wszędzie tylko nie na przyjaciela.
-Przecież wiesz że to nie prawda. Twój ojciec był po prostu chujem a to że was zostawił to nie twoja wina-powiedział pewnym siebie głosem.
-Wiem-odpowiedziałem bez przekonania na co on westchnął.
-To nie twoja wina, Charlie-stanął przede mną a ja uniosłem na niego wzrok.
-Wiem-odparłem cicho patrząc na niego.
-Co teraz zamierzasz?-zapytał zajmując miejsce obok mnie.
-Pewnie będzie tak jak zawsze. Zresztą ona nawet tego nie pamięta-wzruszyłem obojętnie ramionami jakby to nie miało żadnego znaczenia. Mimo że miało i to bardzo duże a Blake też zdawał sobie z tego sprawę-Dlaczego moje życie musi być tak skomplikowane?-zapytałem opadając na materac łóżka na co chłopak wzruszył ramionami i położył się obok mnie.
-Nie wiem-odparł cicho-Ale przecież mamy swój plan, prawda?-zapytał odwracając głowę w moją stronę.
-Prawda-odparłem patrząc na niego-Miejmy tylko nadzieje że to wypali-dodałem na powrót wpatrując się w sufit.
-Musi-odpowiedział na co ja jedynie skinąłem głową. Bo ten cały plan to była nasza ostatnia nadzieja. Ratunek, i złudne przekonanie że wtedy życie będzie prostsze i lepsze. Chodź oboje wiedzieliśmy że tak się nie stanie.
A przez resztę nocy nie zmrużyłem oczu bo w moich myślach krążyło tak wiele rzeczy że nie potrafiłem się skupić na jednej konkretnej. Bo wśród tego wszystkiego była Summer, słowa mamy, Blake i nasz plan. Plan wyprowadzki zaraz po osiągnieciu pełnoletności. Chodź równie dobrze można by to nazwać ucieczką. Bo w gruncie rzeczy oboje chcieliśmy uciec z domów które już od dawna ciężko nazwać domem i od problemów. Chodź ucieczka od tego drugiego była raczej nie do końca możliwa.
***
Hejka
Kolejny rozdział będzie w głównej mierze o Charliem
Do zobaczenia w poniedziałek
K.
CZYTASZ
Sunflowers in summer
Teen FictionWszystko zaczęło się Roszpunki która malowała słoneczniki... Dziewczyna z dobrego domu, któremu do dobrego dużo brakowało i chłopak wyglądający niczym obraz samego Vincenta Van Gogha, który kochał sztukę ponad wszystko. Summer określano mianem...