- JP, otwieraj! – ponownie walnęłam pięścią w liche drewniane drzwi wejściowe. – Spóźnimy się!
Wzniosłam oczy ku niebu i westchnęłam głośno. Z jednej strony identyczna sytuacja powtarzała się dzień w dzień, a z drugiej – codziennie testowano moją cierpliwość, którą z natury nie zostałam zbyt hojnie obdarzona. Nabrałam powietrza w płuca, szykując się do kolejnej serii krzyków i uniosłam rękę, znów gotową do wylądowania na drzwiach w każdej chwili. Gdy moją dłoń dzieliły od nich milimetry, wejście otworzyło się z impetem.
- Zwariowałaś? – usłyszałam – Drzesz się tak, że słyszą cię nawet w Colorado Springs.
Spojrzałam z irytacją na stojącego przede mną chłopaka. Bez dwóch zdań wstał dopiero chwilę wcześniej, co sugerowała jego rozwichrzona blond czupryna i ubrania, które z pewnością ściągnął w pośpiechu z krzesła, bo w tych samych ciuchach widziałam go poprzedniego dnia. Pokręciłam głową z dezaprobatą na ten obraz nędzy i rozpaczy.
- Jeszcze raz zaśpisz i będziesz zapylał pieszo. Mam sprawdzian na pierwszej lekcji i nie mogę się spóźnić. – skarciłam go ostatni raz i na moją twarz wstąpił radosny uśmiech, który bez zawahania odwzajemnił JP. – Mam nadzieję, że chociaż się wyspałeś.
- Meh – skrzywił się. – Ledwo zasnąłem i już mnie obudził ten twój potworny wrzask. A co gdyby otworzył mój ojciec?!
- Nie wymyślaj, przecież widziałam go w garażu – mruknęłam. – Pakuj się do auta, musimy jeszcze zajechać po Zoe i Chrisa. A przez ciebie jesteśmy w dupę z czasem.
JP objął mnie żartobliwie i powiedział coś o szkodliwości złości na damską urodę, ale postanowiłam go zignorować. Zresztą, jakiekolwiek dyskusje z nim były jałowe, bo potrafił przegadać każdego i ostatecznie zawsze wychodziło na jego. Ciężko było się też na niego gniewać, bo miał niezwykły talent do rozbrajania rozmówców żartem i zaraźliwym uśmiechem. Przynajmniej tych, którzy go znali. Dla reszty stanowił raczej problematycznego typa.
Mimo, że przyjaźniliśmy się od lat, to nie mogłam zaprzeczyć jego porywczej naturze, która często wplątywała go w bójki, przez które miał potem problemy w domu. Do tego nie uczył się na błędach, więc takie sytuacje powtarzały się dość regularnie. Dlatego mimo swojej drugiej twarzy, którą naprawdę dało się lubić, nie obracał się w zbyt dużym gronie znajomych. Właściwie to oprócz mnie, Zoe i Chrisa nie miał ich zbyt wielu. Nie żeby nam to przeszkadzało, sami najbardziej lubiliśmy spędzać czas w swoim towarzystwie.
Wsiedliśmy do mojego samochodu, którego powstydziłby się każdy oprócz młodocianego kierowcy. Pomimo faktu, iż mój wiekowy pickup był obdarty z każdej strony, a na swojej stalowej karoserii nosił niejedno wgniecenie, kochałam to auto. Było moim biletem do wolności, niezależności i umożliwiało mi spędzanie czasu z przyjaciółmi. Poza tym, jeździło do przodu, do tyłu, hamowało i skręcało, więc czego chcieć więcej?
Odpaliłam silnik i ruszyłam w drogę do domu Zoe.
Mieszkając w Manitou Springs w stanie Kolorado, ciężko było obejść się bez jakiegoś środka transportu. Mimo, że miasto zamieszkiwało jakieś 6 tysięcy mieszkańców, było niezwykle rozlane po mapie, a odległości między punktami, które nie znajdowały się w centrum - bardzo duże. Takie utrudnienia wynagradzał jednak krajobraz miejscowości – sąsiedztwo gór i przepastne przestrzenie ich podnóży, do tego okoliczne wodospady i strumyki. Na obrzeżach miasta nie trudno było o pastwiska, na których pasły się wszelakie zwierzęta hodowlane. Z pewnością nie były to warunki mieszkania dla każdego, ale ja nigdy nie narzekałam. Szczególnie mając na uwadze fakt, że z Manitou od Colorado Springs dzieliła nas krótka przejażdżka autem, więc w każdej chwili, gdy miałam ochotę na wypad do większej miejscowości, mogłam to zrobić. Poza tym lubiłam przestrzeń. Wychowując się na ranczu, ciężko jest wyobrazić sobie siebie w mieszkaniu w apartamentowcu.
CZYTASZ
Ostatniego lata w Kolorado
Teen FictionZbliża się ostatnie lato przed końcem szkoły średniej. Paczka przyjaciół z urokliwego Manitou Springs w stanie Kolorado staje u progu dorosłości. Jo, Chris, Zoe i JP muszą zastanowić się nad tym, czego tak naprawdę chcą od życia, które wkrótce zwery...