Rozdział 2

171 16 77
                                    

Czas leciał wolno. Bardzo wolno. Niesamowicie... Właściwie po co to mówię? Są wakacje, powinienem chodzić na lody, na skate park, na basen, czy do parku. Jednak... Coś bardzo mocno trzymało mnie w domu. Czułem się winny. Mimo, że ostatnio Riccardo wmawiał mi, że nie obwinia mnie, czułem ból. Gdybym... Gdybym wymyślił inny sposób, na odciągnięcie ich od piłki nożnej, nic by się nie wydarzyło. To wszystko potoczyłoby się inaczej. Razem odkrywali byśmy tożsamość tych ludzi, razem spędzilibyśmy lato.

Zagryzłem mocno wargę i wstałem z łóżka. "Dość użalania się nad sobą" - pomyślałem. "Cały świat nie kręci się wokół twoich marnych przemyśleń" - dodałem w myślach. Muszę wziąć się w garść. Słyszałem, że nie ważne co się stanie, życie przecież toczy się dalej. To bardzo głupie stwierdzenie. Przecież wydarzenia, które toczą się w naszym życiu mogą sprawić nam ból, zadać rany. Rany, które już nigdy, mogą się nie zabliźnić.

Zszedłem na dół. Rodzice jak zwykle byli w pracy. Znowu wyjechali na jakąś delegację i nie zapowiadało się, że wrócą jeszcze w porę mojego wolnego od szkoły. Jednocześnie byłem szczęśliwy, ale też smutny. Co do pierwszego - miałem ciszę i spokój, mogłem spotykać się z Riccardo, i Aitorem kiedy tylko chciałem, nikt nie wtrącał nosa w nie swoje sprawy. Co do drugiego - czułem się samotny, czułem brak uwagi od osoby dorosłej. Może to brzmieć dziecinnie, ale bardzo chciałbym usłyszeć kiedyś "Brawo Gabrielu, świetnie ci poszło", albo, gdy powiem im o dobrej ocenie z jakiegoś przedmiotu, nie będą wypominać mi innej, gorszej.

Zrobiłem sobię herbatę, dodałem do niej sok malinowy i kostki lodu. Wyszedłem na taras i usiadłem na leżaku. Pogoda była tak świetna, że jedyną rzeczą jakiej teraz pragnąłem to, albo zasnąć albo przeczytać dobrą książkę na świeżym powietrzu. Problem tylko taki, że takowej nie miałem, a ruszyć się z miejsca nie chciałem. Westchnąłem cicho i wziąłem łyk napoju.

Zakryłem oczy ręką, bo słońce świeciło bardzo mocno. Zamknąłem oczy i po chwili dopłynąłem w krainę snu.

We śnie, byłem w pustym pokoju. Cały był biały, nie widziałem drzwi, okien. Wszystko zlewało się w jedność. Jednak nie to było najgorsze. Panowała tam cisza. Kompletna cisza, nie było słychać nic. Próbowałem coś powiedzieć, ale straciłem głos. Nagle przede mną pojawił się Riccardo. Nie był tym samym człowiekiem, którego spotkałem kilka dni temu. Był rządnym zemsty potworem. Wpatrywałem się na niego jak podchodzi do mnie. Potem pojawił się Aitor. Miał taki sam wyraz twarzy jak Ricc. Potem zmarli przyjaciele, rodzice i ci dziwni mężczyźni... Wszyscy po prostu stali przede mną i patrzyli. Patrzyli pustym i przerażającym wzrokiem. Próbowałem krzyczeć, ale żaden odgłos nie wydobył się z mojego gardła. Nagle oni zaczęli się zbliżać. Coraz bliżej i bliżej... Otoczyli mnie. Zaczęli wirować wokół mnie. Śmiali się i mówili szczere opinie na mój temat. Nawiasem mówiąc, ani trochę miłe. Były szczere do bólu.

Poczułem coś na ramieniu i obudziłem się z krzykiem. Oddychałem szybko i rozejrzałem się po podwórku. Nade mną stał Riccardo. Ale czy to był ten prawdziwy..?

- Gabi? - przyglądał mi się uważnie. - Wszystko gra?

- Tak, co tu robisz? Myślałem, że zamknąłem drzwi.

- Bo zamknąłeś, wszedłem przez płot.

- E... Zostawię to bez komentarza. - Uśmiechnąłem się niezręcznie.

Serce waliło mi jak oszalałe. To prawdziwy Riccardo, mój najlepszy przyjaciel, a nie ktoś wymyślony w mojej podświadomości. Jednak myśl o tamtym śnie, pozostała we mnie.

Riccardo usiadł na leżaku obok mojego. Wziął do ręki wysoką szklankę z moją herbatą, wziął skądś słomkę i napił się łyk.

- Spotkałem znajomych. - oznajmił.

- Jakich? - zabrałem mu swoją własność i sam dopiłem resztę.

- Feia i Wonderbota. Możesz nie kojarzyć, ale znasz ich.

- Znam?

- Długa i skomplikowana historia. Kiedyś oni ci ją opowiedzą. Nie musisz się ich obawiać, spędziłem z nim już kilka dni i są naprawdę w porządku.

- Skoro tak mówisz.

- A właśnie. Co ci się śniło? Wyglądałeś jakbyś przechodził zawał.

- Nic, zwykły nawiedzony las i takie tam. - skłamałem.

- Rozumiem. - uśmiechnął się lekko. - Ale nie musisz się bać, to tylko sen.

- Tak, wiem. Po co przyszedłeś? - zapytałem w końcu.

- Tak po prostu, bez żadnego większego powodu.

- Interesujące. Wejdziesz do środka?

- Chętnie.

I w taki właśnie sposób, mój samotny, wakacyjny dzień poszedł w niepamięć. Razem poszliśmy do mojego pokoju, gdzie po krótszych przemyśleniach włączyliśmy jakiś serial. W między czasie Riccardo opowiedział mi trochę o tych naszych znajomych i prawie zrozumiałem o co chodzi.

Po trzech odcinkach stwierdziliśmy, że jest za gorąco, więc postanowiliśmy udać się na lody. Wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy do najbliższej - i zarazem najlepszej - budki z lodami. Zakupiliśmy wielkie pucharki, z bitą śmietaną, owocami i każdym smakiem zimnego deseru. Kosztowało to fortunę, ale przecież ten jeden raz w roku można. Usiedliśmy przy stoliku na zewnątrz.

Nie zakończyliśmy jednak na tym naszego spaceru, bo zaraz po zjedzeniu udaliśmy się na basen. Moje rozmyślenia się jednak spełnią? Jako iż nie mieliśmy przy sobie kąpielówek, kupiliśmy jakieś po drodze. Nie były idealne... Ja miałem z pączkami, a Riccardo z lodami. Wyglądaliśmy jak debile, ale cóż.

Spotkanie z wodą było miłą ochłodą w tą porę roku. Poczułem się tak świetnie, że mógłbym już nigdy więcej nie wychodzić z basenu. Gdy ja wylegiwałem się na płytkiej wodzie, mój przyjaciel pływał w tą i spowrotem. Dopiero wtedy zobaczyłem jakim świetnym jest pływakiem. Piłkarz, muzyk, świetnie pływa. Moje umiejętności pływackie zatrzymały się na kraulu, ale umiem się nie utopić? Umiem. Prawdę mówiąc, więcej nie oczekiwałem od siebie. I wszystko byłoby świetnie, gdybym nie został ochlapany, wieklim strumieniem wody!

- A masz! - krzyknął Riccardo i zaczął odpływać ode mnie.

- No weź! - kaszlałem, ale jednocześnie się śmiałem. - Nie byłem przygotowany!

- Złap mnie i mi oddaj!

- A wiedz, że to zrobię! - zacząłem płynąć w jego stronę znacznie wolniej niż on, ale i tak bardzo mi się podobało.

Po dłuższej chwili udało mi się go dorwać. Ochlapałem go dużo, dużo mocniej niż on mnie i zaśmiałem mu się w twarz.

- No niestety muszę przyznać, że udało ci się. Gratuluje. - wyciągnął do mnie rękę.

Złapałem ją i uścisnąłem jak gdybym przyjmował jakąś świetną propozycje pracy. Zasmialiśmy się głośno.

Po jakiejś godzinie w końcu wyszliśmy z wody. Całe palce miałem pomarszczone i czułem się jak stary dziad. Jednak uważam, że ten dzień był świetny. Całkowicie zapomniałem o tym wszystkim, czułem się lepiej. Wierzyłem, że Riccardo jest i będzie moim przyjacielem. Właśnie czegoś takiego potrzebowałem. Na szczęście mam kogoś, kto zawszę będzie dla mnie wsparciem.

Wydaję się to głupie, ale po dzisiejszym dniu znacznie mniej przestałem się przejmować moimi myślami. Jakby... Jedno wydarzenie wszystko zmieniło? No w pewnym sensie, ale nie do końca. Tak czy siak, było już lepiej.

_______________________________________

1070 słów

Mamy rozdział, krótki ale jest. Choć w sumie, jak będą krótkie, to będzie ich więcej. Tak czy siak zmieniłam charakter Gabiego, na taki trochę... Mój? PRAKTYCZNIE wszystko jest oparte na moich przeżyciach. No oprócz tego, że rodzice są ciągle w pracy. Mam nadzieję, że jakoś to wam nie przeszkodzi. To wszystko.

Miłego dnia<3


20:44 wtorek 9 kwietnia


Tom Drugi ||Odnaleźć zło, które czai się w mroku || - Inazuma Eleven GoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz