Od samego rana mam złe przeczucia. Ten dzień źle się skończy – przebiega mi przez myśl. Nie poszłam dziś do szkoły. Wczoraj też nie. Ani przedwczoraj, bo tata zamknął mieszkanie na klucz. A mnie w środku, po czym sam zamelinował się w swoim pokoju. Zastanawiam się, kiedy sobie o mnie przypomni. Albo kiedy zacznie się mną interesować szkoła. Zresztą, nie pierwszy raz. Pracownicy socjalni to nasi stali „goście". Drzwi do pokoju taty też są zaryglowane. Próbuję cokolwiek zobaczyć przez dziurkę od klucza, ale panują tam egipskie ciemności. To nie pierwsza taka sytuacja. Jak wpada w ciąg potrafi nie wychodzić od siebie przez dwa tygodnie.
Tylko, że zawsze zostawiał klucz.
— Tato... - nawołuję po raz któryś, ale odpowiada mi głucha cisza.
Kilkakrotnie walę pięścią w drzwi do jego pokoju. Z galopującym sercem decyduję się nawet tam wejść, choć wiem, że spotka mnie za to kara. Kiedy jednak naciskam klamkę, drzwi ani drgną.
— Tato!
Jestem już tak potwornie głodna, że kręci mi się w głowie, a burczenie w brzuchu na pewno słychać w sąsiednim mieszkaniu. Podchodzę do lodówki, o mały włos nie wywracając się o walające się wszędzie butelki po wódce. Zbieram je i ustawiam obok przepełnionego kosza na śmieci. Kiedy w końcu otwieram lodówkę, oprócz światła, nie ma w niej nic, co nadawałoby się do zjedzenia. Jestem już tak bardzo głodna. Odkręcam kran i piję wodę. A potem jeszcze raz przeszukuję wszystkie kuchenne szafki. Znajduję pół opakowania mąki.
Dam radę - myślę sobie. - Mąka to zawsze coś więcej niż nic.
Mój entuzjazm gaśnie z chwilą, gdy rozsuwam górę opakowania. Na samym wierzchu białego proszku buszują larwy. Moje ciało przeszywa dreszcz, ale ignoruję obrzydzenie i wyławiam robale palcami, a potem zrzucam na podłogę i rozdeptuję.
Cholera!
Cholera!
Cholera!
Przez chwilę wpatruję się w rozmajzgnięte krwawe ślady na zniszczonym linoleum. Znów burczy mi w brzuchu. Wstaję z klęczek i stawiam mąkę na stole. Przeszukuję kolejne szafki. Dżem w słoiku okazuje się spleśniały. Mimo to, zdejmuję pleśń, a potem próbuję konfitury, która jest pod spodem. W momencie, gdy trafia do moich ust, natychmiast ją wypluwam. Nie ma opcji, żebym to zjadła. Na szczęście na spodzie cukierniczki jest odrobina sklejonego cukru. Postanawiam zrobić naleśniki. Wiem, że smaczniejsze byłyby na mleku i jajkach. Takie jak robi pani Poe z naprzeciwka. Czasem, kiedy tata jest tak pijany, że tylko śpi, zakradam się do niej. Zawsze karmi mnie tak, aż boli mnie brzuch. Pozwala mi się wykąpać w ciepłej wodzie i plecie mi warkocze. Czasem zapominam się i mówię do niej: babciu. Nie znam mojej prawdziwej, ale myślę, że właśnie taka by była. Ciepła i kochająca.
Wsypuję do miski mąkę i zalewam wodą. Szukam łyżki. W zlewie znajduję brudną. Próbuję ją domyć zimną wodą, ale ciężko doszorować zaschnięte resztki jedzenia. Poddaję się i udaję, że ich nie widzę. Mieszam nią ciasto. Robię to niedokładnie, przez co pełne jest grudek, ale jestem już tak głodna, że zjadłabym je na surowo. Patelnię również znajduję w zlewie. Nawet nie podejmuję próby umycia jej, tylko zeskrobuję nożem resztki. Skrzypienie metalu o metal powoduje nieprzyjemne dreszcze. Szukam zapałek. Nie ma. Czuję pod powiekami łzy, ale jestem tak zdesperowana, że naprawdę zjem to ciasto na surowo, jeśli nie uda mi się uruchomić kuchenki. Mój wzrok wędruje w kierunku stołu. Dostrzegam na nim zapalniczkę. Przesuwam palcem po zębatym kółeczku i słyszę charakterystyczny trzask. A potem pojawia się płomień. Czuję, jak moje usta rozciąga uśmiech. Podpalam palnik, ten największy i stawiam na nim patelnię. Powinnam wylać jakiś olej, ale nawet nie kłopoczę się szukaniem. Wlewam ciasto. Przywiera do dna.
CZYTASZ
Gdybyś się nie zjawiła... #1 (BĘDZIE WYDANE - wydawnictwo Papierowe Serca)
Genç KurguMówili na nią Słońce... Zjawiła się nagle, ogrzewając moje złamane serce i sprawiając, by biło każdego dnia, choć nie miało już sił. Chociaż ja nie miałem już sił. Chociaż myślałem, że z połową serca nie jestem w stanie pokochać. Myliłem się. Była...