22. Jesteśmy Victory, zawsze zwyciężymy.

88 12 1
                                    

Leopold Leonardo Victory był wkurwiony.

Nie zły, nie zdenerwowany, nie wkurzony, tylko wkurwiony, tak bardzo, że myślał, że zaraz coś rozpierdoli. Zmywał agresywnymi ruchami zaschniętą krew z dłoni, patrzył na zakrwawione ubrania rzucone w kąt jego łazienki, na plamy krwi pod prysznicem, które się nie domyły.

Krwi Florence.

Ktokolwiek kto upuścił chociaż kropelkę: był w jego głowie martwy, a potem ożywiany, torturowany i martwy ponownie. Zacisnął pięść, chciał tak bardzo przywalić w cokolwiek, ledwo zduszał w sobie gniew. Jego brat bliźniak czekał za drzwiami, tak samo zaniepokojony zaistniałą sytuacją.

Ktoś kurwa próbował ich zabić, był z tym pogodzony, ale patrzenie na czarnowłosą, która mimo ogromnego bólu nawet nie pisnęła... to go rozwścieczyło. Ze wszystkich ludzi na świecie to nie ona powinna być poszkodowana. Rozluźnił pięści, wyszedł z łazienki, delikatnie przymykając drzwi, nie chciał, by hałas obudził kobietę.

Lekarz właśnie zakładał jej kroplówkę, podszedł do brzegu łóżka. Twarz wyglądała lepiej, gdy została umyta, miała ogromnego siniaka na czole, zaczerwieniania na żuchwie, ale najgorszy był brzuch... odwrócił wzrok, zazgrzytał zębami.

— Leo chodź... już jest bezpieczna. Niech odpocznie — usłyszał cichy głos za plecami, poczuł delikatny uścisk dłoni na ramieniu.

Ruszył się, chociaż erupcja złości dalej w nim wrzała. W salonie wszyscy siedzieli jak zaklęci. Nawet Anna dołączyła i przytulała się teraz z Arią na jednej z kanap. Wyłapał wzrokiem Hermesa, skupionego i na pozór nieprzyjętego sytuacją.

— Dlaczego się nie obroniła? Było ich tylko dwóch. Przecież... — zaczął Ares, ale najstarszy z braci przerwał jego wywód.

— Florence nie jest głupia. Prawdopodobnie nie chciała zdradzać swojej tożsamości, dzięki temu dalej będzie mogła chronić i pozyskiwać informacje dla naszej rodziny, a po drugie z tego, co się dowiedziałem, auto było w beznadziejnym stanie, a na miejscu znaleziono łuski broni. Nawet gdyby się obroniła, po wypadku miałaby małe szanse, by uciec z tego bez szwanku. Wybrała mniejsze zło.

Wpatrywał się w komórkę jego ochroniarki.

— Mogła zginąć... ledwo się trzymała na nogach! — wykrzyknęła Aria, znów zanosząc się łzami.

Anna przyciągnęła ją do piersi, matczynym ruchem pogłaskała po włosach.

— Ario jak okrutnie to nie brzmi to jej praca, jest profesjonalna, świadoma jak się bronić, walczyć i z jakimi ludźmi ma doczynienia. Oczywiście, że pewne rzeczy można by powstrzymać, ale nie zmienia to faktu, że Dark jest osobą, która wie jak działać.

Chociaż to nie uspokoiło młodszego rodzeństwa, Hermes miał rację. Florence była osobą, którą ugasiłaby pożar jednym spojrzeniem, zatrzymała tornado, albo i nawet cofnęła samo tsunami. Miała w sobie siłę, której Leo nie rozumiał, bo nieważne jak zahartowana była, dalej była kobietą, teraz posiniaczoną, pobitą, ranną leżącą w jego pościeli.

No cóż, akurat to ostatnie było nawet i podniecające.

— Na szczęście przed wypadkiem zrobiła zdjęcia i wysyłała kopie potencjalnych kontaktów, już zająłem się listą, ludzi, na których lepiej mieć oko. A teraz... jest już późno. Niczego nie zdziałamy, musimy odpocząć i przede wszystkim być ostrożni.

Hermes wstał, podszedł do swoich kobiet, siostrę ucałował w czoło, a Anny podał dłoń. Brunetka chwyciła ją zmęczona, westchnęła przeciągle, zniknęli szybko w posiadłościach domu. Ares szepnął słówko do rozpłakanej Arii odprowadzając ją do pokoju. Tylko Leo i Louis zostali w salonie, w ciszy i dziwnej lepkości powietrza. Bracia nie musieli głośno mówić o swoich zmartwieniach, ale teraz było inaczej: Leo nie potrafił sformułować myśli. Uczucia wydawały się w nim płynąć pod prąd, każde z innym nurtem rzeki, a Louis zgubił gdzieś swój zawadiacki ton. Obydwaj znali smak straty, znali ją na pamięć, jej gorzkość, kwasowość, gorycz.

Louis poruszył się pierwszy, przytulił brata, mocno, po męsku, nie bojąc się okazać uczucia.

— Ona jest silna, my też bracie. Jesteśmy Victory, zawsze zwyciężymy.

Poklepał go ostatni raz i również odszedł w mrok ich posiadłości. Leo ruszył do swojego skrzydła. W pokoju paliła się mała lampka nocna przy łóżku, słyszał równy oddech Florence, zanim jednak do niej podszedł, ruszył do garderoby po ubranie, wziął szybki rozluźniający mięśnie prysznic. Łazienka na szczęście została sprzątnięta. Ochroniarka zajmowała lewą stronę łóżka, kroplówka dalej leciała, ostrożnie, podniósł kawałek kołdry, pod którą się wsunął. Oparł się o ramę i spoglądał na piękną twarz ukochanej. Nawet posiniaczona wyglądała jak dzieło sztuki, jakby malarz rozlał na płótno jej skóry granat, róż i odrobinę żółci oraz pomarańczu. To było egoistyczne, bo tak bardzo pragnął jej dotknąć, zbadać jej strukturę, tamten pocałunek dalej drżał na jego wargach, uczepił się tej myśli, słodkość na chwile zbiła gorycz dzisiejszego dnia.


Florence poruszyła się, a on jak magnes pozwolił sobie się do niej przyczepić, dalej nie dotykając, czekał na jej ruch, a ona ułożyła głowę na jego ramieniu, zarzuciła stopę przez jego bok, jak małpka wczepiła się w bok mężczyzny.

Uśmiechnął się. Jego małpka. Musnął ustami jej czoło, znowu się poruszyła i ledwo słyszalnie mruknęła:

— Sprawdzasz, czy jak księżniczka wybudzam się ze śpiączki po pocałunku prawdziwej miłości?

Poszerzył uśmiech, czując, jak miód rozlewa się po jego sercu.

— Tak. Działa bez zarzutu.

— No nie wiem, tamte były w usta — to wypowiedziała już wyraźnie, dalej jednak mając zamknięte oczy.

Wtulił się w nią, zakrywając usta we włosach, gdzie złożył serie pocałunków.

— Twoje usta będą musiały zaczekać, aż wyzdrowieją.

Czuł na obojczyku jej ciepły oddech.

— Na twoje pocałunki mogę czekać wieczność. Pytanie po co?— zrobiła przerwę na oddech — skoro mamy dzisiaj?

— Florence... — szepnął, wkładając w to jedno słowo wszystkie swoje lęki i obawy. — Nigdy więcej nie chcę cię widzieć w takim stanie.

Odsunęła się, by zajrzeć mu w oczy, swoje miała zmęczone.

— To lepiej, żebyś nie oglądał mnie zbyt często, bo często znajduję się w takim stanie.

Westchnął, tym razem to on przymknął powieki.

— Wykończysz mnie okropna babo!

— Miłość nie jest łatwa. Prędzej czy później wykończy nas wszystkich.

Zdusił w sobie śmiech, bo zdecydowanie nie powinno go to bawić.

— Odpocznij Florence. Jak jutro nie będziesz majaczyć, to kto wie? Może dostaniesz swój pocałunek.

Czuwał jeszcze długo nad usypiającą dziewczyną, raz odwiedził ich lekarz nad ranem, aby zmienić kroplówkę i opatrunki, nie odzywał się jednak obserwował tylko jego ruchy, był zbyt ociężały, żeby coś dodać. Dopiero nad ranem udało mu się zamknąć oczy.

 ⭐ ⭐ ⭐

Zerwał się jak oparzony, zaraz po lewej usłyszał chichot. Kobieta obok niego siedziała wyprostowana, jadła grzanki i czytała książkę, dalej podłączona do kroplówki, ale wyglądała o niebo lepiej. Na twarzy odzyskała kolor, a maść zniwelowała opuchliznę, siniaki wyglądały na mocniejsze, ale reszta skóry wyglądała dobrze. A przede wszystkim Florence wydała się odzyskać siły.

— Pospałeś gołąbeczku? — szturchnęła go lekko w ramię, gdy opadał z westchnieniem na poduszki.

Może się mylił, szybciej zamiast siebie, wykończy jego. Podsunęła mu pod nos tosta, zmrużył oczy, gdy Florence wsunęła mu chlebek w usta. Wziął gryza, zanim przejął całe spalone pieczywo od niej.

— Tosty to twój lek?

Wzrusza ramionami.

— Nie wiedziałeś? Podpieczone pieczywo ciągnący się ser i szynka to plaster na duszę.

— Czyli zawsze jadasz tosty z rana?

Przełknęła ślinę, zanim zaczęła mówić:

— Nie, ale zawsze po akcjach w mojej jednostce robiliśmy sobie tosty, to była taka jakby nagroda, w pewnym momencie stało się to tradycją. Ten, kto dostał na przykład, kulkę dostawał coś ekstra do tostów, ten kto uratował czyjeś życie, miał podwójny ser, a ci, którzy się ociągali zwykłą grzankę — uśmiechnęła się. — Szkoda, że jem tosty teraz sama, więc nie marudź. Opierdalałeś się, ale i tak dostałeś tosta z serem i szynką, nie dziękuj złotko.

Pokręcił głową, doceniając smak tostów, teraz znając ich znaczenie.

— Tęsknisz za grupą?

— Trochę. To banda dzikusów, ale ciężko pracowałam, by dostać ich szacunek i uznanie. Byli dla mnie jak bracia, mam z nimi sporadyczny kontakt, bo wiesz, oni zostali tam, ja jestem tutaj. Przynajmniej mam wiele znajomości oraz kontaktów. Mogę pomóc waszej rodzinie.

Uśmiechnęła się krzywo.

— Zresztą Louis już nam tworzy album przedślubny. Urocze nieprawdaż?

Otworzył usta w szoku.

Zabiję tego idiotę niedorozwiniętego.

— Co za oszołom. Ja mu zacznę tworzyć album przedpogrzebowy, to ogarnie tę dupę.

— Bracia z krwi i kości, co?

Więzi rodzinne były mocne i jak węzeł gordyjski nierozwiązalne, każdy za każdego wskoczyłby w ogień i to była ich siła, co nie zmieniało faktu, że jego brat go irytował. Leo podniósł się, by objąć ramieniem w pasie dziewczynę, delikatnie ułożył głowę na jej piersiach. Zerknął kątem oka na treść książki, którą trzymała dziewczyna, zakrztusił się własną śliną, gdy przeczytał fragment.

— Co on jej tą bronią kurwa zrobił?

Tym zaraz Florence zaśmiała się głośno, ale śmiech szybko przerodził się w kaszel.

— Spoko spoko jak ładnie poprosisz, to może też ci tak zrobię. Wiesz, że punkt G mężczyzn znajduję się w tyłku? Taki pistolet sig-sauer idealnie by się nadał do pene...

Zatkał jej usta dłonią, nie dając dokończyć.

— Lepiej nie kończ. Nie chcę tego wiedzieć — a potem zabrał jej książkę — i nie czytaj tego na litość Boską.

— O litość Boską to ty jeszcze będziesz prosić, gdy z tobą zacznę — wystawiła język w jego stronę.

— Gdybym wiedział, że jesteś seksualną maniaczką, to bym się grubo zastanowił czy z tobą zaczynać.

— Jesteś trochę taki dodatkowy romantyk co? Taki co by siedział na ganku w koszu wiklinowym z ukochaną, trzymał ją za rączkę pod bawełnianym, ręcznie szydełkowanym kocem i opowiadał wiersze miłosne hm?

Prychnął.

— I co w tym złego?

— Nic to urocze i męskie na pozór. Wiesz... że dla kobiety zrobisz wszystko i nie boisz się pokazać tej opiekuńczej strony, a jednocześnie nie jesteś chodzącą pipą.

Kącik ust mu zadrżał.

— Chodząca pipa? Nigdy, to obraźliwe dla mnie i mojego nazwiska.

Uśmiechnęła się tak pięknie, że jego serce zakochało się w niej na nowo. Odchrząknął, wstał niespiesznie, nie chciał wykonywać gwałtownych ruchów, by przypadkiem nie naruszyć ran kobiety.

— Zostań tutaj, ja muszę pozałatwiać... coś. Zajrzę do ciebie niedługo.

Okrążył łóżko, pochylił się, by pocałować zdrową część czoła dziewczyny. Oczywiście nie skomentował, gdy zobaczył, jak sięga po książkę. Wyszedł, zostawiając ją zaczytaną, z ulgą, że nie wyglądała, jakby miała się przekręcić. Przechodząc obok Louisa w jadalni, strzelił go z płaskiej dłoni w potylice, brat zakrztusił się pieczywem, które przeżywał i wypluł na talerz własny oraz siostry.

— Ty, za co to? Uważaj, bo jak ja ci strzelę, to się nie pozbierasz gałganie.

— Przestań tworzyć jakieś shipy i albumy przedślubne ze mną i Florence.

Anna zaśmiała się głośno, odrywając wzrok od tabletu, który położyła na blacie. Aria zakrztusiła się pieczywem, tak samo, jak brat, opluła siebie i go. Wywrócił oczami na ten żałosny widok, zajął miejsce przy Aresie, jedynej w miarę normalnej osobie w tym domu, przynajmniej miał pewność, że niczym go nie opluje. Zaraz za nim do salonu wkroczył Hermes, ubrany nienagannie w garnitur, gotowy do wyjścia i zwalczania świata swoją chłodną, bezuczuciową postawą. Złapali kontakt wzrokowy, Leo uśmiechnął się słabo do brata, w geście niemego pocieszenia.

— Witajcie. Dzięki Florence zdobyłem wiele ciekawych informacji. Wysłałem wam wszystkim zdjęcia ludzi, którzy mogą być podejrzani, gdy ich zobaczycie, natychmiast powiadomcie ochronę. Nie chcę żadnych wypadków, w związku z tym bal charytatywny w tym roku odbędzie się skromniejszy.

Zobaczył smutek na twarzy Arii, która chciała się sprzeczać, ale Hermes uniósł dłoń w uciszającym geście i kontynuował.

— Musimy ograniczyć listę gości do niezbędnych, zwiększyć ochronę, a przede wszystkim musimy trzymać się razem. Żadnego rozdzielania. Dalej pracuje nad sprawą, kontakt z osobą, która nam zagraża, jest utrudniony. Nie zabraniam wam wyjść i spotkań z ludźmi, proszę was jedynie o ostrożność, to co się stało wczoraj z Florence, dla nas mogłoby się skończyć śmiertelnym wypadkiem.

Tu popatrzył na Anny, która była nowa w ich mrocznym świecie i na Arię, która była zbyt naiwna wobec ludzi. Dziewczyna wywróciła oczami, ale przytaknęła, zgadzając się na warunki apodyktycznego brata, dyskusja z nim miała tyle samo sensu co walka między małym kotkiem a lwem. Nikt już się nie odezwał: jak to w przypadku rodziny Victorych zasiedli do śniadania, starając się wrócić do normalności, zaczęli niezobowiązującą konwersację o nadchodzących planach i obecnej sytuacji rynkowej.

Gdy Leo kończył kawę, został już tylko w kuchni z Aresem, który stawiał parafki na czytanych stronach dokumentów, w końcu Ares zabrał głos:

— Nie żałujesz? — zagadnął cicho.

— Hm? — mruknął Leo, oddzielając skórkę od tosta.

— Zerwania z Kate?

Nie myślał długo nad odpowiedzią.

— Nie żałuję, że z nią zerwałem, żałuję, że zrobiłem to w taki sposób. Nie jest niczemu winna, ale serce...

— Nie sługa — dokończył brat, podnosząc głowę znad papierów.

— Dlaczego pytasz?

Ares oparł brodę na dłoni, odwrócił wzrok w stronę okna, w ciszy obserwowali jesienne liście, zanim powiedział:

— Kate była jak taka mała wesoła pszczółka, która kocha zbierać miodek i sobie lata na piękne kolorowe kwiatki, z kolei Florence jest trochę jak morska fala w zimę. Chłodna, zdystansowana i nieobliczalna.

Podniósł się, pozbierał dokumenty do teczki. Ostatni raz zerknął na brata, gdy szepnął na odchodne.

— Ale przy Kate byłeś jak samotny kwiat, z którego wybierała cały pyłek, przy Florence jesteś jak zachód słońca. Nie ważne jak zimna się może wydawać przy innych, sprawia, że ociepla i chroni ciebie.

Dotknął jego ramienia, uścisnął i uśmiechnął się szeroko.

— Jestem jej wdzięczny, że znalazła się w naszym życiu.

 ✨ ✨  ✨ 

#odłamkiciemności


Odłamki Ciemności  ✭ ZAKOŃCZONA TOM 1  ✭Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz