Rozdział 83

0 0 0
                                    

 Niewiele myśląc kopię raz po raz szufladę. Jest dość wytrzymała. Pot ścieka ze mnie litrami a ona ani drgnie. Zdenerwowany zaczynam demolować pomieszczenie. Kopie krzesła, biurko. Książki wprawiam w lotny ruch, pustą szafkę przewracam. Wręcz kipi ze mnie złość. Uderzam w ścianę rękami i nogami. Tu gdzie stała szafka z książkami, zaczyna tworzyć się otwór. Moje pięści bez problemu usuwają tapetę. Przerywam, gdy w otworze ujrzę parę teczek. Wyciągam je i otrzepuje. Otwieram każdą po kolei, aby odkryć jakieś papiery. Na każdym z nich pisze „Rzeczpospolita Polska" na samej górze zaś trochę niżej: „Odpis aktu urodzenia". Różnią się tylko dane dziecka. Na pierwszym jest Emilia, na drugim Zosia, na trzecim Daria. Czwarty jest zamazany. Nazwiska są zupełnie wydrapane. Pozostały tylko białe smugi. Resztę kartki zostało przerwane. Coś co było pod danymi dzieci zniknęło. Ktoś kto to zrobił celowo. Tylko, dlaczego? Co było poniżej? Czyżby jakieś informacje? Nie mam siły na pytania. Boli mnie głowa. Wolę otworzyć piątą teczkę, w której jest zgięta na cztery kartka. Rozwijam ją i zaczynam czytać:

Mariusz,

Kiedy znajdziesz ten list wiedz, że jest za późno, aby cokolwiek naprawiać.

Wiem, że ty wiesz. Nie zamierzam, więc tłumaczyć ci jak do tego doszło. Jesteśmy dorośli. Sam doskonale wiesz. Rozumiesz świat. Zawsze rozumiałeś, przeciwieństwie do mnie. Ja byłam ta latająca, stąpająca po obłokach. Ty zaś byłeś realistą. Nie potrzebowałeś owijania prawdy, nawet tej najgorszej. Dlatego też nie napisałam tego listu, aby się usprawiedliwić. Nie potrzebujesz owijania tego wszystkiego, drobnymi gestami czy słowami. Nie, to ja potrzebuje. Niestety, ty nie jesteś osobą, która to zrobi. Zapewne zastanawiasz się, po co napisałam te wypociny. Jeśli nie chcę pisać o sobie, to o kim? O tuż, martwię się o Emilię. Ma niezdrowy stosunek do Filipa. Powinniśmy zacząć działać. Powinnam ci powiedzieć to prosto w twarz. Przepraszam, że tego nie zrobiłam. Być może mi nie wybaczysz lecz wiedz, że nie potrafiłam. Nie umiałam zniszczyć obrazu twych dzieci. Ty tak je kochasz. Zawsze byłeś lepszym rodzicem ode mnie. Ja nigdy nie potrafiłam zrozumieć ich zachować. Nie byłam wstanie zaspokoić ich potrzeb. Nie oznacza to, że byłam zło matką. Tego mi nie wmówisz. To ja zauważyłam dziwne zachowanie dzieci. Ty byłeś zbyt zajęty pracą. Możesz mi zarzucić brak interwencji. Być może nie zadziałam na czas. Nie ostrzegłam ciebie. Zbyt lekko podeszłam do problemu. To wszystko możesz uznać za prawdę lecz zanim osądzisz wszystkich musisz coś wiedzieć. Może zrozumiesz.

Nie zadziałam na czas, ponieważ ... "

Reszta listu jest podarta.

Po przeczytaniu stoję nieruchomo. Mariusz to mój ojciec, matka to Dorota. Czyżby to ona napisała? Tylko dlaczego?

Otwieram ostatnią tęczę, mając nadzieję, że w niej znajdę odpowiedź. Trzęsącymi rękami wyciągam kartę. Zwykło, białą kartkę. W samym jej centrum jest napisane : „ L. B. T&P", zaś w dolnym prawym rogu odczytuje: „ Nagły wypadek".

Zamykam oczy i zaczynam się zastanawiać o co w tym chodzi. Czy dzieci są moich rodziców? Co oznacza skrót na kartce? Czemu nigdzie nie mogę znaleźć odpowiedzi? Czy głowa musi tak pulsować? Kładę dłoń na czoło i padam na kolana opuszczając papiery. Kartki wirują wokół mnie, a ja klęczę w ciszy czekając na potok łez. Tylko one mogą przynieść ulgę w tej sytuacji. Przed oczyma zaczynają mi migać obrazy. Ojciec. Matka. Saba. Zielone drzewa. Wspólne posiłki. Pączki. Pojemniki. Nauki.

Wszystkie te obrazy pomagają mi wyswobodzić łzy z oczu. Już czuję jak lecą gdy do mych uszu dociera odgłos oddechu.

Nie mojego.


Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz