Mimo że Kraków jest mocno teatralnym miastem, gdy chodzi o musicale, ma jeszcze trochę do nadrobienia. Jednak nie znaczy to, że stoi w miejscu. Po hicie ,,1989" na deskach krakowskich teatrów pojawił się kolejny autorski musical - ,,Kopernik".
Jak wskazuje nazwa, jest to opowieść o życiu Mikołaja Kopernika, polskiego astronoma, autora ,,O obrotach sfer niebieskich". Poznajemy jego losy od rozpoczęcia studiów na Akademii Krakowskiej, aż po śmierć. Zobaczymy jego relacje rodzinne, tajemniczą znajomość z gospodynią, rozterki religijne oraz kształtowanie się pracy naukowej. Całość opisywana jest z perspektywy Jana Dantyszka - polskiego biskupa, który podziwiał Kopernika jako naukowca, ale miał z nim konflikty bardziej osobiste.
,,Kopernik" został wystawiony przez Operę Krakowską. Widziałam już musicale przygotowane przez teatry dramatyczne, jak i muzyczne, natomiast nigdy przez operowe. I było tu zdecydowanie inaczej. W operze zdecydowanie rządzi muzyka i taniec, fabuła jest tu na drugim planie. Większość postaci jest ukazana skrótowo, kolejne fragmenty z życia Kopernika występują w oderwaniu od siebie. Ja jednak zdecydowanie w teatrze stawiam na historie, na storytelling i na aktorstwo, dlatego to skupienie się na muzyce chwilami mi przeszkadzało. Uważam, że twórcy za mało skupili się na fabule i przez to ja nie mogłam poczuć tyle emocji, ile bym chciała. Choreografia Jarosława Stanka i Katarzyny Zielonki jest bardzo dobra, pasuje do dworskich klimatów, przenosi nas w czasy Kopernika, ale taneczne przerywniki bez słów trochę mnie nudziły. Niemniej zespół jest na wysokim poziomie i chyba nie byłam jeszcze na spektaklu, gdzie na scenie było tylu tancerzy.
Zdecydowanie natomiast jestem oczarowana warstwą wizualną. Oddające epokę kostiumy są piękne, barwne i wyjątkowo estetyczne. Scenografia Grzegorza Policińskiego natomiast przenosi nas w czasy renesansu - jest wystarczająco plastyczna i wierna, by nie razić, i stonowana, by nie przytłaczać. I jak nie przepadam za wizualizacjami w teatrze, tutaj czarowały moje oczy i świetnie nawiązywały do witraży. A sceny w gwiazdach są cudowne.
Muzyka Tomasza Szymusia w porównaniu z tekstami Daniela Wyszogrodzkiego spełnia swoje zadanie. Większość piosenek mi się podobała i z chęcią słuchałabym ich stale. Przepiękne miłosne songi Anny, przebojowy duet Kopernika i jego brata, ich trio z wujem, mocne ,,Dziewięćdziesiąt i pięć tez" - te numery najbardziej zapadły mi w pamięć. Spodobały mi się też ciągłe aluzje do kosmosu i ciał niebieskich, które czyniły całość spójną. Właściwie nie przypadła mi do gustu jedynie piosenka ,,Miłe panie", które za bardzo kojarzyły mi się z podobnym songiem z ,,Les Miserables".
CZYTASZ
Shitpost musicalowy
De TodoPo prostu shitpost o różnych musicalach, piosenkach, spektaklach. Więcej informacji w pierwszej notce. Okładka autorstwa @VaeVia z @WNTGOfficial, dziękuję jej bardzo :)