Shane:
Dzień zaczął się normalnie jak zwykle. Mama podwiozła mnie i mojego brata Tony'ego do przedszkola a ona z piskiem opon pojechała do pracy. Zrzuciłem z siebie kurtkę i ją powiesiłem następnie zdjąłem czapkę wraz z szalikiem a tony tylko kurtkę powiesił, bo on nie był fanem czapek i szalików. Po chwili bawiliśmy się w najlepsze w różne zabawy. Znikąd pojawił się przede mną Liam, którego nie lubiłem bo mi dokuczał! Tony zawsze mi pomagał ale zaś on rozpłynął się w powietrzu.- Hej shane jak tam? - powiedział z dziwnym uśmiechem.
- Idź sobie. - mruknąłem cicho.
Po chwili popchnął mnie na podłogę na co stanęły mi łzy w oczach. Rozpłakałem się.- beksa! - wykrzyczał śmiejąc się.
- Daj mi spokój! - Krzyknąłem oburzony po czym wstałem i zacząłem szukać mojego brata. Zauważyłem go jak bawił się na podwórku więc szybko pobiegłem do niego przytulając się szybko. Tony też mnie przytulił.
- Liam znów mi dokuczył!
- Ignoluj go po prostu Shane.
- No Oki.
Wzruszyłem ramionami i zaczęliśmy się razem bawić, aż pani zawołała pozostałe dzieci wraz z nami do środka na lunch. Do jedzenia były jakieś warzywa i owoce ale zjadłem lecz mój brat musiał się przekonać ale w końcu zjadł z niechęcią. Po kilku godzinach gdy już mama powinna nas odebrać ale ona nie zjawiła się. Tony się zestresował ale powiedziałem mu, że na pewno się tylko spóźni. Po chwili czekania na sali wszedł do budynku blond mężczyzna w garniturze, który wyglądał na drogi. Mężczyzna popatrzył na nas miło i uśmiechnął się po czym powiedział do Pani Ellie, że chce nas odebrać na co się przeraziłem.
- Ej tonys ten pan chce nas chyba porwać.- szeptem zapytałem tony'ego
- skąd wiesz? - podszeptał.
- Uśmiechał się do nas o mówił do pani Ellie, że chce nas odebrać. - powiedziałem w odpowiedzi
- Naprawdę?! - wykrzyczał zbyt głośno bo ten pan wraz z panią Ellie się spojrzeli na nas.
- Cicho ton..
- A sorki. - wtrącił tony w trakcie mojej wypowiedzi.
Podszedł do nas ten pan i przykucnął przy nas, żeby być chociaż trochę w naszym wzroście.
- Chłopcy nazywam się William Monet i przykrością muszę wam powiedzieć, że wasza mamusia poszła do aniołków.. Przykro mi. - Zaczął spokojnie po czym po chwili nas przytulił a ja od razu oddałem uścisk tony również.
- Ale Jak to? - powiedział pierwszy tony wciąż przytulając willa.
- Przykro mi chłopcy. Naprawdę. - To była jego jedyna odpowiedź.
- A co z nami będzie Will? - Wypowiedział się znów tony jako ten odważniejszy.
- Traficie pod opiekę Vincenta Monet czyli waszego starszego brata. - odpowiedział spokojnie.
- A mamy jakieś inne rodzeństwo? - w końcu odezwałem się.
- Tak jeszcze jest Dylan i Hailie też są starsi od was. - uśmiechnął się delikatnie
- Fajnie! - krzyknąłem z uśmiechem na twarzy bo w sumie jeszcze nie mieliśmy z tony'm żadnego innego rodzeństwa.
Po jakimś czasie jechaliśmy autem prawdopodobnie na lotnisko bo posłuchałem rozmowę willa. Siedzieliśmy w fotelikach w kolorze czerwono - niebieskim w Spiderman'a!
Tony:
Will czyli nasz starszy brat wyjaśnił nam, że mamusia poszła do aniołków. Nie rozumiem czemu nas opuściła przecież byliśmy grzeczni. Podobno mamy starsze rodzeństwo dylana, Hailie Vincenta, który był naszym prawnym opiekunem ale nie rozumiem co to znaczy. Zauważyłem, że mój brat zasnął chwilę wcześniej a ja nie miałem co robić więc nudziło mi się, lecz po chwili dojechaliśmy w wyznaczone miejsce. Will gdy zauważył, że Shane śpi wziął go na ręce a mi kazał być przy nim cały czas więc posłuchałem się. Przeszliśmy specjalnym wejściem z wielkim napisem "VIP." Za nami szedli cały czas dwóch ochroniarzy w czarnych garniturach wraz z czarnymi okularami, które zasłaniały ich kolor oczu. Przeszliśmy przez jakieś dziwne rzeczy i następnie przechodziliśmy przez długiiiii korytarz aż weszliśmy na podkład ich własnego samolotu! Will położył shane'a na jedynym z foteli po czym sam ja usiadłem obok niego a sam Will usiadł niedaleko nas spoglądając na nas co jakiś czas. Gdy zaczęliśmy startować zestresowałem się bo nie lubię latać i zacząłem płakać. Will gdy tylko zaczęliśmy lecieć prosto podszedł do mnie starszy brat i wziął mnie na ręce uspokajając mnie powoli. Poczułem, że mam ciężkie powieki więc je zamknęłam czując, że odpływam.
Will:
Te dwa szkraby skradły moje serce gdy pierwszy raz ich ujrzałem. Nie powiem ale przestraszyłem się gdy nagle tony zaczął przeraźliwie płakać. Gdy tylko poczułem że samolot leci już prosto wstałem i wziąłem go na ręce żeby uspokoić go jak najszybciej. Po kilku minutach zauważyłem że tony zasnął więc położyłem go na fotelu obok brata. Pocałowałem ich oboje w czoła i usiadłem na swoim miejscu oglądając widoki za oknem bo pracę skończyłem więc tylko to mi zostało do roboty.****
Po dwóch godzinach bo tyle trwał lot z Londynu do Pensylwanii samolot wylądował na ziemi. Poinformowałam od razu mojego starszego brata że już wylądowaliśmy poprzez sms-a. Wziąłem bliźniaki za ręce bo już dawno wstali więc nie musiałem ich brać na ręce. Poszliśmy do czarnego jeepa po czym zapiąłem chłopcom pasy od fotelika i sam wsiadłem na miejscu kierowcy czekając jeszcze chwilę, aż nasi ludzie wpakują pozostałe bagaże i ruszyliśmy do domu. Bliźniacy cały czas oglądali widoki za oknem wciąż mówiąc że chcą już poznać swoje nowe rodzeństwo. Widziałem że będą strasznymi gadułami a najbardziej Shane był rozgadany to mi wcale nie przeszkadzało. Po godzinie dopiero dojechaliśmy pod rezydencje i zaparkowałem swoje auto pośród innych. Wysiadłem zamykające są drzwi i odpiąłem pasy chłopców po czym postawiłem ich na nogi. Zobaczyłem że dopiero teraz zaczeli się stresować więc kucnąłem przy nich i pocieszyłem ich mówiąc że będzie wszystko dobrze i tak dalej.
Shane:
Gdy willy pocieszył nas trochę trochę się mniej stresowałem ale wciąż stres był. Will jeszcze wytłumaczył nam, że w domu nie ma tylko Vincenta bo ma dużo praca po za domem. Zdjęliśmy swoje budy a Will powiesił nasze identyczne kurtki na wieszak. Zobaczyłem jakąś dziewczynę i chłopaka, którzy coś oglądali więc nie wiedziałem co mam powiedzieć. Zwykłe hej a może bardziej elegancko i powiedzieć dzień dobry? Wolałem nie ryzykować bo jeszcze źle bym powiedział i co by było? Gdy przekroczyliśmy próg salonu który był połączony z kuchnią poczułem na sobie wzrok więc schowałem się za nogami willa a za mną stał tony, który też prawdopodobnie czuł ich wzrok na sobie.- Boże jacy podobni. - bąknął chłopak z też blond włosami
- Bo to bliźniaki kretynie. - powiedziała dziewczyna uderzając w go w tył głowy.
- co kur... Kurde? - poprawił się szybko chyba Dylan.
Dziewczyna przewróciła oczami i podeszła do nas kucając.
- hej nazywam się hailie a wy? - powiedziała głosem, który był bardzo miły
Stanąłem wraz z tony'm przed nią i spojrzeliśmy na sobie wzorkiem, że zamieniany się imionami.
- Ja tony. - wyznałem po chwili.
- A ja Shane. - dopowiedział tonyOczywiście Will musiał wygadać, że kłamiemy:
- Nie wolno kłamać nu nu nu.
- Kto tu kłamie hm? - mruknął Dylan po czym zaczął nas łaskotać. Z tony'm nie mogliśmy ze śmiechu wytrzymać ale Hailie w końcu nas uratowała i wzięła nas na ręce pokazując nasz fajny pokój. W pokoju dużo było plakatów z superbohaterami wraz zabawek z nimi! Mieliśmy też dwupiętrowe łóżko ale że ja nie chciałem iść na górę to zostałem na dole a tony miał spać na górze. Po jakimś czasie zeszliśmy na dół, żeby poznać naszego ostatniego z braci.
CZYTASZ
Bliźniacy - Rodzina Monet
De TodoTony wraz z bratem bliźniakiem Shane'm wiodą szczęśliwe i spokojne życie, aż do momentu gdy tracą własną mamę. Rodzeństwo trafia pod opiekę Vincenta Monet ale czy pozostałe rodzeństwo ich zaakceptuje?