30

348 16 15
                                    

ROSALIE

William zostawił mnie wychodząc z sypialni całą roztrzęsioną. Leżałam na plecach i wpatrywałam się w krajobraz za szklanymi drzwiami balkonu. Pojedyncze łzy spływały mi po policzku i nosie wchłaniając się w materiał poduszki.

  Jestem uziemiona. Bezradna. Nigdy się stąd nie urwę ze skręconą kostką, a na dodatek William wyjeżdża na - minimum - tydzień zostawiając mnie w tym ogromnym domu na pastwę losu. Każda moja obecna sytuacja jest tragiczna i nie wróżąca dobra, tym bardziej jeśli naprawdę okaże się to być skręcenie. Leżałam jeszcze tak przez chwilę, ale moje emocje rosły z sekundę na sekundą sprawiając, że nie potrafiłam leżeć tak bezczynnie. Musiałam pokazać mu, że nawet ze skręconą lub kij wie jaką kończyną jestem w stanie dopiąć swego.

Usiadłam na brzegu łóżka i wstałam na lewą nogę skacząc do worka z ciuchami. Chwyciłam go i zaczęłam podskakiwać do drzwi i po chwili znalazłam się w końcu przy białych schodach. Najpierw zrzuciłam worek na dół robiąc przy tym spory rumor, po czym usiadłam na schodku i zaczęłam zjeżdżać po kolejnych na dupie z uniesioną bolącą nogą. Gdy już byłam na dole, usłyszałam męskie głosy, prawdopodobnie Williama i Noah. Nie pomyliłam się.

- Co ty robisz?! Zgłupiałaś?! - wybiegł prawie, że Noah karcąc moje zachowanie i przy okazji wyzywał mnie na, co ja sobie  nie pozwolę.

- Powtórz. - powiedziałam spokojnie podskakując do niego bliżej.

- Zgłupiałaś? Masz skręcon...- nie dałam mu dokończyć, ponieważ zdzieliłam również jemu w mordę tak samo, jak Williamowi jakiś czas temu.

Jego twarz rzucała gromami piorunów rażących każdą komórkę mojego ciała. Zacisnął mocno szczękę i pięści, aż mu żyłka na czole wyskoczyła.

- Ty mała... - tym razem przerwał mu William wkraczając do tej śmiesznej szopki.

- Co wy, kurwa, robicie?! I dlaczego krzyczysz na nią?! A ty?! Mogłaś sobie zaszkodzić schodząc na dół! - zdenerwował się.

I nie dziwiło mnie to lecz dlaczego aż tak przykuwał na mnie uwagę? Troskę? Przecież jestem dla niego spłatą długów mojego ojca.

- Wyzwał mnie, a ja nie pozwolę sobie na takie traktowanie. - podskoczyłam pod ścianę i oparłam się o nią zakładając ręce pod piersiami.

- W jaki sposób? - jego twarz spoważniała i wlepił groźny wzrok w przyjaciela.

- Odrazu wyzwał! Powiedziałem, że zgłupiała schodząc ze skręconą kostką, a ta mi zajebała w twarz.  Gdzie tu logika?! - starał się obronić, wszak że było to na nic, patrząc na postawę jego przyjaciela.

- Nie powinieneś się do niej w taki sposób odzywać, a Ty nie powinnaś bić ludzi za każde wyzwisko, wystarczy porozmawiać.

- Ty jesteś ostatnią osobą, która będzie mi mówiła, co jest dobre, a co złe. Sam w mordę dostałeś, więc twój psiapsi nie mógł być  gorszy, no nie? - Wylewałam każde słowo z siebie bez żadnych głębszych emocji, a na widok ich zdziwionych na moje słowa min jeszcze bardziej się irytowałam.

- Zejdźcie mi z drogi. - podskoczyłam do worka chwytając go i kuśtykałam do pokoju gościnnego w głębi korytarza na parterze.

- Rosalie, nie wygłupiaj się. - usłyszałam zbliżającego do mnie Williama, na co aż ciarki mnie przeszły. Nie było to nic przyjemnego.

- Przedstawiłam swoje warunki, więc je uszanuj i je spełń, ewentualnie się zamknij na zawsze i daj mi święty spokój najlepiej wypuszczając mnie do domu.
  
Gdy już przeskoczyłam przez próg drzwi, trzasnęłam nimi zamykając je przed nosem mężczyzny.
Usiadłam na nieobleczonym materacu i wpatrywałam się w czarne drzwi zastanawiając nad tym, co ja w życiu takiego złego zrobiłam, że zostałam w ten sposób ukarana? Moje załamanie przerwał mi dzwonek telefonu. Chwyciłam po urządzenie, które wrzuciłam szybko do worka pakując ciuchy i spojrzałam na wyświetlacz.
No super.
Na wyświetlaczu widniała mama.

FIRE ON FIRE|| DEVIL#1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz