20. Żegnaj Salvatore

7.5K 314 22
                                    


– Zrobisz mi kawę, słoneczko? –spytał siedzący tuż przed Giną Dazio, który wparował do apartamentu Marchettiego już o ósmej rano. Rozłożył na blacie weekendowe wydanie gazety, które pospiesznie przeglądał w poszukiwaniu czegoś istotnego. Wolną dłonią sięgnął po pierniczka leżącego na talerzu obok niego. Wziął go do ust i szybko pochłaniając słodycz zamruczał jak dziecko.

– Jasne, taką jak zwykle? Czarna z kostką cukru? – spytała Gina na co skinął głową potwierdzając jej przypuszczenia. Chwilę później postawiła kubek z gorącym czarnym jak smoła płynem przed Dazio a sama schyliła się po szmatkę, którą zaczęła ścierać brudny blat wyspy. Zgarnęła okruszki po pierniczkach po czym wyrzuciła je do stojącego pod zlewem śmietnika.

– Rizzi, nie ma nawet dziewiątej, kurwa i to na dodatek w sobotę... – skarcił go oschle przecierający zaspane oczy Salvatore. Właśnie wszedł wolnym krokiem do pomieszczenia, w którym siedzieli Gina z Dazio. Na jego biodrach wisiały jedynie luźne czarne dresowe spodnie. Nie miał koszulki a jego idealnie umięśniony tors połyskiwał w blasku porannego słońca. Mruknął coś do Giny pod nosem po czym usiadł obok Dazio łypiąc na niego spod lekko przymkniętych powiek.

– Przykro mi księżniczko, ale musimy jechać. Mamy masę spraw do załatwiania. Jeśli chcesz zdążyć do wieczora, musimy się zbierać. Chyba nie chcesz zawieść ślicznej Aurory? – spytał unosząc brwi a kąciki jego ust uniosły się w złośliwym uśmiechu.

– Możesz się kurwa zamknąć? Mam dość tego porannego pierdolenia. Pij tę kawę i jedziemy – skarcił go Salvatore mierząc Dazio swoim mrocznym spojrzeniem. Człowieka zupełnie nieświadomego relacji tych dwojga i tego jaką głupotę właśnie palnął.

Gina postawiła przed Salvatore omlet z kozim serem i pomidorami oraz kubek świeżo zaparzonej jego ulubionej czarnej kawy. Uśmiechnęła się uroczo widząc jego unoszące się lekko kąciki ust. Posłał jej coś na kształt nieśmiałego uśmiechu co było dla niego i tak szczytem okazywania uczuć przy innych. W spojrzeniu mężczyzny było coś takiego... dziwnego. Zamiast pałaszować swoje śniadanie Salvatore śledził każdy ruch Giny, każdy ruch bioder i tych długich szczupłych nóg, w momencie, gdy odsunęła się, by odejść. Marchetti odkrył, że w jej bliskiej obecności czuł ten przyjemny spokój, jakby nic oprócz nich dwojga nie istniało. Gdy Gina odchodziła jego serce niespokojnie przyspieszało. Nie mógł już tracić czasu, więc wrócił do śniadania i pospiesznie zjadł to co przygotowała blondynka. Swoją drogą, było bardzo smaczne. Planował załatwić to co konieczne i wrócić do apartamentu, by nacieszyć się Giną przed balem. W głowie układał już niecny plan, co zrobi z blondynką po swoim powrocie. Robił się boleśnie twardy na samą myśl o niej rozłożonej w swoim łóżku. Kurwa, nie teraz – syknął w myślach, czując pulsującą erekcję. Na szczęście miał na sobie luźne dresowe spodnie, w których szansa zamaskowania jego podniecenia była dość duża. Wstał odkręcając się szybko do Dazio plecami a następnie udał się do sypialni, by wziąć szybką kąpiel i przywdziać na siebie swój ulubiony czarny garnitur.

Gdyby mógł, odwlekłby dzisiejszy bal w czasie. Miał tylko nadzieję, że Aurora nie będzie naiwną trzpiotką liczącą na coś więcej z jego strony. Chciał po prostu iść tam, spędzić miło dwie, no może trzy godziny wśród najbliższej rodziny i wrócić do pachnącej wanilią Panienki Rossi. Pieprzyć się z nią i tulić do rana zapominając o całym jebanym świecie.

– No wreszcie – usłyszał jęknięcie Rizziego, który czekał już na niego przy drzwiach windy pogrążony w rozmowie z Lucą.

– Szefie – Luca przywitał się skinieniem głowy– Lottario kazał przekazać, że zostawił w Piacere dysk z nagraniami. Przywiózł je rano od Panienki Marchetti – rzucił Giardi.

SŁUŻĄCA DIABŁA (Bracia Marchetti #1) (18+) ZOSTANIE WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz