*POV Jack*
Biegnąc w stronę znanego mi miejsca, w stronę domu, wciąż z tyłu głowy tkwiły mi pytania typu "A co jeśli lepiej było im beze mnie" lub "A co jeśli mnie tam nie chcą".
- No właśnie... co jeśli... błędem jest wracać? Przecież minęło tyle czasu... - zatrzymałem się przed budynkiem, do którego miałem zamiar wbiec od razu ale coś mnie zatrzymało - Albo jak Jeff sobie kogoś znalazł? Nie no nie miałby jak jest nieznośny. A ja gadam do siebie - westchnąłem i uniosłem dłoń w górę - Raz się żyje - zapukałem w drzwi i delikatnie odsunąłem
Jednak nie odpowiedział nikt. Samo powietrze unoszące się wokół było... inne
- Huh - mruknąłem i zapukałem znowu, tym razem uderzając pięścią. Lecz ponownie cisza
Położyłem dłoń na klamce i ją nacisnąłem. Drzwi otworzyły się głośno skrzypiąc, na co ja się skrzywiłem. Nie brakowało mi tego dźwięku
- Masky? Toby? - sunąłem powoli wgłąb pomieszczenia. Jedyne co było dziwne to jak echo roznosiło się wokół. Jakby mieszkanie było... - Puste... - podbiegłem do kuchni i otworzyłem pierwszą lepszą szafkę i włożyłem do niej pewnie rękę. Tak jak myślałem nie było w niej nic. Przeszukałem każdy zakamarek, który znałem mając nadzieję na znalezienie jakiejkolwiek kartki, notatki... ale nikt nie zostawił mi niczego. Nikt nie pomyślał, że mogę wrócić. Nikt nie pomyślał... o mnie
- Ben? Może... może ty gdzieś jesteś? - w moim głosie była desperacja i smutek. Jednak ponownie odpowiedziała mi tylko cisza
Usiadłem na środku salonu i zamilkłem. Wsłuchiwałem się w rytm własnego bicia serca jak i dźwięki uliczne. Warczenie silników, odległe szczekanie psów, statyczne burczenie lamp, zgrzyt klucza w zamku, pisk opon...
Klucza w zamku??
Zerwałem się natychmiast sięgając po mój zaufany skalpel ale go nie było. Przecież wszystko zostało w tej przeklętej organizacji. Łącznie z moją maską. Cholera! Szybko oparłem się pod ścianą koło drzwi, że gdy te się otworzyły ja byłem za nimi schowany, czekając na ofiarę. By się na nią rzucić skąd mnie nie widzi. By rozerwać jej gardło własnymi zębami. By ją zabić
- Tak. Mieszkanie będzie gotowe na przyszły miesiąc. Jeszcze trzeba naprawić parę szafek, bo się nie domykają i wymienić żarówki w kuchni. Zapewniam, wszystko mam pod kontrolą. A jeśli chodzi o cenę to się nie zmieniła. Naprawy na mój koszt - po tonie głosu i jego położeniu rozpoznałem, że to mężczyzna, na oko koło dwudziestki, dość wysoki. Tyle informacji musi mi starczyć. Spowolniłem oddech czekając, aż ten wejdzie głębiej. Jeszcze trochę... cierpliwości... czekaj... - Do usłyszenia panie Miller - TERAZ
Zerwałem się z miejsca skacząc na nieznajomego. Udało mi się go przewrócić na ziemię i usiąść na jego plecach. Położyłem dłonie na po obu stronach jego głowy z zamiarem skręcenia mu karku... lecz tylko poczułem ból i szok przechodzący przez moje ciało. Odsunąłem się przewracając na podłogę i łapiąc powietrze
- A możesz mnie nie próbować zabić? - chłopak podniósł się z ziemi i otrzepał. Nie było słychać u niego ani krzty zaskoczenia. Co to dla niego codzienność?? - Dla kogo pracujesz. FBI? - odwrócił się w moją stronę - Nie jesteś człowiekiem. Cofam pytania - podszedł do mnie i wyciągnął dłoń chcąc pomóc mi wstać
Ja się tylko odsunąłem wciąż będąc za słabym by się bronić. To podstęp. Wezwał jakoś gliny i teraz chce kupić czas. No ale po co by podchodził...
- Eyeless Jack. Najświeższy nabytek rezydencji, były narzeczony Jeffa, kanibal. Mieszkałeś tutaj ale cię porwali. Tyle wiem - powiedział pewnie przerywając moje myśli
- Skąd ty... - wydusiłem z siebie
- Brian na bieżąco pisał mi wszystko co się dzieje. Kto gdzie się znajduje albo jakie są dramy. Ciepło o tobie opowiadał. Nie zasłużył jednak na to co się stało - mężczyzna westchnął
- Co się takiego stało - i tak nie miałem innego wyjścia jak siedzieć w miejscu. Pozbieram siły, zabije go i ucieknę. Choć coraz bardziej ciekawiło mnie o czym on gada. Mogę mu w teorii uwierzyć, że mówi prawdę i faktycznie Hoodie z nim pisał ale podobno nikt spoza rezydencji o niczym nie miał prawa wiedzieć. Czemu on miałby być wyjątkiem
- No tak ty nie wiesz bo skąd - zaśmiał się smutno - Zorganizowali całą akcję chcąc cię uwolnić. Ostatnia wiadomość jaką od niego dostałem to głosówka. Mówił w niej jaki mają plan i kiedy go zrealizują. Później była tylko cisza. Przestał pisać. A niedawno zadzwonił do mnie Tim, że potrzebują tymczasowego mieszkania na pięć osób. Gdy spytałem czemu tylko tyle, odpowiedział jedynie, że ciebie nie udało się odbić, a Brian zginął. Więcej nie wiem
To było za dużo informacji. Hoodie on... stracił życie próbując uratować mnie. Może nie była to osoba, z którą się jakoś mocno trzymałem ale nie był również nikim obcym
- To może jak nie bedziesz mnie próbować zabić to cię zawiozę do reszty. Do stracenia wiele nie masz na tym etapie - chłopak nie dał mi nawet czasu by jakiekolwiek informacje dotarły do mnie w tym momencie. Nawet nie wiem jak i kiedy znalazłem się obok niego na miejscu pasażera. Przez pierwszą godzinę jechaliśmy w ciszy, aż nie postanowiłem jej przerwać
- Mało cenisz swoje życie, że tak beztrosko zamknąłeś się z mordercą w małym pojeździe - mruknąłem siadając wygodniej w fotelu, gdyż przez ostatni czas byłem cały spięty, w gotowości do obrony, czy ataku
- Nie bierz mnie za niewinnego gościa. Wiesz tyle co chciałem byś o mnie wiedział. Może jeszcze imię by się przydało skoro ja już od dawna znam twoje. Jay jestem - chciał wyciągnąć dłoń w moją stronę ale nie wykazywałem chęci odwzajemnienia uścisku
- Jay... - mruknąłem pod nosem - Skąd nosisz paralizator
- Zabawka z pracy. Pracuję dla policji. Sprzątam po morderstwach - zaśmiałem się - Jak i pracuję dla morderców sprzątając po nich by policja nie miała co znaleźć. Bruda robota ale wszędzie dobrze płacą
- Eh? Że co- - zgłupiałem
- Jestem bezstronny. Dlatego wszyscy mi ufają w tym co robię. Moim zadaniem jest nie zostawić nic po sobie. Nie pytam kto, gdzie co i jak. O proszę. I jesteśmy na miejscu - zaciągnął hamulec ręczny - Ja nie wysiadam. Mam sprawy do załatwienia. Powodzenia! - poklepał mnie po plecach na co zawarczałem i wysiadłem z auta
Zaraz po tym odjechał. A ja stałem przed drzwiami. Z tym samym zamiarem co rano. Z dłonią uniesioną w górze by zapukać
*Hewwo!
Ja nie wiem już nic na tym etapie. Samo się pisze kiedy ma się pisać XD
Luv you all shrooms!
*Deathcup~
CZYTASZ
Black & White Flames (JeffTheKiller x EyelessJack)
ФанфикOd dawna w lesie można było wyczuć smród martwych ciał. Bestia krąży i zabija pozbawiając swoje ofiary nerek. Jednak sprawca pozostaje ukryty. Ale na jak długo?