- Jak pewne jest to, że ciocia Nan umrze? - zapytała Phil.
- Równie pewne jak to, że wiosną śnieg topnieje - odparła bez ogródek pani Boyd. Phyllis zamilkła. Rozejrzała się spokojnie po pokoju i stwierdziła, że wyraz twarzy doktora Clarka przypomina jej tabliczkę grobową. Stłumiła parsknięcie śmiechem.
Ciocia Nan słabowała od kilku miesięcy, a teraz nareszcie miał nadejść kryzys. Matka mówiła, że ciocia pójdzie do Nieba, ale z kolei kuzyn Jim twierdził, że jej dusza popłynie do morza. Phil smuciła myśl o rozstaniu z ciocią. Kochała ją znacznie bardziej od od matki, ale nawet sama przed sobą nie chciała tego przyznać.
Na dół zeszła pielęgniarka od wuja Gary'ego. Powiedziała grzecznie, że teraz pannie Boyd potrzeba tylko troskliwości i wyrozumiałości, bo prawdopodobnie umrze jeszcze tej nocy.
- Moja obecność na nic się nie zda - orzekła i wyszła. Również doktor Clark wyszedł, składając swoje kondolencje.
- Phyllis, żebyś nie ważyła mi się kręcić obok pokoju ciotki - powiedziała surowo pani Boyd. - Ona nie potrzebuje teraz towarzystwa rozwrzeszczanego dziecka. -
- Dobrze, mamo - przytaknęła pokornie Phyllis.
Wcale nie miała ochoty na przechadzanie się po tamtej części domu. Lękała się śmierci. Przez to ciocia Nan stała się dla niej jakby obca.
Resztę popołudnia spędziła w zabudowaniach gospodarskich z kuzynem Jimem. Kuzyn Jim był bystrym, poczciwym młodym mężczyzną, który najął się u Boyd'ów po ukończeniu siedemnastego roku życia i tak już zostało. Phyllis bardzo go lubiła, choć nie był przecież częścią rodziny. Jako młody chłopiec podróżował z ojcem na morzu i znał mnóstwo fascynujących opowieści. Teraz, wyglądając tęsknie przez okno, przez które widać było morze, gotował paszę dla świń, co zawsze stanowiło dobry powód do rozmów.
- Kuzynie... -
- Hę? -
- Czy dusza po śmierci naprawdę płynie do morza? - spytała Phyllis. - Muszę to wiedzieć. -
- Gdyby ode mnie to zależało, tak by było. - odparł Jim.
- Ale co by tam było do roboty? - zapytała sceptycznie Phyllis.
- Pewnie niewiele - przyznał Jim. - Ale mnie by tam pasowało pląsanie w pianie morskiej i oglądanie zachodów słońca. -
Phyllis zastanowiła się chwilę.- Ale Bóg jest w niebie - zaoponowała. - A mama mówi, że po śmierci spotykamy się z Bogiem. -
- Ja tam nie wiem, spytaj naszego wielebnego księdza - poirytował się Jim.
Phyllis uznała, że nie wyciągnie z niego nic więcej.
Gdy pod wieczór musiała wrócić do domu pomyślała, że dopóki nie zaśnie, będzie czytać ,,Wędrówkę pielgrzyma'', by w ten sposób odpędzić od siebie niemiłe myśli. Właśnie kończyła jeść kolację, gdy do kuchni weszła pani Boyd, która oznajmiła jej, że wybiera się z ojcem na koncert w Charlottetown.
- Nie, mamo! - jęknęła przerażona Phyllis. Pani Boyd spojrzała na nią z prawie przestrachem.
- Co ty wygadujesz? - skarciła ją. - W domu będzie przecież kuzyn Jim i Nene. -
CZYTASZ
Złoty wiek Nan Boyd
EspiritualKrótkie opowiadanie o umierającej staruszce, która postanawia podzielić się ze swoją małą bratanicą ważnymi życiowymi radami.