Budzik zaczął dzwonić, wyrywając mnie z krótkiego snu. Zdecydowanie lepiej się czułam, po godzinnej drzemce. Wzięłam szybki zimny prysznic, dla orzeźwienia i rozbudzenia. W kuchni już czekała na mnie porcja kawy, przygotowana przez Samuela, a nawet kolacja. On jednak był niezajebywalny, jeśli chodzi o pracę. Zdecydowanie za dużo pracował, ale wiedziałam, że nie ma wyjścia, bo wszystko spadło na niego. Moja pomoc na chwilę obecną była praktycznie zerowa. Nie umiałam, a on nie miał teraz też zbyt wiele czasu, żeby mnie uczyć wszystkiego po kolei. Wiedziałam, że męska duma nie pozwoli mu nawet o proszenie o pomoc, żeby miał się zębami podpierać o blat, będzie siedział i pracował. Nie powiem, miło mi się zrobiło na widok kawy i kolacji, chociaż to ja więcej w tym momencie powinnam o niego dbać. Skrzywiłam się na samą myśl. Mam wrażenie, że cały czas robię wszystko niewystarczająco. Mało pracuje, mało dbam o faceta, mało widuję przyjaciółkę, do stajni też rzadko zaglądam aby zadbać o nasze konie. Z drugiej strony dawałam z siebie wszystko, co mogłam. Nie wiedziałam, co jeszcze powinnam w sobie zmienić, momentami myślałam, że może to wszystko dzieje się w mojej głowie, bo on jest nadopiekuńczy. Nie przeszkadzała mi jednak, ta jego cecha charakteru. Obracałam machinalnie kubek w dłoniach, smętnie patrząc przed siebie i nawet nie zauważyłam, że Samuel pojawił się w kuchni.
– Jednak idziesz do pracy? – dopytywał, przechodząc obok mnie i pocierając moje ramię.
– Tak, idę – odpowiedziałam, po czym dodałam: – dziękuję za kawę ora kolację.
– Do usług – odrzekł sięgając po filiżankę i podstawiając pod ekspres.
– Musisz mnie nauczyć, jak mam ci pomagać.
– Spokojnie, wszystkiego cię nauczę. Przypomnij mi, że mam dla ciebie nową umowę, albo nie, od razu pójdę po nią. – Zawinął się na pięcie z powrotem do gabinetu. Parę chwil później miałam przed sobą umowę oraz długopis.
– Podchwytliwa? – zapytałam, aby się z nim podroczyć troszeczkę.
– Czy tak, czy nie, to i tak powinnaś wszystkie papiery czytać, które podpisujesz – zganił mnie lekko. Oparł się o blat, po czym skrzyżował nogi, popijając kawę.
– Tak jak ty uważasz, że nie zrobię nic na szkodę klubów, tak ja ufam tobie. – Nawet nie patrząc na treść umów podpisałam je, bez mrugnięcia okiem. To tylko papier, a przeze mnie został bez menagera. Byłam mu winna pomoc i objęcie tego stanowiska. Z tyłu głowy i tak wiedziałam, że nie zmusi mnie tym papierem do niczego, jeśli nie będę chciała czegoś zrobić.
– A jak jest tam niewolniczy zapis i to bez gotówkowy? – uniósł jedną brew i zadziornie się uśmiechnął. Lubiłam tę jego stronę.
– To z wielką przyjemnością, będę ją wykonywać. – Przygryzłam wargę, podchodząc i wciskając mu papiery w dłoń. Uskoczyłam w ostatnim momencie, gdy chciał mnie klepnąć w pośladek i zagroziłam palcem. – Praca na nas czeka.
Godzinę później, otwieraliśmy Heaven. Zauważyłam, że przekraczając próg, Samuelowi od razu pogorszył się humor. Te miejsce nie działało na niego dobrze, ale wpakował w nie tyle kasy, że teraz nie opłacalne było, żeby zamknął klub przez jego widzimisie. Wiedziałam, że pomimo problemów z załogą, nie chciał, aby wylądowali na ulicy, więc wbrew sobie dalej ciągnął ten przysłowiowy wózek. Wolałam od razu wziąć się za pracę. W pierwszej kolejności wydrukowałam ogłoszenie o zebraniu, a później układałam kolejny grafik. Utknęłam po pierwszym tygodniu, gdy w grafik wpisałam zebranie i to był czas, aby obgadać imprezę integracyjną.
– Kotuś? – powiedziałam przymilnie, aby ugłaskać, go przed moim wyjawieniem pomysłu, na który nie wiedziałam, jak zareaguje.
– Hmm? – mruknął, nawet nie podnosząc na mnie spojrzenia, a to nie zwiastowało niczego dobrego.
CZYTASZ
TRYLOGIA KLUBOWE ŻYCIE - ZAKOŃCZONE
ChickLitCamila, to studentka weterynarii, która od zawsze pragnęła swojego konia. W końcu udało jej się spełnić marzenie, ale płacąc więcej, niż wartość jej nowego kopytnego przyjaciela. Dziewczyna postawiona pod ścianą zatrudnia się w klubie ze striptizem...