Rozdział 26

60 4 1
                                    



Upragniony ostatni dzień maratonu, w końcu się zaczął. Cieszyłam się, że dziś ostatni etap kursu. Byłam zadowolona z jego przebiegu, jak i bardzo dużo się nauczyłam, jednak moje wyczerpanie sięgało zenitu. Z jednej strony dziś będzie bardzo intensywny dzień, niemalże tak jak wszystkie cztery dni razem wzięte, jednak nie mogłam się doczekać imprezy integracyjnej i miałam swój prywatny plan, aby wyciągnąć narzeczonego także na parkiet. Nie chciałam, żeby pracował w tym czasie, a po prostu wyluzował choć raz z nami wszystkimi i zdjął maskę sztywniaka, którą przyodziewał przy pracownikach. Przez ostatnie dni, zyskałam w oczach współpracowników, a nasze kontakty wydawały się nieskomplikowane i nie buntowali się, więc chyba przyzwyczaili się do tego stanu rzeczy, a przynajmniej miałam taką złudną nadzieję. Szacunek działał w dwie strony, a komunikacja między nami była naprawdę dobra od kilku dni. Mogłam od razu wyjaśniać spory, chociaż zazwyczaj były to błahe rzeczy. Tancerki, jedynie miewały swoje humorki i nie raz naprawdę musiałam liczyć w myślach do dziesięciu, aby przypadkiem którejś nie powiedzieć, że przegina i gwiazdorzy. Tak o to, minęły pierwsze moje dni jako managerki.

Samuel zachrapał przez sen, a na uśmiechnęłam się pod nosem, bojąc się poruszyć, aby go nie obudzić. Obserwowałam, jak śpi, jego rysy twarzy się wygładziły, nie zakłócone myślami i natłokiem obowiązków. Wierzyłam, że w śnie widzimy odzwierciedlenie, tego co nie zauważamy zazwyczaj na pierwszy rzut oka. Nie raz spotykamy się ze wspomnieniami, czy też pragnieniami. Jego kąciki ust lekko się uniosły, a moje jakby zsynchronizowane z jego zrobiły to samo.

– Obserwujesz mnie – mruknął z nadal zamkniętymi oczami, lecz przewrócił się na bok i oplótł mnie niczym bluszcz. – Kocham cię, skarbie.

– Ja ciebie też – oświadczyłam automatycznie. Pogłaskałam go po policzku, po kłującym zaroście. Nauczył mnie, jak otworzyć się na uczucia i nie miałam już oporów, aby wyznawać mu je. Drążył uparcie drogę do mojego serca, aż udało mu się je zdobyć.

– A już nie długo zostaniesz panią Serrano – mruknął otwierając jedno oko i łypiąc nim na mnie, zaspanym spojrzeniem.

– Nie ustaliliśmy jeszcze daty. – Zachichotałam radośnie. – Jeszcze mogę się rozmyśleć. – Zażartowałam.

– Nigdy nie pozwolę ci odejść, już od pierwszego dnia, gdy cię zauważyłem, wiedziałem, że będziesz moja. Nie wyobrażam już sobie życia bez ciebie.

– Pierwszego dnia mówiłeś, że nie nadaję się na pracę u ciebie – wypomniałam mu, zanosząc się śmiechem. – Skoro zmieniłeś zdanie, to na ten temat, też po czasie możesz wyciągnąć inne wnioski.

– Bo musiałem cię zdobyć dla siebie – przyszczypnął mi nos i skradł szybkiego, czułego całusa w czoło. – Teraz też uważam, że nie powinnaś pracować, ale zrozumiałem, że nie mogę cię zamknąć w domu i cieszę się, bo mogę mieć cię przy sobie przez cały czas.

– Ależ pan dziś romantyczny, ale niestety czas wstawać – powiedziałam, a on mocniej oplótł mnie ramieniem.

– Nie jestem jeszcze gotowy, aby się tobą dzielić z innymi.

– Jestem tylko twoja.

– Póki, nie będzie tutaj rosła fasolka – odpowiedział, głaszcząc mój brzuch. Uniosłam brwi, bo nie planowaliśmy potomstwa, dlatego się zabezpieczałam. Uważałam także, że nie nadaję się na bycie matką. Nie wiem, może kiedyś zmienię zdanie, ale na razie dzieci dla mnie to był odległy temat i nie chce ich mieć.

– Nie chcieliśmy dzieci, pamiętasz?

– A co, jeśli zmieniłem zdanie? Chciałabyś mieć dzidziusia?

TRYLOGIA KLUBOWE ŻYCIE - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz