Rozdział 3

43 5 1
                                    



Trzy miesiące minęły, jak w jakimś pieprzonym więzieniu, a raczej zawieszeniu. Codziennie to samo, aż do obrzydzenia. Nawet wizyta w stajni, nie przełamywała rutyny, jaka wdarła się do naszego życia. Przeklinałam wszystkich mężczyzn jacy mnie otaczali wcześniej i obecnie. Najbardziej przeklinałam Anthonego i służby, które nie potrafiły go znaleźć, aby zamknąć go do końca jego dni za kratami. Frustracja, jaką byliśmy obydwoje przesiąknięci, powodowała wiele sprzeczek między nami. Zaczęliśmy się od siebie oddalać, gdy z dnia na dzień, zaczęliśmy unikać swojego towarzystwa. Praca była jedynym miejscem, w którym przebywaliśmy ze sobą najdłużej, jeśli nie uciekaliśmy na salę. Zazwyczaj chodziłam, aby pomagać za barem, a jak moje spojrzenie krzyżowało się z ochroną, zgrzytałam zębami niemalże, bo czułam się odarta z prywatności. Wiedziałam, że są dla mojego bezpieczeństwa, ale jak nawet do ubikacji łażą za człowiekiem, to idzie oszaleć.

– Irina! – zawołałam za tancerką. Od kilku tygodni za kumplowałyśmy się na tyle, że rozmawiałyśmy, ze sobą zawsze, kiedy miałyśmy tylko chwilę. Spojrzała na mnie, po czym podeszła do kontuaru.

– Co jest szefowo? – Zaśmiała się, lubiła mi tak dogryzać, a ja już też do tego przywykłam. Nachyliłam się poprzez bar, gdy zbliżyła twarz do mojej, aby lepiej mnie słyszeć przez dudniącą muzykę, gdy jej pokazałam to gestem dłoni.

– Zapaliłabym, ale musimy się pozbyć osiłków – wyszeptałam jej na ucho, aby nikt przypadkiem tego nie usłyszał. Dziewczyna zatrzęsła się ze śmiechu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że miałam na myśli moją ochronę i jak bardzo mnie irytują wypełniając polecenia mojego faceta.

– Daj chwilę, coś pomyślę – odrzekła cicho, po czym ruszyła do szatni. Pięć minut później wyszła przebrana w swoje ubrania i ponownie podeszła do kontuaru. – Idź niby do stolika z tacą, a ja ich zagadam, widzimy się zza drzwiami za chwilkę. – Przytaknęłam i udawałam, że coś intensywnie robię, po czym złapałam za tacę, którą ustawiłam na kontuarze i zaczęłam nalewać piwo do kufla. Zerkałam w kierunku dziewczyny i mojej ochrony. Naczynie w końcu było pełne, więc ustawiłam na środku tacy, upewniając się, że nikt nie zwraca na mnie uwagi. Wyszłam za baru z tacą i ruszyłam do stolika, który był najbliżej zaplecza. Zadowolona stwierdziłam, że nikt nie podąża za mną. Zabrałam tylko tace i wymknęłam się szybko na zaplecze barmańskie i na zewnątrz. Nim zdążyłam odpalić fajka, przyszła Irina, a ja pisnęłam zaskoczona, bo myślałam, że dłużej jej się zejdzie z moją ochroną.

– Ale mnie wystraszyłaś – oświadczyłam, podnosząc papierosa z betonu, który wypadł mi z ust, gdy nerwowo podskoczyłam.

– Dawaj za kosz schować się, bo jeszcze ktoś tu przyjdzie. – Dziewczyna złapała mnie za łokieć i pociągnęła we wspomnianym kierunku.

– Jak ich zagadałaś? – dopytywałam z ciekawości, bo wiedziałam, że drugi raz i tak ten numer nie przejdzie i cud, że w ogóle się nam udało wymknąć, spod ich czujnego spojrzenia.

– Zapytałam, który umówi się ze mną na numerek po pracy. – Zachichotała, a ja razem z nią, wyobrażając sobie ich miny, na tak bezpośrednie pytanie.

– I co, któryś się skusił?

– Żaden – odpowiedziała, wybuchając śmiechem, zawtórowałam jej ponownie. Nie sądziłam, że mam tak sztywną ochronę i nie bzyka wszystkiego, co się rusza i jest chętne. Irina do tego, jest niezłym kąskiem dla mężczyzn, bo to śliczną dziewczyną. Wypuściłam ostatni dym z płuc, po czym zgasiłam peta o podłoże i rzuciłam za kosz.

– Ja pale jeszcze jednego, bo szybko nie uda mi się wyrwać ponownie – odrzekłam wyciągając przedostatniego papierosa z paczki.

– Ja już spasuje, ale posiedzę z tobą – mruknęła, wyciągając telefon i przeglądając wiadomości. Wydała z siebie stłumiony okrzyk i przysunęła mi telefon pod sam nos. – Czytaj!

TRYLOGIA KLUBOWE ŻYCIE - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz