29. Kolacja u Eleonory

6.8K 286 32
                                    


– Pani Rizzi, proszę się już tak nie denerwować. Wszystko będzie dobrze – szept Dazio przerwał ciszę jaka panowała w aucie. 

Sofia wystukiwała wypielęgnowanymi paznokciami nerwowo rytm piosenki, która leciała w. głośnikach srebrnego Lamborghini swojego męża. Chcąc zagłuszyć stresujące ją myśli wsłuchiwała się w słowa Beautiful Things Benson'a Boone zastanawiając się, czy i ona powinna prosić Boga, by nie zabierał jej tych pięknych rzeczy, które posiada. Spojrzała za okno dostrzegając znajomą okolicę, w której spędziła niemal całe dzieciństwo. Znane na pamięć uliczki, nie zmieniających się od lat sąsiadów i tę atmosferę nieznanego a zarazem tak dobrze poznanego otoczenia. Niemal z piskiem opon zatrzymali się na podjeździe rodzinnego domu Marchettich. Kobieta wypuściła z płuc powietrze zerkając na Dazio, który palcami prawej ręki zataczał kółka na jej drobnej dłoni w uspokajającym geście.

– Hej. Spokojnie. To nic takiego skarbie. Twoja mamma na pewno się ucieszy równie mocno jak ja, gdy się dowiedziałem – mruknął przysuwając się bliżej, by po chwili pochylić się i ucałować niewielkie wybrzuszenie w okolicach jej pępka.

– Boję się... och Boże. Po prostu nie chcę dokładać mu cierpienia.

– O czym ty mówisz słońce? – spytał spokojnym tonem Dazio nie bardzo wiedząc co jego ukochana ma na myśli.

– Salvatore... widzę, jak niszczy go utrata Gemmy. Kocha ją, choć nie powie tego na głos. Nie wiem nawet czy sam zdaje sobie z tego sprawę. Stracił ją, tak samo jak szansę na szczęśliwe życie z kobietą u boku. Sądziłam... po cichu miałam nadzieję, że pobiorą się, może nawet będą mieć dzieci. A teraz... teraz wszystko się posypało jak domek z kart, gdy się na niego dmuchnie.

– Przecież to nie twoja wina, niczyja wina. Nie możesz się obwiniać. Szczególnie teraz.

– Nie obwiniam się. Po prostu... cholera. On zasługuje na to wszystko co my mamy. Zasługuje na rodzinę, do której będzie wracał... a wszystko się spieprzyło. Popada w obłęd. Nie widzę już dla niego żadnej nadziei, on sam nie widzi już żadnych pozytywów. Nic nie sprawia mu radości, przestał spotykać się z ludźmi, unika rodziny jak ognia. Mam wrażenie, że tym całym afiszowaniem się naszym szczęściem tylko dokładam mu bólu.

– Poradzi sobie. Jest dorosły – rzucił stanowczo Dazio podając żonie dłoń, którą niechętnie przyjęła. – Idziemy. I przestań się zadręczać Salvatore. Sądzę, że jeszcze musi minąć trochę czasu, by mógł ruszyć dalej. Daj mu trochę przestrzeni, by mógł rozwiać swoje wątpliwości i zrozumieć co czuje.

– Może masz rację. To pewnie te ciążowe hormony. Przepraszam – szepnęła nachylając się by pocałować delikatnie Dazio. Mężczyzna przytrzymał żonę za biodra przysuwając ją zaborczo do siebie, by pogłębić pocałunek.

– Kocham cię mój pączuszku – szepnął wprost do jej ucha.

– Nie jestem pączuszkiem, przytyłam zaledwie cztery kilogramy – Sofia oburzyła się odsuwając się teatralnie od Dazio.

– Jesteś słodka jak się tak boczysz – roześmiał się mrugając porozumiewawczo do żony – jak te trzy pączuszki, które wciągnęłaś na śniadanie, gdy myślałaś, że nie patrzę.

– Jesteś okropny – kobieta skwitowała swoją wypowiedź machnięciem ręki – możesz zapomnieć o mojej cipce dzisiejszego wieczoru Panie Rizzi.

– Proszę mi nie grozić. Zamierzam delektować się twoją cipką po powrocie do domu tak długo, aż będziesz błagać i skomleć, bym przestał i w końcu cię porządnie zerżnął, Pani Rizzi – dodał patrząc na Sofię mrocznym wygłodniałym spojrzeniem. – A teraz chodźmy przekazać dobre nowiny, pączuszku.

SŁUŻĄCA DIABŁA (Bracia Marchetti #1) (18+) ZOSTANIE WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz