Rozdział 19

102 6 3
                                    



Większość terenu stępowaliśmy, ale trochę też kłusowaliśmy i galopowaliśmy. Żadne z nas nie miało większych ambicji, aby skakać przez naturalne przeszkody, czy jakiś wprowadzać trening naszym koniom, ale to było zadanie Rosity, aby dbała o ich kondycje i urozmaicała im dzień, aby znudzone nie nabrały narowów, takich jak tkanie czy łykanie. Wystarczyło nam, że mogliśmy miło spędzić czas w terenie, a nasze konie miały urozmaicenie i zaczerpnęły trochę ruchu. Wróciliśmy gdzieś po trzech godzinach, a Rosity i Oliviera nigdzie nie było widać. Rozsiodłaliśmy konie i wpuściliśmy na padok. Klacze jednak weszły do swoich boksów, aby napić się wody z automatycznych poideł do których Rosita wsypała smakowe elektrolity.

– Bzykają się już tak szybko? – zapytałam śmiejąc się do męża, gdy i on zobaczył ich nieobecność. – Szybko znaleźli wspólny język, więc może i z tym nie czekają...

– A co tu więcej robić? – Zaśmiał się, odwieszając siodło na stojak. Odłożyłam wszystko na miejsce i wyszłam za Samuelem z siodlarni.

Przyłapaliśmy ich jednak na naszej huśtawce przed domem, gdy Rosita siedziała mu na kolanach i namiętnie się całowali, więc miałam rację, że szybko ich relacje postępują.

– No, no, bracie, pierwsza baza zaliczona – powiedział Samuel, a ja parsknęłam śmiechem.

– Ups, przyłapali nas znowu. – Naśmiewał się Olivier, gdy Rosita, jak poparzona zeskoczyła z jego kolan, bo tylko ona się speszyła uwagą mojego męża.

– Wpadniecie na obiad? – zapytała, kryjąc zażenowanie i szybko zmieniając temat, ale znałam ją na tyle, że nie była w stanie nic przede mną ukryć, wiedziałam, że za wszelką cenę, będzie zmieniała temat, jeśli jakiś jest dla mniej niewygodny.

– Wpadniemy – odrzekł Samuel, nie spuszczając ze mnie spojrzenia, gdy złapałam za łokieć przyjaciółkę i odciągnęłam ją na bok, aby być poza zasięgiem słuchu mężczyzn.

– Widzę, że Olivier bardzo nawet wpadł ci w oko – powiedziałam, ciągnąc ją na spacer za nasz dom. – Nie chce ci prawić kazań, ale nie uważasz, że to za szybko?

– Mam wrażenie jakbym go znała od lat, a nie kilku godzin, jest przystojny, uczynny...

– I nie widzisz jego wad, zaślepiona przez różowe okulary – weszłam jej w słowo – nie chce cię umoralniać, ale żebyś później nie płakała, bo mu oczy wydrapie.

– Spokojnie, kontroluje to – odrzekła, a ja spojrzałam na nią z ukosa, bo to raptem kilka godzin, a ona już jest zaślepiona.

– Oby – powiedziałam łapiąc ją w objęcia i ufając, że nie pozwoli zrobić sobie krzywdy.

Nie znałam brata Samuela, ale wiedziałam, że Rosita, jeśli mi się poskarży na niego, to stanę mimo wszystko za nią, a nie za nim. Mój mąż także stanie za mną, więc Olivier już na starcie jest na straconej pozycji, więc lepiej, żeby nie złamał serca mojej przyjaciółce, bo będzie dyndał na suchej gałęzi powieszony za jaja, lub, co szybciej będę mogła wykonać z tortur naprędce wymyślonych. Co z tego, że to były czcze pogróżki, w mojej głowie, mogłam mu wszystko zrobić. Wróciłyśmy na przód domku parę minut później, gdy mężczyźni siedzieli z butelkami piwa w dłoniach, relaksując się i rozmawiając.

– To co, idziemy na ten obiad? – zapytała przyjaciółka. Samuel dopił zawartość butelki i się podniósł, od razu łapiąc mnie w swoje objęcia, a Olivier, podbiegł, aby dogonić Rositę, która poszła przodem, po chwili podszczypnął ją w pośladek, aż zapiszczała i podskoczyła, dając mu kuksańca w ramię.

TRYLOGIA KLUBOWE ŻYCIE - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz