Nastał kolejny dzień. Luci od rana ćwiczył w naszej domowej siłowni, a ja dalej sobie spałam.
- Mmm... - Słodko sobie leżałam po czym się przebudziłam i od razu zaczęłam mieć ochotę lecz najpierw poszłam do łazienki.
On nadal ćwiczył i dbałeo swoją formę. No, a ja wróciłam do łóżka i zaczęłam się bawić swoją łechtaczką. On zrobił sobie chwilę przerwy i poszedł sprawdzić co robię. Był pod sypialnią i zaczął wyjękiwać moje imię.
- Luci? - Od razu przestałam i zaczęłam się rozglądać.
On już był z powrotem w domowej siłowni gdzie tam też zaczął wyjękiwać moje imię.
- Hmm.. - Wzruszyłam ramionami i dalej to robiłam.
- Ooohhh Nicoooleeeee!!! - Dalej jęczał i robił sobie dobrze.
- Hmm.. - Ja też zaczęłam jęczęć i skomleć.
Pan domu postanowił, że do mnie przyjdzie i mnie zerżnę po raz któryś. Przyszedł do do mnie, ale był za ścianą i zaczął znowu wyjękiwać moje imię. No, a ja wzięłam wibrator i go przyłożyłam do łechtaczki aż z przyjemności odchyliłam głowę. On po cichu wszedł do sypialni i się na mnie rzucił. Nie czekając ani chwili we mnie wszedłem i przyspieszył ruchy biodrami do niewyobrażalnej prędkości.
- AAH!!! Ahh!!!!! - Zaskoczona jego nagłym przybyciem zaczęłam jęczeć w niebogłosy.
- Oooo-oooohhh!!! Niiicccooooollleeee!! - Dalej wydawał z siebie dźwięki rozkoszy, ale podczas naszego seksu pot ze niego spływał jak z wodospoadu, a jego penis dalej we mnie rósł.
Próbowałam w tym pędzie się nie zakrztusić własną śliną aż w końcu czułam, że dochodzę. Po chwili sam we mnie doszedł, ale nadal dyszał i powoli dochodził do siebie.
- A-aah....mmm... - Powoli łapałam po tym co ze mną zrobił ten debil.
- Ooohhh mmrrrr. - Dalej powoli dochodził do siebie, ale potem ze mnie wyszedł i wylizał moją pusię do czysta.
Przy okazji doszłam na jego język.
- Mmmmrrrr. - Znowu ją wylizał do czysta. Potem położyłem się obok mnie i do siebie przytulił.
- Mmm.. kocham Cię misiu... - Wymruczałam zadowolona będąc wtulona w jego męskich ramionach. - A ty mnie?
- Mmmmrrr oczywiście misia, że ja ciebie też kocham. - Dał mi buziaka w moje słodkie usteczka.
- Hihihi znowu ćwiczyłeś? - Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Hihi, bo musiałem zadbać o swoją formę aby nie mieć problemów z zdrowiem czy coś no i też aby się lepiej prezentować u twojego boku maleńka. - Odparł z uśmiechem.
- Mm..ale ja u boku twojego to już raczej nie.
- Według mnie tak, mmmrrr. - Wymruczał z uśmiechem.
Mocniej się do niego przytuliłam.
- Mmmrrr. - Wymruczał i odwzajemnił tulasa. - Nosz cholera jasna, znowu ktoś do mnie wydzwania. - Odebrał przychodzące połączenie. - Czego chcesz? I z kim mam przyjemność rozmawiać?
- Dowiesz się jutro o godzinie 3.00 na dokach. - Odparła Decker.
- Śmierdzi podstępem, ale przyjadę. - Odparł i się rozłączył.
Potem telefon odłożył na swoją szafkę i dalej mnie tulił.
- Kto to był? - Zapytałam, bo byłam w szoku że ktoś o tak bardzo późnej godzinie do niego wydzwania.
- Jakaś laska i głos miała bardzo znajomy i strasznie podobny do osoby, którą zabiłem. - Odparł i dalej mnie tulił.
- Skarbie ja się o ciebie boję.. - Odparłam troszkę zaniepokojona.
- Wiem, że się o mnie boisz, ale nic mi się nie stanie. - Przytulił mnie do siebie i uspokajał.
- A jak stanie? - Spojrzałam na niego, a on na mnie.
- Nie stanie, bo do tego nie dojdzie. - Dalej mnie uspokajał.
- Na pewno? - Dalej pytałam, bo wolałam się upewnić czy nie kłamie.
- Na pewno rybeńko. - Odparł z uśmiechem.
- Ale obiecujesz? - Dalej tak na siebie patrzyliśmy, głęboko patrząc w swoje oczy. - Tak na 100%?
- Misia, obiecuje nawet na 6669% - Odparł z uśmiechem i bawił się moimi włosami.
Leżeliśmy tak i spędzaliśmy czas, a ja zapomniałam o tej sprawie i sobie poszłam spać. Gdy ja sobie spałam to on się przebrał w garniak, zabrał telefon z szafki i wyszedł z domu. Potem schodami zszedłem do LUX. Później bez słowa chciał ominąć Ewę i ruszyć autem w miasto, ale mu nie pykło.
- Lucyfer? - Spojrzała na niego, bo była w szoku że on o takiej godzinie gdzieś łazi.
- Hmm? - Nawet nie ruszył z miejsca. - Co się dzieje Ewo?
- gdzie idziesz? - Zaczęła go pytać, bo chciała się dowiedzieć o jego celu podróży na chwilę obecną. - I to o tej godzinie?
- Tak sobie pojeździć, a która jest godzina? - Zapytał, bo nie wiedział o co jej chodzi.
- Mm no strasznie późna, chyba 3. - Odparła.
- Trzecia?! Muszę zapierdalać na doki! - Krzyknął i przygazował no i szybko pojechał na doki.
Chwilę później. Port dokowy w Los Angeles, godzina 3.30. Luci był na miejscu, auto zaparkował niedaleko i szedł w stronę miejsca tajemniczego spotkania. Szedł i palił szluga, ale w oddali dostrzegł kobiecą sylwetkę jak i również sylwetkę dwóch kolesi. Ta cała trójka to byli jego bracia i jego ex.
- Czego chcecie ode mnie?! - Zapytał nerwowy. - I poza tym nie wiem po jaką cholerę miałem tu przyjechać?!
- Spokojnie gołąbeczku, my mamy Ci dużo do opowiedzenia dlaczego Cię tu ściągneliśmy. - Odparł Uriel.
- Mhm pewnie po to abym wszedł w znowu jakieś durne wasze jebane pakty! - Warknął i nerwowo palił szluga. - Poza tym, wolałbym ten czas spędzić z osobą którą kocham niż spędzić ten czas z dwójką pojebanych braci i moją ex. - Odparł, a Uriel wyjmował ostrze Azraela.
- Spokojnie Lucyferku, te ostrze niedługo będzie w tobie. - Odparł, a Luci parsknął śmiechem.
- Mhm taa jasne, te ostrze prędzej wyląduje w twojej dupie niż we mnie. - Odparłem, a ten się na niego rzucił z ostrzem. - Oj nie nie, brachu nie tym razem. - Ostrze było skierowane na Lucyfera, ale potem było skierowane na Uriela. - Powiedz papa Władcy Piekła. - Przebił go na wylot tym ostrzem. - Too o czym chcieliście ze mną pogadać? - Zapytał z swoim uśmieszkiem, a ostrze schował do kieszeni od spodni.
- O tym jak przeżyłeś postrzał z broni, który miał ciebie zabić oraz... - Nie dokończyła bo jej Morningstar przerwał, ale gdy do nich podszedł bliżej to ona miała broń skierowaną na niego.
- Hahaha, przeżyłem to dzięki pomocy osoby, którą kocham i nie mam zamiaru Ci się tłumaczyć, bo to nie jest lekcja religii. - Odparł z swoim uśmieszkiem.
- Haha Ty i przeżycie tego co miało Cię zabić to czysta bajka dla pięciolatków. - Dla pewności strzeliła diabła w nogę, ale go to nie ruszało. - Michaelu może coś dodasz od siebie na temat tego lalusia z fujarą wielkości marchewki?
Ogólnie to mnie Ewa obudziła, bo ją to zaniepokoiło i kazała mi się szybko ubrać i mnie wepchnęła do auta Maze, która już siedziała za kierownicą.
- Mmmm.. - Zaspana próbowałam się dodzwonić do mojego męża.
Diabłowi telefon dzownił, więc szybko odebrał przychodzące połączenie.
- Mmmrrr dzień dobry misia. - Odparłe, a Chloe z Michaelem czekali na moment w którym będzie zagadany, a ona go wtedy postrzeli.
Chloe coś do Michaela mówiła szeptem.
- Gdzie ty jesteś? Co się z tobą dzieje? - Maze coś tam robiła no i skąd dzwonił.
- Jestem na dokach i gadam z pewnymi osobami. - Odparł z uśmiechem, potem wyjął spluwę i celował z niej do Chloe. - I spokojnie nic mi nie jest, bo tak jak Ci obiecałem uważam na siebie. - Padły dwa strzały. Jeden był w stronę tej suki, a drugi we niego. Chloe padła trupem, bo dostała w głowę, a Luci celując w Michaela oberwał gdzieś.
- LUCYFER CO SIĘ TAM DZIEJE?! - Krzyknęłam w słuchawce, bo usłyszałam te strzały i zaczęłam się o niego martwić.
- Ja tylko zabiłem tą sucz i jednego z moich braci. - Oparł się o kontener i powoli zjeżdzał w dół.
Michael to zauważył i wykorzystał to, zaczął go dusić ale on ledwo wyjąłem ostrze Azraela z kieszeni od spodni i nim go przebił na wylot. On padł z ostrzem w klatce piersiowej, a Morningstar siedział na podłodze próbując ogarnąć to co się przed chwilą wydarzyło. Maze podjechała szybko pod to miejsce. Gdy już byliśmy na miejscu to ja szybko do niego pobiegłam.
- Misia ciesze się, że Cię widzę ale co się stało, że przyjechałaś na doki? - Zapytał i nie tracił ze mną kontaktu wzrokowego.
- Ewa się zaniepokoiła tym, że nagle wyszedłeś o tej godzinie i w- w ogóle.. I mnie obudziła. - Odparłam przerażona i przestraszona.
Mimo, że to był środek lata, to w nocy było trochę chłodniej, a ja miałam na sobie krótką sukienkę na ramiączkach.
- Bo musiałem tu przyjechać i wykończyć trzy osoby. - Odparł, a moja klatka piersiowa po prawej stronie krawawiła, nie wspomnę o prawej nodze. - Piekielnie bardzo cudownie wyglądasz misia.
- Wezwać karetkę czy coś? - Zapytałam i się spojrzałam na tą krwawiącą ranę.
- D-dam radę misia wstać i pójść do auta. - Wstał i chwiejnie się trzymał na nogach.
- Misiek nie! - Wzięłam swój telefon z torebki.
- Mmmm dobrze. - Oparł się o kontener, ale chwiejenie się na nogach trzymał.
Szybko zdzwoniłam po karetkę i włączyłam na głośnomówiący. Chwiejenie za pomocą telekinezy wyjął z Michaela te ostrze i schował do kieszeni od spodni też za pomocą telekinezy. Potem wrzucił ciało Michaela do wody, a potem Uriela, a na samym końcu tą sukę. I to wszystko również zrobił za pomocą telekinezy. Gdy to skończył robić to oparł się o ten kontener, ale był w pozycji siedzącej. W końcu przyjechała karetka. Ja pojechałam z Lucim, a dziewczyny do swojego domu. Chwilę później w szpitalu. Leżał on na sali i patrzył w sufit, ale czekałem aż mnie wpuszczą do sali. W końcu mogłam wejść i podbiegłam do niego.
- Cześć misia, czekałem na ciebie. - Patrzył mi w oczy z delikatnymi łzami w oczach. - Piekielnie bardzo mocno za tobą tęskniłem.
- Obiecałeś! - Mocno się do niego przytuliłam.
- I dotrzymałem obietnicę, ale gdy z tobą rozmawiałem to byłem skupiony na rozmowie i zapomniałem o tym, że Srecker miała mnie na celowniku. - Odwzajemnił tulasa. - I potem wiadomo podczas rozmowy oberwałem, ale ona też i umarła po raz drugi. - Wdychał mój zapach. - Ja zawsze dotrzymuje obietnic, bo moje słowa są święte.
- Cz-czyli to wszystko p-przeze mnie t-tak? - Powoli zaczęłam panikować.
- Nie misia to nie przez ciebie, bo tą rozmową odciągnęłaś mnie od tego żebym zapomniał o tym i wrócił do domu. - Dalej mnie tulił i uspokajał. - I to nigdy nie będzie i nie było przez ciebie. To wszystko to wina tej Srecker i moich dwóch braci, ale nie twoja misia. - Dał mi buziaka w usta. - Pamiętaj, że to co mi się stanie tak jak to to wiedz, że to nigdy nie była twoja wina misia. - Przeczesał swoją prawą dłonią moje piękne, długie włosy by móc ucałować moje czoło, potem nos a na sam koniec usta. - Strasznie Cię kocham moja pani.
- Ja ciebie t-też. - Wycierałam łezki i go coraz mocniej przytuliłam.
- Shhh spokojnie misia, jestem przy tobie i Cię nie opuszczę. - Wytarł mi łezki i odwzajemnił tulasa.
- Po prostu się o ciebie martwię.
- Ja o ciebie też się martwię misia, ale wróciłbym do domu. No i moje auto tam zostało, cholera jasna, oby mi nikt go nie ukradł. - Odparł z uśmiechem i dalej mnie tulił. - Mam nadzieję, że ktoś z moich kumpli je zabrał i zaparkował pod lokal.
- Ehhh czyli kolejna rzecz, o którą trzeba się martwić.
- Nie trzeba. - Odparł i kumpel do niego napisał. - Właściwie to w ogóle nie trzeba się o nią martwić bo jest w bezpiecznym miejscu, bo mi kumpel napisał, że jest w moim garażu w willi. - Odparł z uśmiechem.
- Eehh. - Potarłam czoło dłońmi.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze bo za trzy dni się zregeneruje. - Bawił się moimi włosami. - No i za 4 dni jest premiera filmu Barbie misia i chciałbym na nią pójść razem z tobą i to jeszcze ubrani na różowo. - Odparł z uśmiechem. - O ile panienka by chciała ze mną pójść i spędzić dzień jako Ken i Barbie. - Dał mi buziaka w nosek.
- Oczywiście, że tak!!!!!!!! - Strasznie mocno go ścisnęłam.
- Hihi, bo bilety nam kupiłem przez internet i od razu zająłem nam najlepsze miejsca. - Odparł z uśmiechem.
- Kocham Cię mój Kenie!!!!
- Ja ciebie też kocham moja Barbie. - Uśmiechnął się i ucałował moją dłoń, którą potem miział.
- Hihi to kiedy możesz wrócić do domu?
- Mogę nawet i dzisiaj wrócić do domu. - Odparł z uśmiechem.
- No to na co czekamy?
- Na nic haha. - Wstał z łóżka, wyrwał sobie z ręki welfon który następnie wyrzucił do kosza na śmieci.
- Ummm a tak można?
- Jestem diabłem, więc mi wszystko wolno moja pani, hihi. - Odparł z uśmiechem.
- Hihi i tak po prostu możemy wyjść?
- No możemy, bo mnie wszyscy znają moja pani. - Odparł z uśmiechem i chwiejnie szedł razem ze mną w stronę wyjścia.
- Mmm..a nie powinieneś kogoś o tym powiadomić?
- Lekarza już dawno poinformowałem telepatycznie. - Odparł z uśmiechem.
- Oohh no to dobrze hihi.
- Bardzo dobrze misia i jeszcze podjedzie po nas nasz szofer naszą corvettą C1, więc jeszcze lepiej. - Odparł z uśmiechem.
- No to dobrze. - Odparłam z uśmiechem.
- Very good darling. - Dał mi buziaka w moje usteczka.
- Hihi. - Odwzajemniłam pocałunek.
Potem spokojnie dojechaliśmy do domu. *W domu. Luci razem ze mną siedział na kanapie i piliśmy pyszne drinki, ale miał mnie w swoich ramionach.
CZYTASZ
Moonstar part.8 [ W TRAKCIE PISANIA ]
RomanceÓsma część książki Fallen Angel. Jeżeli nie wiesz co będzie się działo to zapraszam do przeczytania czwartej części. The devil is real... and He is not the little red man with horns and a tall. He can be beautiful because he is fallen angel and he u...