30. A gdyby tak... polecieć do Catanii?

6.6K 269 28
                                    

Minęły trzy dni. Lotario Marchetti nie próżnował w swoich działaniach. W poniedziałkowy poranek przetarł sennie oczy, wziął szybki prysznic i wypił w pośpiechu poranną kawę. W locie zjadł nadgryzionego dzień wcześniej croissanta i wyszedł z apartamentu przy Via Palmerino. Złapaną na ulicy taksówką dotarł na lotnisko Falcone-Borsellino w Palermo. Przyodziany w szary dres, z małą sportową torbą na ramieniu bezproblemowo przeszedł przez strefę bagażową i odprawę. Nie chciał rzucać się w oczy, więc zrezygnował z podróży samochodem, który łatwo można było namierzyć. Każdy pojazd famigli posiadał obecnie lokalizator GPS, oczywiście kurwa na jego nieszczęście. Z fałszywymi dokumentami, wystawionymi na jakiegoś Brytyjczyka, trzymanymi w prawej dłoni, szedł w kierunku wejścia do samolotu. Opracowując w głowie plan znalezienia Gemmy usadowił się na swoim miejscu, tuż przy oknie, po czym chwycił za słuchawki, by wygłuszyć dźwięki wydawane przez pozostałych pasażerów. Nienawidził publicznego transportu i ekonomicznych lotów. Obecność zbyt dużej liczby ludzi napawała go wstrętem. Z zniesmaczoną miną zerknął na sąsiednie siedzenie, na którym właśnie lokowała się młoda szczupła blondynka. Cała ubrana na różowo, na oko dwudziestopięcioletnia laleczka błyszczała w blasku światełek samolotu. Sukienka w cukierkowym odcieniu opinała jej wąską talię a na nogach lśniły sandałki w całości wysadzane kryształkami. Jej twarz wykrzywił dziwny uśmiech, gdy sięgała po opaskę na oczy mrucząc coś pod nosem o niekomfortowych warunkach i o tym, że da popalić ojczymowi, za zakup miejsca w strefie dla plebsu. Tak, to były dokładnie jej słowa. Różowa laleczka zasiadła w fotelu włączając na ekranie Legalną Blondynkę. No jakżeby inaczej. Poprosiła przechodzącą stewardessę o kieliszek szampana, najlepiej Moët Chandon Rosé Impérial, na co ta mruknęła, że szampan jest dostępny jedynie w pierwszej klasie. Marchetti westchnął przeciągle łapiąc się na tym, że nadal wpatruje się w tę dziwną istotę, całą odzianą w oczojebny róż. To będzie kurewsko ciężka godzina, pomyślał włączając głośną muzykę, która zabrzmiała w jego słuchawkach. Lotario po dłuższej chwili odpłynął przymykając lekko powieki. Próbował uzyskać coś na kształt relaksu, gdy nagle poczuł wkurwiające dźganie go czymś ostrym w ramię. Podniósł powieki, zerkając na blond sąsiadkę, która wbijała w jego ciało swoje długie szpony przyozdobione francuskim manicurem. Wyciszył muzykę, by dosłyszeć co mówiła do niego ta wariatka.

– Mógłby pan przyciszyć tą dziwną muzykę? Nie da się normalnie funkcjonować przy takim brzęczeniu – usłyszał – kto w ogóle słucha czegoś takiego? – spytała oburzona.

No nie wierzę.

– Proszę włączyć sobie kolejną część Legalnej Blondynki i dać mi kurwa spokój – mruknął nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem.

– Jaki pan niemiły – wyjęczała – niekulturalny. Tfe...paskudny typ – fuknęła.

Marchetti nie miał ochoty wchodzić w dyskusje z blond cizią. Posłał w jej kierunku swoje mroczne firmowe spojrzenie, po którym kobieta dała za wygraną. Nie odezwała się już do niego ani słowem do samiuteńkiego końca lotu. Odetchnął z ulgą, gdy dwadzieścia minut później pilot ogłosił lądowanie na lotnisku w Catanii. Port lotniczy Katania-Fontanarossa, był międzynarodowym, największym na Sycylii portem lotniczym położonym 5 km na południe od centrum Catanii. Lotario z torbą na ramieniu wyszedł z lotniska kierując się w stronę postoju taksówek. Dzień wcześniej zabukował sobie pokój w małym hotelu przy Placu Dumo, niedaleko Parku Villa Bellini. Na miejsce dotarł taksówką. Zameldował się pokazując fałszywe dokumenty, po czym zamówił do pokoju dość wczesny obiad. Rozkoszował się smakiem kremowej carbonarry, gdy jego telefon oznajmił przychodzącą wiadomość. Sofia pytała czy dotarł na miejsce. Ze względów bezpieczeństwa, ona jedyna wiedziała, gdzie jest. To siostra zorganizowała mu fałszywe paszporty, dowód, prawo jazdy – w razie, gdyby ich potrzebował na miejscu. Planował poruszać się taksówkami lub wynająć jakiegoś starego rzęcha, by nie wzbudzać zbyt dużego zainteresowania. Nie miał pojęcia, gdzie mógłby szukać Gemmy. Nic jednak nie rozwiązuje ust sycylijczyków jak porządna porcja alkoholu. Robiąc research przed wylotem zorientował się, które kluby w mieście należą do camorry decydując, że dzisiejszego wieczoru zawita do najpopularniejszego, Peccato. Mężczyzna rozłożył się na łóżku oglądając lecącego w telewizji Ojca Chrzestnego, po czym zapadł w krótki sen. Obudził się po niespełna dwóch godzinach cały mokry od potu, wziął prysznic i przygotował się do wyjścia. Chcąc wtopić się w tłum ulizał lekko włosy wklepując w nie nieco żelu a następnie ułożył je wyjątkowo na bok. Założył białą koszulę i ciemne dżinsy. Nie nosił się tak w Palermo. Chciał, by nikt nie rozpoznał w nim jednego z braci Marchettich. Zamierzał spędzić w klubie niezbędne minimum, nie ryzykować zbyt wiele. Nie zdradzać żadnych szczegółów, wypić maksymalnie dwie kolejki i trzeźwym wrócić do hotelu. Najlepiej bogaty o jakieś istotne informacje. Mógł zapomnieć o kobiecie na wieczór, dziś nie było czasu na towarzystwo, to zadanie do wykonania było priorytetem. Lotario pochylił się, zapinając na udzie pas z nożami. Dwa pistolety umieścił w kaburze pod koszulą. Gotowy, przejrzał się jeszcze raz w lustrze i akceptując swój dzisiejszy image wsunął do kieszeni kartę a następnie wyszedł trzaskając lekko drzwiami. W Peccatopojawił się tuż przed dziesiątą. Spędził ponad dwa kwadranse czekając w kolejce na wejście do klubu. Żałował, że nie jest w należącym do famigli Piacere i musi czekać jak inni. Klub był ogromny, nowoczesny, z świetnym dźwiękiem i wnętrzem. Z podziwem lustrował każdy kąt starając się zapamiętać jak najwięcej. Sunął powoli w kierunku baru przepychając się pomiędzy tańczącymi na parkiecie ludźmi. Niechcący trącił ramieniem jedną dziewczynę, lecz ten niecny uczynek został mu wybaczony, gdy posłał jej swój markowy uśmiech. Brunetka odkręciła się w kierunku znajomych kontynuując taniec. Marchetti dotarł do drewnianej lady baru. Zamówił wódkę z lodem wsłuchując się w lecącą w tle piosenkę. W telefonie miał zgrane zdjęcie Gemmy z monitoringu, które Sofia wysłała mu dwa dni wcześniej. Chciał dyskretnie wypytać miejscowych o dziewczynę. Najbardziej poinformowanymi ludźmi w klubie zawsze byli barmani. Siedząc od ponad kwadransa na stołku przy barze udawał, że sączy alkohol choć w rzeczywistości bacznie obserwował otoczenie. Po chwili, gdy liczba czekających na swoje drinki klientów zaczęła się przerzedzać postanowił zadać kilka pytań stojącemu za barem brunetowi w jego wieku.

– Hej. Mam pytanie. Znasz tu pewnie większość osób? – zaczął.

– Może i tak, ale raczej z widzenia, nie znam imion i nazwisk– wyjaśnił brunet przyglądając się Marchettiemu.

– Szukam pewnej blondynki – mruknął przysuwając telefon w kierunku barmana.

Mężczyzna spojrzał na zdjęcie wpatrując się uważnie w wizerunek Giny.

– Nie znam jej, raczej tu nie bywa – odparł bez zastanowienia – a co, to jakaś twoja laska?

– Dziewczyna brata– wyjaśnił.

– Nie pomogę. Mogę zaproponować ci co najwyżej kolejnego drinka – rzucił od niechcenia.

– Dzięki. Jeszcze raz to samo – poprosił Lotario.

Brunet nalał mu wódki po czym zniknął za drzwiami baru na kilka chwil. Lotario pokręcił się jeszcze chwilę po klubie i już miał wychodzić, gdy wracając z toalety wpadła na niego wyjątkowo ładna brunetka. Spojrzał na jej naturalnie piękną twarz, cudowny uśmiech i te hipnotyzujące czekoladowe oczy...

– Hej przystojniaku – szepnęła słodko bawiąc się rąbkiem swojej jasnoniebieskiej sukienki – przepraszam najmocniej. Nic ci się nie stało?

– Nic mi nie jest. A tobie laleczko? –odparł szczerząc się do dziewczyny.

– Wszystko w porządku. Jak masz na imię? – spytała słodkim głosem – Ja jestem Marissa.

– Matteo – powiedział przybierając swoją wymyśloną na dzisiejszy wieczór tożsamość.

– Masz ochotę na drinka? – spytała – Ja stawiam, potraktuj to jako rekompensatę za to, że na ciebie tak bezczelnie wpadłam. Zapewne boli cię teraz lewe żebro od mojego twardego łokcia.

– Nie boli, miałem właśnie wychodzić, ale jak tak nalegasz to może skuszę się na jeszcze jednego drinka.

– Noc jeszcze młoda, co masz lepszego do roboty? Chyba że...

– Że co?

– Że mogłabym w jakiś inny sposób przeprosić cię za ten wypadek – szepnęła wprost do ucha Lotario uśmiechając się zalotnie.

Podmuch ciepłego oddechu Marissy musnął jego szyję a kwiatowy zapach perfum dotarł do jego nozdrzy wypełniając zmysły jak trucizna.

Była taka naturalnie piękna i chętna.

– Masz jakieś pomysły? – spytał patrząc wprost w czekoladowe tęczówki Marissy.

– Kilka, ale musielibyśmy przejść w jakieś bardziej ustronne miejsce. Kiedyś tu pracowałam, wiem, gdzie znajdziemy nieco prywatności...

– Prowadź – rzucił do dziewczyny, ta z kolei złapała go pewnym uściskiem za dłoń i pociągnęła w kierunku korytarza.

Szli kilkanaście metrów w całkowitej ciemności po czym dziewczyna skręciła w lewo popychając Lotario na ścianę. Jego twarde jak skała plecy zderzyły się z zimną powierzchnią ściany zaś na ustach wylądowały wilgotne wargi dziewczyny. Marissa przysunęła się bliżej obejmując Lotario za szyję po czym zassała jego dolną wargę. Mężczyzna oddawał pocałunki delektując się jej niespotykanym smakiem, czymś jak połączenie brzoskwiń i szampana. Do tego jej delikatne ciekawskie dłonie błądzące po jego umięśnionym ciele. Dziewczyna wsunęła je pod materiał białej koszuli Lotario muskając palcami gładkie mięśnie na brzuchu. Marchetti przesunął usta na szyję Marissy kąsając ją delikatnie. Gdy z jej słodkich brzoskwiniowych ust wyrwał się jęk, wsunął ręce pod materiał jej ślicznej niebieskiej sukienki i uniósł ją za pośladki przyciskając do ściany. Dziewczyna objęła jego talię udami po czym wzdychając seksownie zatracała się w przyjemności, gdy Lotario odsłonił palcami delikatnie ramiączko jej biustonosza, by uwidocznić sterczące, chętne do skosztowania sutki. Marchetti warknął gardłowo ssąc zachłannie smakowitą brodawkę, gdy poczuł na szyi ukłucie. Coś jak ukąszenie komara. Skierował odruchowo dłoń na szyję, osuwając się na podłogę. Ostatnie co zapamiętał to piękne oczy Marissy, pełne zachwytu i pożądania czekoladowe tęczówki oraz wypowiedziane znajomym głosem trzy słowa:

– Dobra robota, siostro.



No więc... jak Wam się podobał rozdział???

Czekam na głosy i komentarze <3

SŁUŻĄCA DIABŁA (Bracia Marchetti #1) (18+) ZOSTANIE WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz