33. Witaj Salvatore

7.4K 291 26
                                    


Salvatore dotarł do swojego mrocznego, pogrążonego w smutnej ciszy apartamentu chwilę przed trzecią nad ranem. Tylko ona tam na niego czekała. Obezwładniająca, czasami przytłaczająca, choć najczęściej upajająca. 

Cisza.

Nie zapalając światła przeszedł do swojej sypialni. Pozbył się ubrań rzucając je niechlujnie na podłogę w garderobie, po czym znużony zmęczeniem opadł na łóżko. Zamknął oczy wtulając policzek w czarną satynową pościel. Chwilę później zapadł w sen, krótki, jednak musiał mu na razie wystarczyć. Zlany potem, drżąc z niepokoju obudził się w zaciemnionym pomieszczeniu, gdy na zegarze wybiła szósta rano. Nocne mary nawiedzały go praktycznie każdej nocy. Ta noc, nie różniła się niczym od poprzednich mamiąc jego umysł obrazami najgorszych możliwych wydarzeń. Początkowo jego sny dotyczyły głównie śmierci ojca. Po odejściu Gemmy i ona zaczęła nawiedzać go we snach. Widział jej martwe ciało a obok niego list, który mu zostawiła. Czarna koperta zachęcała do przeczytania jej zawartości, a on tak bardzo nie chciał tego zrobić. Niespokojny odetchnął próbując uspokoić myśli, po czym schował głowę w zagłębienie poduszki. Wiedział, że nie da rady ponownie zapaść w sen. Targany milionem emocji, zamartwiając się o los swojego niezbyt roztropnego brata podparł się na łokciu, po czym przełożył nogi przez bok łóżka, wstając. Przez cały poranek w jego głowie tworzyły się wizje dzisiejszego spotkania w Catanii. Nie był głupcem. Wiedział, że Messina oczekuje czegoś w zamian za życie jego brata. Pytanie brzmiało, jak wiele będzie musiał poświęcić, by odzyskać tego smarkacza.

Salvatore odgarnął ciemne kosmyki włosów z czoła, po czym ziewnął przeciągle wpatrując się w pierwsze promienie słońca próbujące przecisnąć się do środka przez ciemne zasłony.

Wziął szybki prysznic, wytarł dokładnie swoje umięśnione ciało po czym przeszedł do skąpanej w mroku garderoby, gdzie włożył na siebie czarną koszulę i garnitur. W mankiety wpiął spinki. Spuścił głowę spoglądając na srebrne diabelskie rogi odznaczające się na mankietach jego czarnej koszuli. Nosił je codziennie, dziś miał je na sobie trzysta sześćdziesiąty raz. Prawie rok. Tyle czasu minęło od jej wyjazdu.

I nadal zajmowała szczególne miejsce w jego sercu.

Już zawsze w nim będzie.

Salvatore zmarszczył brwi spoglądając na ekran swojego telefonu, na którym widniał numer matki. Nie chciał obarczać jej zmartwieniami o Lotario, więc zdecydował, że później się z nią skontaktuje. Wiedział, że gdyby teraz powiedział jej o tym co się stało i o wymianie, jaka ma się odbyć popołudniu, oszalałaby z niepokoju wprowadzając również zamęt do jego głowy. Powie jej, gdy będzie miał pewność, że wszystko ma pod kontrolą a Lotario jest cały i zdrowy.

Salvatore zjadł szybkie śniadanie przygotowane przez jego nową gosposię Biancę, podstarzałą włoszkę, którą przysłała w poprzednim tygodniu jego mamma. Po tym jak zwolnił siedem poprzednich kobiet, bo nie potrafiły nawet zrobić jebanego tiramisu... tak jak ona, Eleonora Marchetti wzięła sprawy w swoje ręce i przysłała mu kobietę wybraną przez siebie. Zastrzegła przy tym, że to ona ją zatrudniła więc tylko ona ma prawo zwolnić staruszkę. Salvatore odpuścił. Nie miał siły na bezcelową walkę z matką, która i tak zawsze stawiała na swoim. Ku jego zdziwieniu, nie miał na razie zastrzeżeń do pracy Bianci.

Prócz tego, że nie była nią.

I również nie potrafiła robić tiramisu.

Diabeł cały odziany w czerń oparł łokcie o blat stołu w jadalni, sącząc podwójne espresso, które zagryzał grzanką z grzybami, serem Pecorino i szynką Prosciutto. Wgryzał się w chrupiące pieczywo, zatapiając zęby w ciągnącym serze. Przymykając powieki na chwilę zapomniał o wyjeździe do Catanii. Ten stan nie trwał jednak zbyt długo, bo dwie minuty później jego telefon ponownie się rozdzwonił. Podniósł z blatu telefon, dostrzegając na ekranie numer Rizziego.

SŁUŻĄCA DIABŁA (Bracia Marchetti #1) (18+) ZOSTANIE WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz