Noga Gerarda lekko podrygiwała w rytm wygrywanego na scenie utworu. Oparł się o ścianę, a jego usta opuściło zniecierpliwione westchnięcie. Nie chodzi o to, że muzyka mu się nie podobała. Po prostu nie wiedział ile jeszcze wytrzyma stojąc w miejscu.
Jeśli on jeszcze raz otrze się o ten cholerny stojak na mikrofon, to wstanę i wyjdę.
Przegryzł wargę, gdy jego wzrok znów wylądował na zgrabnie poruszających się biodrach wokalisty. Pozwolił sobie przeskanować całe jego ciało, zatrzymując się dłużej na jego dłoniach, ramionach i torsie.
Był cały przepocony, tak jak każdy, ale to jego koszulka była do niego praktycznie przylepiona, a pod nią można było ujrzeć parę tatuaży.
Jego palce zgrabnie podróżowały po gryfie gitary, doprowadzając Gerarda do szaleństwa, w bardzo niezdrowym tego słowa znaczeniu.
Way miał hamulce, jasne, ale lubił o nich przypadkiem zapomnieć, posunąć się o milimetr za daleko. Jednak w tym przypadku, tym milimetrem było to, jak intensywnie Gerard wpatrywał się w Franka i ekspresje jego twarzy, które nie zawsze były adekwatne do wyśpiewywanych przez niego słów. A brunet wiedział, że zaraz po koncercie posunie się jeszcze dalej, jeśli tylko zapomni o lini, którą już przekroczył.
Z każdą wykrzyczaną sylabą z ust młodego wokalisty, Gerard był w stanie poczuć jak pulsujące napięcie ogarnia jego ciało i porzuca blisko stanu bezwładności. Nie wspominając o uwierającej ekscytacji skrytej w spodniach Waya. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał załatwić swoje potrzeby, lecz możliwości były dwie; mógł uciec na chwilę do toalety i tam oddać się pożądanej przyjemności, lub mógł spróbować wstrzymać się jeszcze paręnaście minut do końca koncertu. Jednakże skowyt Iero doprowadzał starszego blisko do szału, do tego stopnia, że przestał wypierać z głowy tak silne pragnienia o prywatnym koncercie Franka, tuż nad jego uchem, podsycanym obopólną satysfakcją seksualną.
Koncert zaczął już dobiegać końca, po długich kwadransach śpiewu przeplatającego się z krzykami i jękami, zespół zszedł ze sceny, a widownia jeszcze przez długi czas wiwatowała.
Następny zespół przygotowywał się do wejścia na scene, a duża część ludzi wyszła, bo owy zespół miał spory problem z monotonnością. Co tydzień coverowali te same piosenki Sisters of Mercy, i nawet miłośnicy takiej muzyki mieli już dość.
Gerard ciągle stał w tym samym miejscu. Obserwował jak zespół przygotowuje się do wystąpienia, ale przelotnie spoglądał na barmana, który co sobota kradł napiwki swoich kolegów, a okazjonalnie rzucał okiem na wejście na backstage, które już niedługo powinien przekroczyć dziwnie pociągający wokalista Pencey Prep.
Pencey Prep, co w ogóle podkusiło starszego Waya, aby przyjść na ich koncert? Był czwartek. Gerard nigdy nie przychodził do tego klubu w czwartek, dlatego też kiedy zespół na scenie zaczął grać Black Planet, nie czuł znudzenia.
Czwartki tam były kompletnie inne niż soboty. Soboty były przepełnione piwem, krzykiem i spoconymi chłopami po trzydziestce. W czwartki zjawiało się tam więcej nastolatków, a łysy barman zachowywał się jak aniołek. Gerard obiecał sobie pewnego dnia rozgryźć sprawę chytrego barmana, ale są rzeczy ważne i ważniejsze, tak?
W tamtej chwili, priorytetem Gerarda został Iero, który właśnie przekraczał drzwi prowadzące za kulisy. Błysk jego mokrych od potu włosów przykuł uwagę starszego, który zwabiony aparycją chłopaka zerwał się momentalnie z krzesła, by pobiec za nim na backstage. Jego drogę zagrodził jednak wcześniej wspomniany barman, który ledwo zauważył mężczyznę kątem oka.
- A ty to dokąd? - rozległ się gruby, męski głos.
Jednakże w tym momencie, Way odpłynął myślami gdzieś daleko. Daleko na tyle, by kompletnie zapomnieć o tak oczywistych szczegółach jak choćby imię i nazwisko wokalisty zespołu.
CZYTASZ
Until our Last Breath (Frerard Smut)
Fanfictionpisane razem z @infandous-death eng: https://archiveofourown.org/works/56821957 franiu ale z cb dziwka!!! z każdym się tak pierdolisz po koncertach? zapierdolę samobója