43.

1.4K 137 113
                                    

43.

🅜🅐🅒🅚🅔🅝🅩🅘🅔

Koniec semestru nastał szybciej niż zdążyłam wypowiedzieć słowo: pomponiara, a ja wciąż nie byłam zdecydowana co do pozostania w drużynie pod wodzą Patsy Goodman. Minął śnieżny styczeń i mroźny luty, w którym po raz pierwszy świętowałam na poważnie walentynki. I choć byliśmy w połowie marca nadal pozwalałam wodzić się za nos wstrętnej elficy.

W czwartek jak zwykle czekał mnie poranny trening pomponiar i jak zwykle z tego powodu ciężko było mi przez to zwlec się z łóżka.

— Mac! Śniadanie stygnie!

— Już idę! — odkrzyknęłam i sięgnęłam po plecak.

Wciąż przyzwyczajałam się do nowej rutyny panującej w domu. Mama poświęcała dużo czasu sobie i odkrywała co sprawia jej radość. Początkowo była to florystyka, potem lekcje garncarstwa, a obecnie miała fazę na eksperymenty kulinarne. W zeszłym tygodniu na tapecie była kuchnia fusion — połączenie smaków koreańskich i meksykańskich — totalny niewypał. Trochę bałam się co zastanę na talerzu.

Mimo odkrywania siebie mama dbała też o nas i nasze relacje. Chodziła na mecze Matta, moje pokazy. Raz w miesiącu wybywaliśmy do kina i zwiedzaliśmy pobliskie restauracje. Uczuliśmy się siebie na nowo. I uczyliśmy się mówić o naszych uczuciach — a to wszystko dzięki wspólnym sesjom z terapeutką.

Pustka po odejściu ojca powoli się wypełniała, ale widziałam, że zawsze będą tam szpary, których nie dało się niczym zapełnić i to też było okej. Miałam prawo bywać smutna, zła i samotna, ważne było, abym o tym mówiła i potrafiła przyjąć pomoc innych.

A skoro mowa o ojcu. Nasze relacje nie uległy zbyt dużej zmianie. Żyliśmy obok, z uprzejmymi uśmiechami przyklejonymi do twarzy i praktycznie zerowym zainteresowaniem, co było słychać u tej drugiej osoby. Wyczekiwałam narodzin siostry i tylko to się liczyło. Życzyłam szczęścia Imogen i ojcu, ale nie chciałam ich w swoim życiu.

— No nareszcie. Jedzenie stygnie. — Mama zamachała drewnianą łyżką, a ja spojrzałam na znajdujący się na stole talerz.

Dzięki Bogu, jajecznica.

— Dzięki. — Ucałowałam jej policzek i zaczęłam pochłaniać jedzenie, bo moja podwózka miała się lada moment zjawić.

— Jak ja cię zawoziłem do szkoły, to jakoś się tak nie spieszyłaś. — Matt uniósł brew, a potem zrobił zdegustowaną minę, bo wsadziłam do ust praktycznie połowę zawartości talerza.

— Bo tylko dbasz o to głupie auto, a nie o mnie — odparłam na tyle na ile pozwoliły mi wypchane jedzeniem policzki.

W domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Chciałam wstać, ale mama położyła mi dłoń na ramieniu.

— Skończ śniadanie. Pójdę otworzyć drzwi temu twojemu chemicznemu geniuszowi — mruknęła żartobliwie.

Tak, teraz jeździłam do Sky Gardens błękitnym fordem Darcy'ego! Mój chłopak był częstym gościem u mnie w domu, a ja pilnowałam by pan Davies nie tykał kuchenki. I robiłam też inne rzeczy w domu Darcy'ego, ale to była moja słodka tajemnica z Marudą.

— Dzień dobry, pani Pool.

Usłyszałam jak Darcy witał się z mamą i uśmiechnęłam się pod nosem.

— Jezu, jedz te jajka — zamarudził Matt. — Ta wasza szczeniacka miłość przyprawia mnie o ciarki.

Pokazałam mu środkowy palec, a potem wstałam od stołu.

(Nie)idealni | YA +14 ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz