PROLOG {1}

9 0 0
                                    


 Biegłam z kuchni ledwo wchodząc do pokoju pełna w łzach i krwi – szept – Nie mogę tu zostać, on mnie zabije , mnie skrzywdzi – dotykając przy tym palcem rany od jednego do drugiego policzka – to strasznie boli– widząc krew na palcach, wtedy zdałam sobie sprawę, że muszę uciec z domu jak najszybciej, ale nie chce zostawiać tutaj, brata – szept – zabije kiedyś tego gnoja za to, co robił naszej mamie oraz mi.

Zaczęłam się pakować, przy tym budząc brata, który zauważył krew na twarz oraz to, że zaczynam zbierać rzeczy, wiedział, dobrze co robię — Josh szepcze zmęczony — to on ci to zrobił?!- Odpowiadam — tak, ale ja też go nieźle urządziłam w kuchni na pewno siedzi i cierpi, tak jak on na to zasłużył, a teraz możesz iść do niego i jako jego ulubiony syn pomóż mu, bo się wykrwawi – wstaje z łóżka oraz mnie przytula najmocniej, jak potrafi- nie chciałem, żeby to się, tak skończyło, nic nie poradzę, że mamy takiego ojca - słyszymy krzyk z kuchni wołającego Josha- muszę iść, a ty szybko uciekaj, powiadom mnie, jak tylko gdzieś będziesz – Hazel szepcze – dobrze wiesz, że będziesz wiedział o wszystkim, i obiecuje, że będę bezpieczna – odwzajemniam przytulenie, brata szepcząc – albo teraz, albo nigdy muszę stąd uciekać, będę u Valéry, a potem nie wiadomo wszystko, ale będziesz wiedział od Valéry – patrzę, na niego widzę, że go to boli, ale musze to zrobić, on biegnie do Petera, a ja wracam do pakowania się.

Dobra wszystko mam spakowane dokumenty, pieniądze, jedzenie i picie. Teraz tylko uciec, na szczęście mamy pokój na parterze więc wyjdę przez okno, tak jak zwykle się wymknę, ale dziwnie będzie, jak już tutaj nie wrócę, już miałam wychodzić przez okno, ale jeszcze zatrzymuje mnie znajomy dotyk – Hazel szepcze – Josh ?? Czemu nie jesteś w kuchni- Josh patrzy na mnie oraz szepcze – stracił przytomność, więc wezwałem karetkę, ale chce, żebyś była ostrożna – kiwnęłam, przytuliłam i powiedziałam – spokojnie poradzę siebie mam Valéry, Renji oraz ciebie więc będzie dobrze. Wyszłam, a brat zamknął za mną okno, zaraz po tym pomachałam mu, a potem kierowałam się na dworzec autobusowy, ale przyszło mi na myśl, że przecież ojciec może mnie szukać, spojrzałam na zegarek, żeby zobaczyć ile mam do autobusu, miałam godzinę, wydaje mi się, że się wyrobie zatem po drodze na dworzec autobusowy, podeszłam na policje, żeby zgłosić to, co się działo i co się dalej dzieje, wchodzę na komisariat, podchodzę do policjanta, który ma dzisiaj nocną zmianę miły, choć zmęczony podeszłam do niego i mówię — chce zgłosić mojego ojca — młody policjant, który pierwotnie mnie nie zauważył, a potem był zdzwoniony tym, co mam na twarzy, ale nie pytał, tylko zapisał to, co mu powiedziałam, po tym zadawał mi jeszcze pytania jedno z ostatnich pytań było — czy jest pani pewna wyjazdu? - lekko się uśmiecham, kryjąc smutek, wspomnienia, który tutaj zostawię, będą warte nowego życia. — jestem bardzo pewna tego, nie wie pan jak bardzo — policjant spogląda w papiery i mówi – dobrze zajmiemy się sprawą pani taty, a pani brat, o którym jeszcze powiedziała, on też był ofiarą?- patrzę na policjanta i mówię z lekką chrypką – nie... wręcz przeciwnie brat jest ulubieńcem ojca, Josh ukrywał przed ojcem, że mi pomagał, ale czasem bolało go to, że musiał mi coś zrobić, później mnie przepraszał, nawet chciał się sprzeciwić ojcu, ale ojciec-c...- umilkłam, a on zrozumiał, że wystarczy, podpisuje papierki i daje mi długopis – musisz tutaj podpisać, że potwierdzasz to, co powiedziałaś – biorę ten długopis, czytam na szybko, bo musiałam już iść na dworzec i podpisuje, oddaje papiery policjantowi i mówi – dobrze to będzie na tyle, jeśli pani chce, mogę panią odwieść pod dworzec- zastanawiam się przez chwile i spoglądam na zegar, byłoby trochę za późno, jeśli miałabym z buta iść – dobrze, tylko szybko, bo zaraz mi autobus odjedzie.- on zebrał się szybko oraz pewnym krokiem poszliśmy do radiowozu i podwozi mnie pod dworzec, dziękowałam mu chyba całą drogę oraz przy wyjściu z radiowozu po machałam mu na koniec w czasie gdy podbiegłam do mojego autobusu – myślę sobie – to będzie najdłuższa jazda jakąkolwiek przeżyje z arizony do Luizjana dokładniej to do Nowego Orleanu, jest godzina 1:13 a jedzie się tam jakoś 22 godziny więc będę na miejscu przy dobrych wiatrach o 23 więc napisałam do renji, o której tak około powinnam być, a potem wsiadłam do autobusu, jest godzina 01:15, mówię do sobie – ahoj przygodo.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 06 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

MemoriesWhere stories live. Discover now