Rozdział 4: Grace

21 7 5
                                    

Zamach na Ślizgonów pod dowództwem Kelly został zaplanowany po ostatniej lekcji. Liz zdobyła plan, co pozwoliło im zaczaić się w odpowiednim korytarzu. Lauren siedziała jeszcze na historii magii w kompletnie innym skrzydle, co dawało im wolną rękę. Grace normalnie również sprzeciwiłaby się temu pomysłowi. Nie była osobą mściwą, właściwie wszyscy uważali ją za dość łagodną, lecz w ostatnim czasie Ślizgoni dość ostro zaszli jej za skórę.

Grace i Liz opierały się o ścianę, a Kelly krążyła w koło wyjątkowo dumna.

— Czy to zaklęcie to Kupus Cumulus? — spytała Liz, a Kelly głośno się zaśmiała.

— Właściwie to Shitus Maximus.

Grace również się zaśmiała.

— Nie wierzę, że kończymy Hogwart w tym roku, a robimy coś takiego.

Grace obserwowała, jak Kelly wyciągnęła paczkę papierosów, a uśmiech ani na moment nie schodził jej z twarzy.

— To nasz ostatni rok, dlatego musimy zrobić wszystko, by go zapamiętać. Przykładowo jutrzejsza impreza z okazji moich urodzin! Musi przebić imprezę Syriusza z zeszłego roku. Obiecuję, że ludzie będą gadać o niej miesiącami!

— Dumbledore chce z tobą dzisiaj rozmawiać w sprawie Parkesa. — zauważyła Grace. — Na pewno chcesz jeszcze bardziej się narażać?

— Nie on, tylko rodzice tej żmii. Lauren twierdziła, że poproszą o wyrzucenie mnie ze szkoły, ale nie mogą tego zrobić. Mój tata pracuje w Ministerstwie i bez problemu znajdzie brudy na calutką rodzinę.

Korytarz zaczął wypełniać się uczniami, więc Kelly pospiesznie zgasiła papierosa. Ukryła się tuż obok swoich przyjaciółek, szukając spojrzeniem swojego celu. Szybko dostrzegły grupkę czterech chłopaków, którzy poprzedniego dnia byli na błoniach wraz z Parkesem.

— Czyń honory, Grace — wyszeptała Kelly.

Grace chwilę się wahała, ale przypominając sobie tamtą sytuację, wątpliwości znikły. Rzuciła zaklęcie, a następnie oddaliły się, jakby nigdy ich tam nie było. Musiały poczekać na skutki, ale już teraz czuły satysfakcję. Grace i Liz odprowadziły Kelly pod gabinet dyrektora, a następnie we dwie ruszyły do Wielkiej Sali, gdzie miały spotkać się z Lauren. Okazało się, że dziewczyny jeszcze nie było, więc usiadły i same zaczęły jeść.

Grace opowiedziała Liz o liście od ojca. Miał nieuleczalne problemy z sercem, a cotygodniowe listy sprawiały, że miała mniejsze wyrzuty sumienia. Grace już kilka razy chciała rzucić szkołę, żeby zająć się ojcem, ale kategorycznie jej tego zabraniał, wierząc, że jego córka będzie miała lepsze życie. Ojciec nie zdawał sobie sprawy z sytuacji, która obecnie panowała w magicznym świecie, a Grace umyślnie pozostawiała go nieświadomym w tej kwestii. Tak było po prostu lepiej.

Kiedy Lauren przyszła, skorzystały z okazji i zaczęły dokładniej omawiać imprezę urodzinową Kelly. Zaplanowały, że urządzą ją w Pokoju Życzeń, by na pewno nauczyciele nie przeszkadzali, takie rozwiązanie też ułatwi dekorowanie. Alkohol i przekąski też nie stanowiły problemu, bo skrzaty pracujące w kuchni uwielbiały Grace. Do tego kilka sykli i będą mieli prawdziwą ucztę wraz z nielegalnie wniesioną Ognistą. W końcu osiemnaste urodziny ma się tylko raz w życiu.

Największym problemem był tort. Dziewczyny zdecydowały, że wymkną się w nocy, by upiec tort. Jednak zanim Kelly poszła spać, minęło bardzo dużo czasu. Dokładnie opowiedziała im wizytę u dyrektora. Dobrze przeczuwała, że nie wyrzucą jej ze szkoły, ale na jakiś czas została zawieszona jako kapitan i nie mogła brać udziału w najbliższym meczu. Cały wieczór chodziła wściekła po dormitorium, że ostatnia szansa, by dokopać Ślizgonom właśnie przepadła.

W końcu zasnęła. Kelly miała tą niezwykłą zdolność, że potrafiła zasnąć dosłownie wszędzie. Grace jej tego zazdrościła, bo sama od jakiegoś czasu zmagała się z problemami ze snem i musiała pić eliksir, który jej w tym pomagał.

Opuściły Wieżę Gryffindoru i zaczęły schodzić aż na sam dół.

— Co jeśli spotkamy, któregoś z prefektów? — spytała nagle Grace.

— Cholera, teraz mi to mówisz? Zapomniałam zabrać mapę — szepnęła Liz. Mapa Huncwotów wskazywała każde pomieszczenie w Hogwarcie oraz to gdzie ktoś się znajdował, o konkretnej porze. Była bardzo pożyteczna przy takich wędrówkach jak ta. — Trudno jakoś odwrócimy ich uwagę.

— Bardzo lubisz odwracać uwagę Ślizgonów, prawda Lizzie? — dodała żartobliwie Grace.

— A co z Puchonką? — dopytała Lauren.

— Odwracanie uwagi Prefektów Naczelnych to moje ulubione zajęcie i płeć nie ma tu znaczenia.

Liz mrugnęła do nich jednym okiem, na co Grace szeroko się uśmiechnęła.

Prefektami Naczelnymi była Puchonka o imieniu Sophia Everett oraz Ślizgon o imieniu Regulus Black. Ona była mugolaczką, która chodziła z Grace na zielarstwo, natomiast chłopak pochodził ze znanej czystokrwistej rodziny. Był również bratem Syriusza, ale przez te wszystkie lata szkoły nigdy nie widziała, aby zamienili ze sobą choćby słowo. Podobno chodziło o obsesję na punkcie czystej krwi. Ta ideologia niszczyła rodziny, a mimo to niektórzy czarodzieje wciąż nie dostrzegali problemu.

Zdawało się, że Prefekci Naczelni byli swoimi kompletnymi przeciwieństwami, ale pewnie Dumbledore miał powód, by tak ich połączyć.

Grace jako pierwsza skręciła w kolejny korytarz i prawie od razu się zatrzymała. Jakby właśnie wywoła wilka z lasu, dwoje prefektów stało tuż przy Wielkiej Sali. Liz pociągnęła ją za ramię, ale Puchonka zdążyła już ją zauważyć.

— Grace?

Spojrzała na swoje przyjaciółki nieco spanikowana.

— No idź, Lizzie, to ty miałaś odwrócić ich uwagę — wyszeptała.

— Ja?! Ja tylko żartowałam!

— Idziemy wszystkie — zarządziła Lauren, popychając je do przodu.

Grace miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Spojrzała kątem oka na Liz, która pospiesznie poprawiła włosy.

— Na Merlina, co za spotkanie! — powiedziała z promiennym uśmiechem. — Co tu robicie?

— To my powinniśmy zadać to pytanie.

Sophia założyła ręce na piersi, przenosząc wzrok z Liz na Grace. Regulus z lekko przymrużonymi oczami przyglądał się Lauren, która stała nieco z tyłu. Liz zaśmiała się sztucznie, obejmując ramieniem Grace, ale to wystarczyło, by zwróciła na siebie uwagę prefektów.

— Biedulka Grace lunatykuje...

— Gdzie Laine? — spytał nagle Regulus, co nieco wybiło Liz z kłamstwa.

— Słucham?

— Zawsze jesteście we cztery, a teraz jednej brakuje. Gdzie Laine?

Uśmiechnęła się.

— Odpuść ją sobie. Ma narzeczonego, ale ja jestem wolna.

Mrugnęła do niego jednym okiem, na co on tylko głośno westchnął, przewracając oczami.

— Kelly śpi. Idziemy do kuchni upiec jej tort, bo jutro są jej urodziny — wtrąciła Lauren.

— No wiesz ty, co? Jak mogłaś nas tak łatwo sprzedać?

Sophia spojrzała na Grace.

— To prawda?

Skinęła głową. Puchonka spojrzała na Regulusa, który delikatnie pokręcił głową. Następnie się odezwała:

— Jako prefekci musimy was odprowadzić do pokojów, ale tak się składa, że musimy jeszcze na chwilę zajrzeć do kuchni. Podejrzewamy, że ktoś mógł dosypać coś do jedzenia grupie Ślizgonów...

— Cudownie, ruszajmy!

Grace i Liz ruszyły jako pierwsze, rzucając sobie porozumiewawcze spojrzenia. Wyśnione zaklęcie Kelly zadziałało, a podróż do kuchni nie była aż tak nielegalną sprawą, bo mieli przy sobie parę Prefektów Naczelnych. Nadchodzący rok zapowiadał się na naprawdę wyjątkowy, a Grace miała tylko nadzieję, że los będzie im sprzyjał, aż do końca szkoły.

Dzieci GryffindoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz