W twoich oczach

29 3 6
                                    

Czuję silny ból... wszystkiego kiedy próbuje się poruszyć. Gdzie jestem do jasnej cholery?

Tył mojej głowy pulsuje nieprzyjemnie, a moje powieki nie chcą się podnieść. Czuję się beznadziejnie, dlaczego się obudziłem? Może zasypianie nie było przyjemne, ale sen był wspaniały. Chwila, czemu zasypianie nie było przyjemne? Zasypianie powinno być przyjemne, coś jest nie tak.

Kurwa, mam ochotę jęknąć z bólu, gdy lekko poruszam tułowiem, ale z mojego gardła wydobywa się tylko ochrypły pomruk, przypominający zduszony kaszel. Chcę krzyczeć, bez sensu, nie uda mi się, pewnie jeszcze śpię. Próbuje uchylić powieki, na marne.

Moje usta opuszcza sapnięcie, które miało być właściwie westchnięciem. Tak ciężko wybudzić się z koszmaru, tylko od kiedy sceneria koszmarów jest czarna? Nie przypominam sobie abym bał się ciemności.

Po tej myśli widzę przez zamknięte powieki jakieś światła. Zaciskam mocniej powieki (na co zużywam mnóstwo energii) i widzę nieprzyjemne dla oka wzorki które z czerni wchodzą w zieleń i czerwony, i teraz udaje mi się otworzyć oczy.

Jawa chyba gorsza niż sen, znów nic nie widzę oprócz oślepiającego światła. Co się do diabła dzieje?

Mój wzrok po chwili przystosowuje się do jasności pomieszczenia. Lężę na brudnej podłodze, pełno tu śmieci. Mam na sobie czarne spodnie dresowe, dostrzegam dziurkę na jednej nogawce. Tak, to chyba stare dresy Ray'a. Mój wzrok ląduje na śmieciach blisko mojej twarzy. Zwykłe białe tabletki i wypita do końca Whiskey, której zapach kojarzy mi się z...

Cholera, cała moja głowa pulsuje nieprzyjemnie. Próbuję podnieść lewą ręke, mam wrażenie, że to na nic. Klnę w myślach, gdy czuję ostry ból, zupełnie nowy, który jakby odblokowałem dopiero po poruszeniu kończyną.

Frank. Frank! Gdzie on jest? On mi pomoże, jest dobry w takich sprawach. Dziwnych, losowych i nieprzemyślanych sytuacjach. Tyle razy pakował się w takie akcje.

Udaje mi się podnieść dłoń. Nie wysoko, ale jestem w stanie dostrzec powód mojego bólu. Krzyczę pierwszy raz od diabli wie kiedy, choć krzyk to za dużo powiedziane. Stróżka krwi płynie po moim przedramieniu, a do głowy uderza fala wspomnień. Strumień świadomości zgina mnie w pół, ruch przyprawia mnie o nieprzyjemne dreszcze. Za dużo obrazów na raz, ale chyba coś rozumiem.

"Frank..." podsuwa mi cichy głosik w mojej głowie. Natłok wspomnień dostarcza nowe dawki adrenaliny do mojego ciała, i choć powoli, to podnosze się do siadu, opierając tylko na prawej dłoni. Mój wzrok ląduje po mojej lewej.

-N...-słowo ugrzęzło mi w gardle.

Krzyczę, kurwa, krzycze choć cholernym słowem odezwać się nię moge. Czuję jak płonę bólem, moja klatka piersiowa się rozdziera, podcięte żyły rozszerzają, a świat zaczyna wirować. Dopiero jak oczy zachodzą mi łzami zdaję sobie sprawe jakie były suche.

Mój Frank.

Moja głowa opada na jego bezwładne ciało, na nieruchomą klatkę piersiową.

Zaczynam łkać jak głupi, zachłystając się powietrzem. Nie mogę oddychać, ale po chwili zaczynam odzyskiwać czucie w kończynach i jakiegoś stopnia sprawność. Podnoszę się i staram oddychać miarowo. Moje starania idą w cholerę, kiedy w oczy rzucają mi się ręce Franka. We krwi. Obydwie.

Znów krzyczę, tym razem dźwięk, który z siebie wydałem faktycznie można nazwać krzykiem. Zbieram się w sobie, podnoszę się i klęcze nad Frankiem. Moim Frankiem, tylko moim...

Kładę drżące dłonie na jego policzkach. Obraz znów mi się rozmywa, moje łzy kapią na moją skurzaną kurtkę, którą nie raz mu pożyczałem, bo mimo, że jest stara i zniszczona, pachniała nim i mokrymi pocałunkami, które składałem na jego szyji w odmętach nocy.

Wplątuje dłoń w jego przydługie brązowe włosy. Tak uwielbiałem się nimi bawić. Śledzę dokładnie ekspresje jego twarzy. Oczy ma zamknięte, a jego brwi są rozluźnione, co oznacza, że odszedł spokojnie.

-Kocham cię, Frank. Kocham cię.

Składam pocałunek na jego martwych ustach. Są takie zimne. Takie martwe. Moja łza skapuje na jego bladą skórę.

Powtarzam jeszcze sto razy jak bardzo go kocham mimo, że mnie nie usłyszy.

Już nigdy nie spojrzy na mnie swoimi piwnymi oczami. Już nigdy jego delikatnie dłonie nie uraczą mnie swoim dotykiem. Jego usta już nigdy nie wykrzywią się w uśmiechu. Jego serce nigdy już dla mnie nie zabije.

Mieliśmy zrobić to razem. To niesprawiedliwe... Czuję się jak morderca.

Odwracam się i spoglądam na dwie kupki tabletek. Obydwoje wzięliśmy półtorej opakowania, więc dlaczego ja jeszcze tu jestem? Chwytam w dłoń po jednej tabletce z każdej kupki.

Jedna jest cięższa niż druga. Moment...

Kurwa.

Zrobił to specjalnie, zaplanował to. Przez niego patrzę na jego martwe ciało, samemu będąc żywym.

Krzyczę, zdzierając sobie gardło. Agonia ogarnia całe moje ciało, czuję jak żal wypełnia całe moje serce.

On to wszystko zaplanował.

-Frankie, dlaczego mi to zrobiłeś? Dlaczego zrobiłeś to sobie?

Głos mi się łamie, a ja znów upadam na ziemię. Tym razem widzę koło siebie pogniecioną kartkę. Decyduje się znów podnieść do siadu, a słowa na niej napisane łamią mi serce na dziesiątki kawałków.

" Przepraszam, Gerard. Na mnie było już za późno, a twoje serce chciało bić. Widziałem to w twoich oczach. "

W twoich oczach { ᶠʳᵉʳᵃʳᵈ }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz